Perła Zachodu wbrew swojej nazwie nigdy nie była za moich czasów perłą czystości. Dolina Bobru, w szczególności na odcinku od Jeleniej Góry do Jeziora Modrego, wygląda jak odrażające wysypisko śmieci.
Znaleźć tam można dosłownie wszystko: od drobnicy w postaci puszek, butelek wszelkiego rodzaju, pozostawianych na brzegu przez rzekomych wielbicieli natury: wędkarzy, turystów, spacerowiczów; ale także gabarytowo o wiele potężniejsze części aut, opony, zderzaki, drzwi; ponadto sprzęt AGD: lodówki, mikrofale, pralki... istny jarmark staroci! Swoistą atrakcją są gałęzie nadrzecznych drzew „przyozdobione” śmieciami na wysokości kilku metrów, pojawiającymi się po każdej „wielkiej wodzie” (niektóre z tych „ozdób” pamiętają powódź stulecia z 1997 r.). Najwyraźniej ludzie już przywykli do tego widoku, a i na żyjących w tej okolicy zwierzętach ten syf zdaje się nie robić wrażenia: żyjące tu ptaki: łabędzie, myszołowy, kanie, jastrzębie, bażanty i kuropatwy zaakceptowały (a miały inny wybór?) ten szczytny rodzaj działalności człowieczej. Tenże również człowiek silnie przetrzebił okoliczne lasy (nazywając to „gospodarką leśną”), będące ostoją jeleni, saren, dzików, lisów, tchórzy i kun. W rzece znaleźć można pstrągi i lipienie, które mimo wszelkich zanieczyszczeń miejsko-wiejskich dawały świadectwo poprawiającego się stanu wody… no, właśnie: DAWAŁY.
W sobotę koło godziny 18, gdy schodziłem do prawego brzegu Bobru w okolicy miejskiej oczyszczalni ścieków, dotarł do mnie ostry odór paliwa. Początkowo sądziłem, że to właśnie z oczyszczalni tak „jedzie”, ale w miarę zbliżania się do rzeki smród był coraz intensywniejszy. A gdy już dojrzałem lustro wody – zamarłem: Bóbr jak okiem sięgnąć pokryty był charakterystycznymi barwnymi, gęstymi plamami tłustej substancji. I niestety, nie dotyczyło to tylko owego odcinka. Paliwo w dużej ilości płynęło w dół rzeki, osadzając się na brzegach, kamieniach i wsiąkając w piaskowe łachy. Osadzało się i prawdopodobnie będzie się jeszcze osadzać przez dłuższy czas, na wszystkim, co napotka. Rzeka, zbocza i cały las do wysokości kilkuset metrów nad poziom lustra wody przesiąknięte był smrodem paliwa do tego stopnia, że idąc wzdłuż rzeki czuło się w ustach gryzący nieprzyjemny smak. W niektórych miejscach w połączeniu z niesionymi przez rzekę pyłkami roślin, utworzyły się grube kożuchy, skutecznie zlepiając sobą wszystko, co rzeka niosła. Przy samym Jeziorze Modrym smród był tak duży, że nie szło oddychać, a w samej pływały martwe ryby, niesione w kierunku zapory…
W sobotę koło godziny 18, gdy schodziłem do prawego brzegu Bobru w okolicy miejskiej oczyszczalni ścieków, dotarł do mnie ostry odór paliwa. Początkowo sądziłem, że to właśnie z oczyszczalni tak „jedzie”, ale w miarę zbliżania się do rzeki smród był coraz intensywniejszy. A gdy już dojrzałem lustro wody – zamarłem: Bóbr jak okiem sięgnąć pokryty był charakterystycznymi barwnymi, gęstymi plamami tłustej substancji. I niestety, nie dotyczyło to tylko owego odcinka. Paliwo w dużej ilości płynęło w dół rzeki, osadzając się na brzegach, kamieniach i wsiąkając w piaskowe łachy. Osadzało się i prawdopodobnie będzie się jeszcze osadzać przez dłuższy czas, na wszystkim, co napotka. Rzeka, zbocza i cały las do wysokości kilkuset metrów nad poziom lustra wody przesiąknięte był smrodem paliwa do tego stopnia, że idąc wzdłuż rzeki czuło się w ustach gryzący nieprzyjemny smak. W niektórych miejscach w połączeniu z niesionymi przez rzekę pyłkami roślin, utworzyły się grube kożuchy, skutecznie zlepiając sobą wszystko, co rzeka niosła. Przy samym Jeziorze Modrym smród był tak duży, że nie szło oddychać, a w samej pływały martwe ryby, niesione w kierunku zapory…
W stosunkowo niedawno odremontowanym gościńcu „Perła Zachodu” niestety nie można było uzyskać zbyt wiele informacji, gospodarze bowiem sami oczekiwali na jakieś wieści. Nie będzie to zbyt dobra reklama ani dla okolicy, ani dla ich lokalu, z którego przecież żyją. Ze wstępnych informacji wiadomo, że gdzieś w okolicach Cieplic przy fabryce „coś” wyciekło do rzeki Kamienna; tam też została postawiona tama ze słomy, która niestety nie zatrzymała toksycznej i tłustej substancji. Informacji tych jednak nikt nie chciał potwierdzić; dyżurny ze Straży Pożarnej powiedział tylko że: „Wiemy i działamy już od rana”. Faktem jest, że mobilizację mieli pełną: kilkanaście wozów strażackich stało przy elektrowni, a chłopaki walczyli. Na ile skutecznie - trudno powiedzieć. Chyba nikt z służb nie liczył się z taką akcja w stylu meksykańskiej zatoki, skoro działali od rana, a rzeką koło godziny 22 wciąż płynęły plamy paliwa, niszcząc wszelkie życie.
Jak dalekie skutki i konsekwencje będzie miała dla Doliny Bobru ta katastrofa – bo tylko tak można nazwać to wydarzenie? Niestety przekonamy się bardzo szybko, a natura..., no cóż, ona ma czas i jak zwykle sobie poradzi, za te kilkaset lat ….
Smród dostał się na wysokość wzgórza Gapy, gdzie kiedyś na skalnych progach był piękny punkt widokowy. Można było zejść stromym zboczem do Borowego Jaru, w którym wije się rzeka, niegdyś zamieszkiwana przez wcale liczne bobry. Dzisiaj do tego miejsca najbardziej pasuje inna historyczna nazwa z okolic: Koniec Świata…
Smród dostał się na wysokość wzgórza Gapy, gdzie kiedyś na skalnych progach był piękny punkt widokowy. Można było zejść stromym zboczem do Borowego Jaru, w którym wije się rzeka, niegdyś zamieszkiwana przez wcale liczne bobry. Dzisiaj do tego miejsca najbardziej pasuje inna historyczna nazwa z okolic: Koniec Świata…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz