31.03.2009

Mgły na Górze Szybowcowej

Chwilowo zabrakło mi pozytywnych tematów... świat mi zszarzał i spowszedniał. Ubrałem się więc skoro świt i poszedłem z Frodą szukać ukojenia pośród mgieł. I bardzo szybko zacząłem żałować, że dysponuję tak kiepskim sprzętem fotograficznym - poranek ostatniego dnia marca przyniósł bowiem widowisko niezwykłe. Wdrapałem się z tek okazji na Górę Szybowcową, jednak prawdziwe piękno tych "pejzaży horyzontalnych" pozostanie w mojej głowie... Zamarzył mi się Nikon D3x z porządną optyką, ale wydać ponad 30 tysięcy na aparat fotograficzny po to tylko, by publikować na blogu...?! Mizerny jakościowo plon fotograficzny mojego porannego spaceru poniżej.
Krótko przed godziną siódmą - zza zagajnika i spośród mgieł wytacza się gwiazda
Froda dojrzała stado saren - mój obiektyw ich niestety nie dojrzał
U podnóża Szubienicznej, czyli Szybowcowej (godzina siódma dwadzieścia)
W połowie podejścia pod Szybowcową - owe białe plamki na horyzoncie to Śnieżne Kotły
Pas startowy - czyli Highway to Heaven
Raz jeszcze próba ze Śnieżnymi Kotłami - to trzeba jednak oglądać "naocznie"
Froda na granicy stref zimy i wiosny
Godzina ósma pięćdziesiąt - po porannej mgle radiacyjnej ani śladu; po szadzi również
Przerąbane...
(O)Lśnienie
Do domu wróciłem o dziesiątej. Pełen barw i z pozytywnym (by nie rzec "pozytywistycznym") nastawieniem do życia...

30.03.2009

Opłata licencyjna dla Gazety Wybiórczej

Piszę tego bloga w dużej mierze dla siebie, ale także po to, by zachować pewne materiały, które z komputera po jakimś czasie znikają (dezaktualizują się, jak chociażby relatywnie świeża sprawa 'talerzy' na Śnieżce). Po liczbie odwiedzających i analizie tzw. "słów kluczowych" oraz adresów IP, które przewijają się na blogu wnioskuję, że jest pewne grono osób, które czasami zaglądają tutaj, być może również po to, aby zdobyć jakieś (potrzebne?) informacje. Staram się nie łamać praw autorskich, jeżeli korzystam z materiałów z innych stron internetowych, a jeśli widzę zastrzeżenia - zwracam się o zgodę do odpowiednich osób (autorów), co miało miejsce choćby w przypadku posta "Josephinenhütte - secesja, Art Déco, modernizm". Otrzymałem wówczas od pana Marka Kordasiewicza następującego maila:
Równie "porządnie" chciałem postąpić wobec Gazety Wyborczej. Zainteresował mnie artykuł (i poruszony w nim problem) " Zakończmy wojnę wrocławsko pruską". Zwróciłem się więc o umożliwienie nabycia licencji do opublikowania go na tym blogu. Odpowiedź, a szczególnie kwota, jakiej zażądała AGORA S.A., wprawiła mnie w osłupienie. No cóż - pewnie kryzys dopadł i "Wyborczą", jeżeli za swoje teksty żąda od niekomercyjnie piszących "blagierów" takich sum... Poniżej uprzejma, acz krótka korespondencja z AGORĄ...
Rezygnuję więc z "przedruku", kto zechce, znajdzie wspomniany artykuł na stronie internetowej Gazety Wyborczej.

29.03.2009

Różne oblicza niemieckiej turystyki grupowej (w Polsce)

Zdjęcia poniższe znalazłem w internecie, a osoba je publikująca (ze Stanów Zjednoczonych) napisała, że chętnie się nimi podzieli, co i ja niniejszym czynię. Gdy je oglądałem, miałem nieodparte wrażenie, że po zmianie podpisów (nawet nie wszystkich), "ubiorów", środków transportu, po uwspółcześnieniu tych fotografii - zdjęcia mogłyby pochodzić z niejednego wycieczkowego autokaru, którymi już po wojnie, przyjeżdżali do nas nasi zachodni sąsiedzi, ze szczególnym uwzględnieniem lat po 1990 r, a w których miałem okazję być przewodnikiem. Zastanawiam się, czy sarkazm tego wpisu nie będzie za daleko idący... Jeżeli takie będą komentarze - zdejmę ten wpis z bloga. A tak przy okazji - w tym roku, we wrześniu minie 70 lat od owej przedstawionej na zdjęciach "wycieczki"...
"W drodze na Wschód" - początek wycieczki
"Tuż przed granicą" - za moich czasów pilockich wystarczyła lista uczestników, ale podczas ówczesnej wycieczki podróżnych było z pewnością zbyt wielu.
"Nasz szef kompanii" - albo po prostu: pilot wycieczki
"Naprzód polskimi drogami" - bywały i współcześnie czasy, że niemieckie autokary jechały nieomal kolumną - czy to do Krakowa, czy Wrocławia
"Polska kuchnia" - ciesząca się niezmiennie uznaniem po dziś dzień, a także wszelkiego rodzaju trunki (ze szczególnym naciskiem na 'Żubrówkę')
"Przerwa w podróży pod Pińczowem" - tych przerw robi się sporo, a to ze względu na "okoliczności przyrody", a to przez wzgląd na fizjologię
"Żydzi pod Miechowem". Niezwykle chętnie niemieccy turyści odwiedzają krakowski Kazimierz z jego cmentarzem przy synagodze Remu (często nie kryjąc zdziwienia, że obiekty te się zachowały...)
"Fasowanie prowiantu" - odbywa się do dzisiaj: najpopularniejszą formą dożywiania się w trasie są przygotowywane z reguły przez kierowcę autokaru "bockwursty" i "filterkaffee" (parówki i kawa z ekspresu przelewowego)
"Pontonami przez Wisłę" - bez specjalnych atrakcji nie może się obyć, także dzisiaj, czy to spływ Dunajcem na tratwach, czy wycieczka płaskodennymi łodziami na Mazurach...
"Most na Sanie". Nie będę komentował, bo stan polskich mostów niewiele się poprawił od czasów przedstawionej na tych zdjęciach "wycieczki"
"Biłgoraj w gruzach" - historyczne ruiny są chętnie i często zwiedzane przez gości zza zachodniej granicy; koło Kętrzyna musi to być teren byłej "Wolfschanze" w Gierłoży, czy choćby stare zamki na Dolnym Śląsku, które przecież sami dobrowolnie doprowadzamy do całkowitej ruiny (vide Wleń)
"Zajmowanie kwater zimowych w Kruppe" - nie wiem, co to za miejscowość, natomiast istotnie zimą i latem do salonów fryzjerskich w Polsce przybywają tłumy Niemców, by za pół (a nawet ćwierć) ceny poddać się zabiegom pielęgnacyjnym
"Polskie drogi". Zbieżność z niezłym zresztą serialem przypadkowa. Natomiast zbieżność z obecnym stanem dróg w naszym kraju raczej zamierzona
"W drodze do domu" - każda wycieczka się kiedyś kończy, na szczęście nie każda w taki sposób, jak ta najdłuższa w XX wieku. Ciarki mnie czasem przechodzą, gdy słyszę od niektórych moich Gości serdeczne zapewnienie: "My tu jeszcze wrócimy...!"
Z góry przepraszam, jeśli takimi komentarzami obrażam czyjeś uczucia, ale powstrzymać się nie mogę. Zdjęć jest więcej (razem 30), nie wszystkie uważam za nadające się do publikowania, a z pewnością nie w takiej formie, jaką przyjąłem. "Tempora mutantur", ale czy naprawdę MY zmieniami się wraz z nimi...?

27.03.2009

Wielka powódź w Kowarach (czerwiec 1897 r.)

Deszcz lał strumieniami; była to nieprawdopodobnie parna noc. Musiało być koło północy, gdy rozległy się niezwykłe dźwięki. W domach w dolnej części miasta dawno już zgasły światła. Mieszkańcy spokojnie udali się na spoczynek. Usłyszałem wówczas coraz silniejszy szum przepływającej tuz obok budynku Jedlicy, przeplatany tępymi uderzeniami głazów, które porwała rzeka, miotając je o mury oporowe. Głębokie, niesamowite dźwięki brzmiały niczym wystrzały z armat! Mimo to nie czułem większego niepokoju, gdyż podobne sytuacje już się zdarzały i kończyły się przeważnie niewielkimi niedogodnościami, zalaniem piwnic i innymi drobnymi niewygodami. Koło godziny 1:00 (w nocy) rozległa się syrena alarmowa ochotniczej straży pożarnej, zagłuszana chwilami przez głośny szum Jedlicy. Jednak ulice i brzegi Jedlicy pozostały puste. Nawet w najbardziej zagrożonych domach ludzie spokojnie spali. Gdy poczęło świtać, ujrzano to, co do tej pory było jedynie słychać. Żółto-szare, spienione masy wody pędziły łożyskiem rzeki, niosąc belki, drzwi, deski, meble; miejscami wylewając z koryta, zalewając ulicę i chodnik – w tym momencie runął mały dom, znajdujący się po prawej stronie, i utonął w Jedlicy. Pozostała tylko niewielka reszta: jedna ściana szczytowa z powiewającymi na wietrze firankami i rozrzuconymi sprzętami gospodarstwa domowego. Ludzie uratowali się, skacząc przez okna. Kobieta starała się uratować pościele, lecz w tym momencie izba wraz z łóżkiem zsunęła się do wody, a ona sama ledwie się uratowała.
Szedłem dalej ulicą, brodząc w mule. Kamienny most, pierwszy w dolnej części miasta, pozostał nietknięty. Poza nim chyba tylko jeszcze dwa mosty – pozostałe, oraz kładki, czy to z kamienia, czy z drewna, czy z żelaza, po prostu zniknęły. W miejscu, gdzie odchodzi pierwsza ulica w kierunku dworca i Karpacza, woda rozmyła nawierzchnię i podmyła mur oporowy. Ścinano drzewa owocowe, by zatrzymać wodę, która swój najwyższy stan osiągnęła pomiędzy godziną czwartą a pół do piątej. Jakiż straszliwy obraz rozciągał się w tym właśnie miejscu! Wprawdzie Jedlica rwała i szalała jeszcze w swoim starym korycie, jednak wyżłobiła sobie drugą odnogę. Z wielką siłą woda uderzała w położony nad brzegiem domek drobnego handlarza, który w ostatniej chwili uszedł niebezpieczeństwu, porwała wreszcie dom, pozostawiając jedną niewielką izdebkę, wdarła się na Gartenstraße, uderzyła w szkołę dla Kowar Dolnych, porywając jeden z pokoi mieszkania nauczyciela, pochłonęła położony obok dom mistrza malarskiego oraz zniosła z powierzchni ziemi dom kupca Hentschela wraz z przydomowym ogródkiem, najładniejszym w mieście, całą dumą i radością 80-letniego właściciela. Od Rynku płynie szeroką strugą płytka woda, wypływająca ze ścieżki, prowadzącej do gospody „Pod Czarnym Koniem”, dokąd dostała się z położonych wyżej terenów. Jakiż straszliwy widok przedstawiają oficyny domów położonych tuż nad wodą! Zbudowano jest przeważnie tuż nad rzeką, niektóre sięgały ponad lustro wody. Zbliżając się ku nim, obok miejsc, gdzie wczoraj nieledwie stały małe, zadbane domki, spozieramy w otwarte resztki izb, warsztatów i magazynów. Tu wisi obraz, niewielki landszaft, na którym błękitne niebo kontrastuje z kolorytem mglistego dnia; tam wejrzeć można głęboko w najtajniejsze schowki w domu rzeźnika, widać też pozostałości po piekarni, po warsztacie blacharskim, którego cenne maszyny uniosła Jedlica. W oficynie pewnego destylatora znajdowała się stajnia dla koni i mieszkanie woźnicy. Stajnię, konie a także woźnicę porwała woda. Woźnica, August Trautmann spod Kostrzycy, wołał zapewne o pomoc, gdy szalejący nurt pociągnął go pod most Nepomucena; jednak czy ktoś byłby w stanie pomóc? Jego zwłoki znaleziono w Łomnicy. Zewsząd słychać było wołania o ratunek i wrzaski przerażenia, jednak nie było możliwości dotarcia do nieszczęśników, gdyż nikt nie był wstanie opuścić podmywanych przez wodę domów. Rozbijano drzwi i wybijano okna, by ratować ludzi i dobytek – jedno zniszczenie powodowało kolejne, aż wreszcie ujrzano bezmiar katastrofy, która w przeciągu niewielu godzin, często – w ciągu 10 minut, a czasami w mgnieniu oka nagle zniszczyła mienie i szczęście wielu rodzin. Obraz spustoszeń sięgał Podgórza. Tu i ówdzie porwane przez wodę domy, w górnej części miasta zerwane nawierzchnie ulic i wypłukane nowe koryto rzeki; jeszcze wyżej ku fabryce porcelany, której położona nad rzeką przybudówka została zniesiona, aż po kompletnie zdewastowaną leśniczówkę nad Podgórzem – wszędzie ten sam widok! Oberwanie chmury, które musiało przejść nad grzbietem, gdzieś powyżej Okraju, wraz z padającym od wielu dni deszczem spowodowały, że strumienie i rzeka wystąpiły z brzegów, tworząc sobie nowe koryta prowadzące wprost przez ludzkie domostwa i warsztaty. Według danych urzędowych magistratu zniszczonych zostało 14 budynków mieszkalnych i 15 innych budowli, 10 domów mieszkalnych i 5 innych budynków silnie uszkodzonych, 12 publicznych i 9 prywatnych mostów zerwanych, 3 kilometry dróg publicznych i ponad kilometr prywatnych rozmytych, 5 kilometrów publicznych i 10 kilometrów prywatnych ścieżek w znacznym stopniu uszkodzonych. Pół hektara pól, cztery hektary łąk i jeden hektar ziemi ogrodowej znalazły się pod warstwą piasku. Zerwanych zostało 800 do 900 metrów murów oporowych, na długości 2 km koryto Jedlicy wypełniał piasek i żwir. Całkowite szkody miasta wyniosły 497.536 marek. Sam właściciel fabryki porcelany ocenił swoje straty na ponad 105.000 marek. W kopalni „Bergfreiheit” poziom wody podniósł się o 66 metrów, co spowodowało zawalenie się licznych konstrukcji kopalnianych. Wydobycie wstrzymano na 3 miesiące.
Georg Friedlaender: "Aus den Tagen der Überschwemmung", Kowary, 1898 r.
zdjęcia ze strony Wratislaviae Amici

25.03.2009

Josephinenhütte - secesja, Art Déco, modernizm

Huta Józefiny (Josephinenhütte)
Bogu - co boskie, cesarzowi - co cesarskie, a pani doktor Stefanii Żelasko oddać należy, co jej należne: wielki szacunek za tę benedyktyńską robotę. W 2005 r. nakładem Glasmuseum Passau ukazała się ważna i piękna pozycja jej autorstwa pt.: "Gräfliche Schaffgotsch'sche Josephinenhütte - Kunstglasfabrik in Schreiberhau und Franz Pohl 1842 - 1900" z podtytułem "Ein Beitrag zur Kulturgeschichte des Hirschberger Tales" [ISBN 3-927218-94-4] (niestety tylko w języku niemieckim i angielskim). Wkrótce zaś - jak dowiedziałem się od Autorki - na rynku pojawi się kontynuacja tej pracy - zamieszczam więc odpowiedni komunikat, bo rzecz warta jest i lektury i łakomych oczu spojrzeń na owe szklane cudeńka, wspaniale sfotografowane i opisane. Przyznać jednak muszę, że nie jestem znawcą szkła artystycznego, raczej jego oglądaczem, może nawet „podziwiaczem” , a z pewnością dość wiernym użytkownikiem (szczególnie tych bardziej filigranowych wyrobów o pojemności do 100 gram). Dla obiektywizmu opinii przedstawię więc fragmenty recenzji pióra pana Marka Kordasiewicza (otrzymałem na to pozwolenie od Autora, ze wskazaniem, że pełny tekst recenzji ukazał się także w "Roczniku Jeleniogórskim", tom XXXIX 2007, str. 303) pierwszej ze wspomnianych prac pani dr Żelasko, który nie popada w tak bezkrytyczny zachwyt nad książką, jaki w samouwielbieniu demonstruje jej Autorka. Pełny tekst znajduje się również w formacie PDF na stronie Paperweights.
Uwagi o publikacji „Gräflich Schaffgotsch’sche Josephinenhütte”
Marek Kordasiewicz
W 2005 r. nakładem wydawnictwa Georg und Peter Höltl, Glasmuseum Passau ukazała się niemieckojęzyczna publikacja „Gräflich Schaffgotsch’sche Josephinenhütte. Kunstglasfabrik in Schreiberhau und Franz Pohl 1842-1900” autorstwa Stefanii Żelasko. Jest to obecnie najobszerniejsza praca poświęcona hucie szkła Josephinenhütte° i pierwsza próba całościowego ujęcia działalności huty i jej twórcy Franza Pohla w latach 1842-1900. [...] Jak deklarowała Autorka podczas swoich wystąpień poprzedzających ukazanie się książki, publikacja ta jest efektem jej pracy doktorskiej. Można więc było oczekiwać naukowego podejścia do tematu i bardzo bogatego udokumentowania przedstawionych informacji i wywodów. […] Autorka starała się udowodnić odrębność stosowanej w Josephinenhütte technologii szklarskiej na podstawie dokumentów archiwalnych i wyrobów szklarskich prezentowanych w katalogu na ponad 300 fotografiach. [...] Uwagę zwraca jednak brak dokumentacji na poparcie tak dokładnych atrybucji. Jeżeli o pochodzeniu szkła z Josephinenhütte można jeszcze wnioskować z przesłanek takich jak forma, zastosowana charakterystyczna technika czy specyficzny rodzaj masy szklanej, to już podawanie autorstwa projektu czy osoby szklarza wykonującego dany przedmiot wymaga jednoznacznego udokumentowania. W przytaczanych materiałach na które powołuje się Autorka brak jest jednak takich dowodów. Podstawa wywodów i jednoznaczność atrybucji dokonanych przez Autorkę budzi więc w tej materii duże wątpliwości. Czytelnik zadaje tu sobie pytanie, czy istnieją jakieś źródła archiwalne znane Autorce, które pozwoliły na tak jednoznaczne atrybucje, a które nie zostały w publikacji ujawnione? Mogłyby to być jedynie oryginalne wzorniki z huty lub inne publikacje ilustrujące konkretne wyroby. Niestety, źródła na które się powołuje Autorka w przeważającej mierze nie mają takiego charakteru. W większości prezentowanych w książce szkieł trudno jest podważyć lub potwierdzić podane przez autorkę atrybucje. Jednak w przypadku wąskiej grupy niezwykle istotnych technologicznie wyrobów z karkonoskich hut szkła°, w tym Josephinenhütte możliwa jest jednoznaczna weryfikacja twierdzeń Autorki. Chodzi tu o szkła w technice filigranu i millefiori, gdzie z uwagi na postęp badań w tym zakresie i dostępne publikacje z tego tematu dysponujemy niezbędną wiedzą do prawidłowej atrybucji przedstawionych szkieł i materiałów. [...] Analiza szkła millefiori może być doskonałym narzędziem do prawidłowej atrybucji wielu wyrobów z niego wykonanych. Niezbędna jest tu jednak rzetelna wiedza i doświadczenie. W przypadku niniejszej publikacji i przedstawionej bibliografii widać, że Autorka swą wiedzę na temat millefiori czerpała głównie z pozycji „The Encyclopedia of Glass Paperweights” Paula Hollistera, nie uwzględniając najnowszych materiałów z tej dziedziny. „Encyklopedia” jest co prawda dziełem sztandarowym, zawiera dużo podstawowych i do dzisiaj aktualnych informacji na temat szklanych przycisków do papieru i technik w nich stosowanych. Jednak oparcie się głównie na lekturze nawet tak znakomitej książki nie daje wystarczającej wiedzy niezbędnej do naukowych analiz przedmiotu. [...] Przytoczone fakty zmuszają niestety do krytycznego podejścia do niniejszej książki. Na obronę Autorki można zaliczyć chęć przywrócenia należnej pozycji hucie Józefiny w świetle dotychczasowych publikacji z dziedziny szkieł z obszaru Karkonoszy. Jednakże forsowane przez Autorkę nieuprawnione teorie sprawiły, że cała publikacja straciła wiarygodność i powinna być krytycznie oceniana przez fachowców i miłośników XIX-wiecznego szkła. Świadomy tego Czytelnik będzie w stanie właściwie skorzystać z analizy archiwalnych materiałów, które mimo wszystko są wartością tej książki. Pozostaje mieć nadzieję, że w następnych publikacjach Autorki zwycięży jednak naukowa rzetelność. ° Proponowane i wprowadzone przez Autorkę określenie „huta Josephine” zamiast potocznego spolszczenia „huta Józefina” również jest nieścisłe – prawidłowo powinno być „huta Józefiny”, gdyż tak brzmi nazwa własna huty w tłumaczeniu na język polski. ° Przed powstaniem Josephinenhütte po śląskiej stronie Karkonoszy działały dwie, mające duży wpływ na odrodzenie i rozwój techniki filigranu i millefiori huty w osadach Hoffnungsthal i Carlsthal. Tam również w czasie istnienia Josephinenhütte wytwarzane były szkła we wszystkich zaawansowanych technikach. Również huty po czeskiej stronie Karkonoszy produkowały szkła filigranowe, inkrustowane i millefiori. Pamiętać należy, że w większości źródeł z 1 połowy XIX wieku dotyczących działalności tej huty jej oryginalna nazwa brzmi „Carlsthal”. Autorka natomiast wprowadziła w całej publikacji nazwę „Karlstal”, spotykaną czasem w materiałach XX-wiecznych, kiedy huta w tej osadzie już nie istniała.

IMGW na temat Śnieżki

Biuro prasowe IMGW wydało następujący, długi komunikat:
Stan prac na Śnieżce
20 marca br w WOM Śnieżka odbyło się spotkanie zespołu złożonego z przedstawicieli nadzoru budowlanego, prokuratury rejonowej, zespołu ekspertów z Politechniki Wrocławskiej oraz Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Zespół ten dokonał oględzin obiektu i podjął decyzję o udostępnieniu pracownikom IMGW części środkowego i dolnego dysku. Została także wydana wstępna zgoda na przeprowadzenie, przez specjalistyczne ekipy, demontażu urządzeń i wyposażenia znajdującego się w i na uszkodzonym górnym dysku oraz na przystąpienie do rozbiórki górnego dysku po opracowaniu i zatwierdzeniu projektu rozbiórki. Szczególnie pilne jest usunięcie i zabezpieczenie ruchomych elementów, które w przypadku wystąpienia silnego wiatru mogą stanowić zagrożenie dla osób przebywających w budynku i w jego otoczeniu oraz powodować dalszą destrukcję obiektu. Równolegle z ww. zespołem pracowały na Śnieżce (w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych) ekipy IMGW, które: 1. instalowały nową automatyczna stację MAWS w ogródku meteorologicznym z deszczomierzami (obok WOM Śnieżka); 2. uruchamiały transmisję z MAWS poprzez dataloger SUTRON do komputera stacyjnego; 3. instalowały nowe retransmitery do utrzymania łączności cyfrowej i głosowej ze stacjami pomiarowymi; 4. podjęły próbę zestawienia kanału łączności z WOM, dla przekazywania depeszy SYNOP. Prace, o których mowa w pkt. a i b zostały z powodzeniem zakończone w dniu 20 marca br. i w wyznaczonych pomieszczeniach WOM (sala muzeum) uruchomione zostało tymczasowe stanowisko obserwatora meteorologicznego. W oparciu o zainstalowaną stację MAWS są obecnie prowadzone pełne pomiary i obserwacje synoptyczne. Dane cyfrowe z MAWS są dostępne w Systemie Telemetrii i Systemie Hydrologii z częstotliwością raz na godzinę. W dniu 21 marca 200r. stwierdzono, że destrukcja górnego dysku budynku WOM nie postępuje, przynajmniej wizualnie i wg opinii pracujących tam pracowników IMGW. Cały obiekt jest okryty szadzią, której miąższość znacznie zwiększyła się w ostatnich dniach. Budynek jest otoczony liną z zawieszonymi na niej tabliczkami zakazującymi wstępu w pobliże budynku. Podobną liną otoczony jest ogródek meteorologiczny i zainstalowana tam stacja MAWS. Na szczycie Śnieżki i w otoczeniu budynku WOM gromadzą się licznie, docierający tu ze strony czeskiej i polskiej, turyści. Cześć z nich łamie zakaz podchodzenia w pobliże budynku, głównie w celu wykonania zdjęć. Stacja MAWS pracuje normalnie i obserwatorzy meteorologiczni wykonują swoje rutynowe prace. Dziennik spostrzeżeń meteorologicznych prowadzony jest na bieżąco. W dniu 21 marca 2009r. do WOM Śnieżka dotarła nowa zmiana obserwatorów, którzy wymienili zespół tam pracujący od 2 tygodni. W WOM Śnieżna nadal pracuje ekipa pracowników Ośrodka Serwisu Systemu Telemetrii dla uruchomienia nowych retransmiterów i łączności z WOM Śnieżka. Pracownicy ci natrafili na poważne trudności w wyszukaniu odpowiedniego miejsca na montaż anten radiowych. Dotychczasowe anteny zainstalowane były na tarasie pomiarowym nad górnym dyskiem. Ściany WOM są bardzo grube i jest w nich stalowa konstrukcja, a wymienione w 2008 roku okna bardzo silnie tłumią sygnał radiowy. Miejsce na instalację anten zostało w dniu 21 marca br. znalezione i zostały one zainstalowane za oknem dolnego dysku, a kable przeprowadzono poprzez otwory wywiercone w ościeżnicy okna. W dniu 22 marca 2009 roku w godzinach porannych (3:00) zostały zakończone prace związane z przeniesieniem i uruchomieniem nowych retransmiterów zapewniających łączność cyfrową i głosową ze stacjami pomiarowymi na terenie województwa dolnośląskiego. Tego samego dnia w godzinach popołudniowych (18:00) obserwatorzy z Wysokogórskiego Obserwatorium Meteorologicznego na Śnieżce rozpoczęli przekazywanie depeszy SYNOP, poprzez Stację Hydrologiczno - Meteorologiczną w Jeleniej Górze. Zatem należy uznać, że WOM Śnieżka, pomimo zaistniałej sytuacji, pracuje już w normalnym trybie, a dzięki zaangażowaniu obserwatorów oraz pracowników serwisów obserwacje i pomiary nie zostały przerwane. Równolegle zostały uruchomione prace programistyczne, dla stworzenia specjalizowanej wersji oprogramowania wspierającego obserwatora synoptycznego pozwalającej na kontynuowanie tworzenia cyfrowej bazy danych oraz półautomatycznej edycji depeszy SYNOP. W dniu 24 marca 2009 roku prace rozpocznie zespół zajmujący się opracowaniem projektu rozbiórki górnego dysku WOM Śnieżka oraz będą kontynuowane negocjacje z ekipą mającą przystąpić bezzwłocznie do demontażu aparatury, urządzeń i ruchomych elementów górnego dysku.
I jeszcze: bardzo ciekawy pogląd pani Elżbiety Kocowskiej na kwestię odbudowy (lub rozbiórki) śnieżkowych talerzy... Aktualne zdjęcia ze Śnieżki na stronie IMGW oraz aktualny stan prac na Śnieżce

24.03.2009

Dziwne meandry finansowania

Na stronie internetowej 'Nowin Jeleniogórskich' (NJ24 - 1 i 2) czytam dwa teksty o pieniądzach. Jeden dotyczy zamku w Bolkowie i kłopotów, jakie ma Adam Łaciuk z utrzymaniem obiektu w stanie "nadającym się do użytku". W drugim tekście pan pRezydent Obrębalski chwali się (który to już raz i który z kolei pRezydent Jeleniej Góry się tym chwali...), że dokona cudów na "Grzybku" (Wzgórze Krzywoustego, dawny Hausberg). Te cuda zdają się być specjalnością PO. Nie o polityce jednak, lecz o cudach finansowych: Oto "na pierwszy etap zabezpieczeń [zamku bolkowskiego] pójdzie 600 tysięcy złotych. (...) Muzeum Karkonoskiemu, które jest gospodarzem obiektu, udało się pozyskać po 300 tysięcy złotych z Ministerstwa Kultury i samorządu wojewódzkiego. Prace budowlane rozpoczną się latem tego roku". Natomiast wieża widokowa na Wzgórzu Krzywoustego - obiekt niekoniecznie tak istotny z punktu widzenia historii - "otrzymała 281 tysięcy euro na renowację. - Przeprowadzimy gruntowny remont, oświetlimy ją – planuje pRezydent Marek Obrębalski". Liczę sobie wg. kursów podawanych przez NBP: fixing na 23.03.2009 to 4.5748 zł za euro. Tak więc 281.000 € uzyskanej dotacji to 1.285.518,80 złotych. Ponad dwukrotnie więcej, niż suma ciężko wywalczona przez Muzeum Karkonoskie. A całościowy koszt projektu to 331 tys. euro (1.514.258,80 złotych). I to na przedsięwzięcie ze wszechmiar komercyjne (Co zostanie zrobione? Remont wieży, iluminacja jej. Wokół teren zostanie oczyszczony, wycięte zostaną też drzewa, które przysłaniają wieżę. Dzięki temu, obiekt będzie się rzucał w oczy z centrum miasta. - Obok „Grzybka” powstanie też kamienna makieta z panoramą Karkonoszy – mówi Obrębalski. Ona także ma być widoczna. Wydany zostanie też folder promujący wieżę). Bardzo się cieszę, że "Grzybek" odzyska dawną świetność, jednak koszt tego przedsięwzięcia jest niewspółmierny do efektów, natomiast po zwaleniu się wleńskich murów, zamek Bolków zdaje się być jednym z ostatnich piastowskich obiektów, nie bedących "wieczną ruiną" - przynajmniej w naszych okolicach. A może z owego 1,5 miliona przeznaczonego na remont wieży widokowej trzeba opłacić o wiele więcej kosztów, niż bezpośrednie wydatki na rewitalizację?
Widok na Jelenią Górę z tarasu kawiarni, znajdującej się niegdyś u stóp wieży widokowej na Wzgórzu Krzywoustego (Hausberg)

Obserwatorium meteo na Śnieżce - kilka faktów

W związku z katastrofą budowlaną, jaka miała miejsce na Śnieżce, w prasie, radiu i telewizji co rusz pojawiał się temat Karkonoszy i "spodków". Powiedziano przy tym moc bzdur o historii powstania tej charakterystycznej, choć kontrowersyjnej budowli. Pozwolę sobie przytoczyć więc artykuł pana St. Firszta ze "Skarbca Ducha Gór" (w oparciu o tekst Marii Jarmolukowej, "Marsjańskie talerze na Śnieżce" w "Roczniku Jeleniogórskim", t. 12, 1974, s. 14-36), napisany w 30 rocznicę powstania tego obserwatorium. W tym roku mija 35 rocznica oddania budynku do użytku.
W październiku 1974 r. zakończono budowę nowego schroniska - obserwatorium na Śnieżce. Było to i jest dotychczas największe przedsięwzięcie budowlane na szczycie Karkonoszy. A wszystko zaczęło się w 1949 r., kiedy to na spotkaniu w schronisku "Samotnia", dr Michał Orlicz, kierownik Obserwatorium PIHM na Kasprowym Wiechu, wysunął myśl zbudowania nowego schroniska i obserwatorium na Śnieżce. Stare budynki, wzniesione z drewna w latach 1899-1900 były już w kiepskim stanie technicznym. Reakcja na ten wniosek była niemal natychmiastowa i już w latach 1952-1955 chciano przystąpić do budowy. Nic z tego wówczas nie wyszło. Postulat budowy nowego schroniska i obserwatorium znalazł się w „Tezach Jeleniogórskich 1958" (pkt 21). I to poskutkowało. W 1960 r. zlecono opracowanie koncepcji zabudowy Śnieżki. Zamyślano zrealizować inwestycję w latach 1962-1965. Projekt opracował zespół pod kierunkiem dr inż. arch. Witolda Lipińskiego, z Katedry Budownictwa Ogólnego Politechniki Wrocławskiej (m. in. dr inż. Andrzej Sokolski, inż. arch. Waldemar Wawrzyniak). Powstały też inne projekty w ciągu 1961 r. Po wielu dyskusjach koncepcja Lipińskiego wygrała ostatecznie w 1963 r. Wielkim propagatorem budowy był Tadeusz Hołdys (1921-1983), kierownik obserwatorium na Śnieżce w latach 1958-1983.
Od 1964 r. zaczęto budowę drogi brukowanej na Śnieżkę, aby umożliwić wjazd ciężkiemu sprzętowi. Zezwolenie na budowę obserwatorium uzyskano w 1966 r. Roboty budowlane zajęły się w 1968 r. Prowadziło je Jeleniogórskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Miejskiego, sławny JPBM. Z różnych przyczyn prace budowlane trwały kilka lat. Dopiero w 1973 r. oszklono cały budynek i przystąpiono do wyposażenia wnętrza. Schronisko - obserwatorium na Śnieżce, popularne "spodki" oddano do użytku faktycznie w listopadzie 1974 r. Fakt ten miała uwieczniać stosowna tabliczka mosiężna. Do jej umieszczenia na budynku nigdy jednak nie doszło. Obecnie znajduje się ona w depozycie Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze.
[Jak donosi nie zawsze wiarygodny portal Jelonka: "Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, gospodarz stacji, wycofuje się z wcześniejszych zapowiedzi, w których deklarował zamiar odbudowy schroniska".]
I jeszcze ad vocem artykuł z GW. A tutaj: raport ze stanu prac ma początek kwietnia
Aktualizacja: wrzesień 2009

22.03.2009

Pierwszy numer "Wanderer im Riesengebirge" (1881 r.)

Tak właśnie wyglądała winieta pierwszego numeru nieregularnika "Stowarzyszenia Karkonoskiego", które w języku polskim przyjęto nazywać "Towarzystwem Karkonoskim" (Riesengebirgs-Verein, RGV). Piszę 'nieregularnik', albowiem pod tytułem „Der Wanderer im Riesengebirge“ czytamy: "Organ Towarzystwa Karkonoskiego. Ukazuje się w dowolnej kolejności numerów (a więc nieregularnie). Dla członków RGV – nieodpłatnie. Cena abonamentowa dla nie - członków – 1 marka za dziesięć numerów". Data ukazania się numeru pierwszego to 3 lipca 1881 r. Czasopismo liczyło wówczas jedynie 8 stron (w późniejszych latach – między 16 a 24), a spis treści inauguracyjnego numeru przedstawia się jak następuje: Na stronie tytułowej: Odezwa do Członków Towarzystwa, autorstwa inicjatora i założyciela RGV, Theodora Donata, księgowego w zakładach lniarskich, napisana w „Erdmannsdorf” (dziś: Mysłakowice, po wojnie także Turońsk) 24 czerwca 1881 r. Strony 2 i 3 zajmuje sprawozdanie Zarządu Centralnego Towarzystwa za rok 1880, z uwagą, że w następnym wydaniu „Wanderera...” wydrukowane zostanie sprawozdanie za rok 1881. Tekst sygnowany jest inicjałami „Th. D.”. Na stronie 4 znajdujemy listę wszystkich istniejących ówcześnie stowarzyszeń i towarzystw górskich – począwszy od angielskiego Klubu Alpejskiego, założonego w 1858 w Londynie. Strona 5 zawiera tekst doktora Adama pt.: „Wędrówki w Górach Izerskich”, wiersz Theodora Donata „Habmichlieb” (regionalna nazwa pierwiosnka malutkiego) oraz pierwszą część sprawozdania z działalności mysłakowickiej sekcji RGV, które kończy się na stronie 6. Tam też wniosek burmistrza miasta Jelenia Góra, Bassenge, dotyczący zmian w statucie RGV, datowany na 16 kwietnia 1880 r. Na tej samej stronie tekst pt,: „Studium kulturowo – historyczne we Flinsbergu” (Świeradowie Zdroju), autorstwa dyrektora gimnazjum w Poznaniu, dr W. Schwarza. Na ostatniej stronie dokończenie owego tekstu i krótkie informacje redakcyjne i dla członków RGV. W stopce czytamy:
Redaktor odpowiedzialny – Th. Donat w Erdmannsdorf. Druk: Wilhelm Pfund w Jeleniej Górze.
Śląski byt wydawniczy „Wędrowca w Górach Olbrzymich” trwał do 1943 r. ; po wojnie znalazł swoją kontynuację w istniejącym do dzisiaj na terenie Niemiec RGV.

O Górze Szybowcowej (Galgenberg, Schieferberg)

Nazwa Góry Szybowcowej padała kilkakrotnie, może więc słów kilka o jej znaczeniu dla Jeżowa Sudeckiego (Grunowa, niem.: Grunau) i szybownictwa w Kotlinie Jeleniogórskiej. Opieram się na artykule Janusza Ptaszyńskiego ze SKARBCA DUCHA GÓR nr 3/1988.
Jeżów Sudecki, położony około 5 km od Jeleniej Góry, posiada Górę Szybowcową (niem. Galgenberg) o wysokości 561 m n. p. m.
Przegrana przez Niemców I wojna światowa zaowocowała Traktatem Wersalskim, który m. in. zabraniał Niemcom posiadania lotnictwa wojskowego i szkolenia w tym kierunku młodzieży. Jednak już w 1922 r. powstała w ówczesnym Grunau Szkoła Szybowcowa, założona przez pilota Espenlauba i Schneidera, przy czym ten ostatni jednocześnie uruchomił warsztaty szybowcowe. W 1924 r. Niemcy utworzyli tu oficjalną Państwową Szkołę Szybowcową, dla szkolenia pilotów lotnictwa cywilnego. Od tej chwili rozpoczęło się wielkie zainteresowanie szkoleniem szybowcowym, skąd był już tylko krok do wyszkolenia kadry lotników bojowych. W 1933 r. pilot Wolf Hirth odkrył istnienie tzw. „Karkonoskiej Fali". Powodował ją wiatr południowy i południowo-zachodni, zwany popularnie halnym (poprawnie: fenem), który dając potężne zafalowanie powietrza, umożliwiał osiągi wzlotów nawet do 11 tys. metrów, nigdzie indziej niespotykane.
Wtedy właśnie Grunau zwrócił uwagę władz wojskowych i nastąpił gwałtowny rozwój szybownictwa. Warsztaty Schneidera nie nadążały za popytem. Jeden z bardziej udanych wyprodukowanych tu typów, zwany GRUNAU - BABY, osiągnął ilość 15 tysięcy egzemplarzy.
Pilot Wolf Hirth wprowadza jako napęd do startu liny gumowe, naciągane przez ośmiu ludzi lub konie. Zwalniany z zaczepu szybowiec startował niczym wyrzucony z procy. (Dopisek mój: w 2008 r. wybudowano krótki pas startowy skierowany ku południu, ku Zabobrzu i pasmu Karkonoszy. Być może już w tym roku znowu z Góry Szybowcowej startować będą szybowce "na gumach", albo przy pomocy innych środków technicznych).
Rozwój lotniska na Górze Szybowcowej po 1933 r. następował niemal błyskawicznie. Powstały 3 duże hangary, wieża portowa i budynek kasyna. Pod hangarem głównym wybudowano stajnię dla koni, które potrzebne były nie tylko do naciągu lin gumowych, lecz także do transportu szybowców po wylądowaniu, na szczyt wzniesienia. Łamiąc postanowienia Traktatu Wersalskiego, w 1937 r. Niemcy utworzyli w Grunau Główny Ośrodek Szkolenia pilotów Luftwaffe.
Ostatnie lata wojny w Jeleniej Górze, stały się głośne dzięki uroczystościom, jakie miały miejsce właśnie na Górze Szybowcowej w Jeżowie Sudeckim. Otóż mieszkanka Jeleniej Góry Hanna Reitsch została w marcu 1941 r. odznaczona przez Hitlera Żelaznym Krzyżem II klasy. Było to pierwsze w historii nadanie kobiecie tak wysokiego odznaczenia. W imieniu führera dekoracji Hanny Reitsch dokonał wrocławski Gauleiter Hanke, w asyście Kreisleitera (starosty powiatowego) Stumpe i nadburmistrza miasta Blasiusa. Miejsce to wybrano specjalnie, gdyż tu we wczesnej młodości Hanna stawiała pierwsze kroki w lataniu.
Fragment książki telefonicznej Jeleniej Góry z 1939 r. z nazwiskiem ojca Hanny, Willy'ego Reitscha (doktora, specjalisty od chorób oczu), zamieszkałego na Adolf-Hitler-Straße 11 (dzisiaj: ul. Bankowa, a przed przemianowaniem za czasów hitlerowskich - "Promenade")

21.03.2009

Trochę wiosny w Kotlinie Jeleniogórskiej

Narciarze w Karkonoszach mieli dzisiaj powody do zadowolenia: słońce i błękit nieba przez cały dzień, warunki śniegowe znakomite (lekki mróz). Równie pięknie musiało być na Orlu podczas Izerskiego Biegu Retro (Uwaga, są już zdjęcia ze wspaniałej imprezy!). W Kotlinie zaś, w okolicach Dziwiszowa - wiosna! Podczas, gdy Śnieżka wygląda tak (kaplica św. Wawrzyńca)...:
(BTW: Górny talerz obserwatorium meteorologicznego zostanie rozebrany, a gdy odpuści zima - przeprowadzone zostaną dokładne badania konstrukcji całości budowli. Wówczas też zapadnie decyzja, co dalej z "Latającymi Talerzami". IMGW zarzeka się, że obserwatorium na Śnieżce będzie!)
....to wokół Jeleniej Góry, w kierunku Dziwiszowa na polach, łąkach i w lasach już pachnie wiosną...:
Piękna to była zima, śnieżna, często pogodna, niezbyt mroźna... Jednak z wolna wszyscy jesteśmy Nią zmęczeni. Czas na zmiany!

20.03.2009

Wiosenny paradoks

Dwa zdjęcia Góry Szybowcowej: pierwsze w ostatnim dniu astronomicznej zimy i drugie - dzisiaj, w pierwszym dniu astronomicznej wiosny. Różnica doprawdy... astronomiczna...!
Ostatni dzień zimy
Pierwszy dzień wiosny
(Prosimy nie regulować odbiorników! Zdjęcia noszą właściwe podpisy!)

19.03.2009

Bitwa zimy z wiosną

W Kotlinie Jeleniogórskiej i w okalających ją górach trwa zażarte siłowanie się słabnącej zimy z niedojrzałą jeszcze wiosną. Rübezahl, zwany przez Czechów Krakonoš, przygląda się w tym roku owym zmaganiom z niezwykłą mu cierpliwością, nie reagując. On bowiem, "kiedy unosi się w potężnej chmurze burzowej, nie musi się nikogo bać, bo oto zapragnął przecież uciec w siną dal. Wkrótce będzie można się przekonać, że on jedynie rozłożył się na szczytach w postaci białej waty ogromnej chmury okrywając kamienie i rozpadliny niczym delikatna wełna*". To siłowanie zimy z wiosną pięknie dzisiaj widać było ze zboczy Góry Szybowcowej. Nie mogę się powstrzymać przed wklejeniem tu kilku zdjęć z tego widowiska.
*) Fragment "Księgi Ducha Gór" C. Hauptmanna w tłumaczeniu Emila Mendyka, przy współpracy dr. Przemysława Wiatera.

Flagi

free counters