25.02.2012

Poranne spacerowanie wzdłuż Bobru

Powiało mocno, błocka trochę się przesuszyły. Rankiem ruszyliśmy z Frodą wzdłuż Bobru, idąc wałem przeciwpowodziowym przy ulicy Wiejskiej (Strupice vel Raszyce; niegdyś: Straupitz). Porozlewała się nam rzeka szeroko; łąki na terenie przeznaczonym pod zalanie - pod wodą. Sam Bóbr żwawy, chociaż na razie w tym miejscu niezbyt groźny.
Doszliśmy do Grabarowa, do nowej przeprawy przez rzekę (gotową w połowie... a nawet w 1/3) i nowej estakadki nad dwupasmówką. Dobry, przedwiosenny spacer... 
Aha, pozdrowienia dla Wiktora, niezmiennie tłukącego kilometry na "góralu".
Everglades... no, bardziej Sometimes-Glades nadbobrzańskie
Zabobrzone drzewa
Kra spływa tutaj spokojnie; inaczej jest pewnie w Wojanowie i Łomnicy...
Estakada
Estakada "od spodu"
Jeleniogórsko-Dolnośląska Europa!
Skomplikowany komunikacyjnie widok na Karkonosze
Bóbr uprawny 
Strupicki Misiek - mimo usilnych starań nie zechciał podejść ani do mnie, ani do Frody. Ale ogonem machał dziarsko i bardzo przyjaźnie.

Nowa przeprawa przez Bóbr - w połowie gotowa... prawie

22.02.2012

Arcykoszmarny "Gołębiewski"

O koszmarze, znanym pod nazwą "Hotel Gołębiewski w Karpaczu" pisałem na tym blogu wielokrotnie, co świadczy o tym, że uwiera mnie ten moloch niczym kamień w bucie trekkingowym... Podkreślę jednak, że mój sprzeciw wywołuje sposób potraktowania przyrody i krajobrazu w bezpośrednim sąsiedztwie Karkonoskiego Parku Narodowego, w niezwykłej urody górskim miasteczku. Natomiast potrzeba istnienia takiego przybytku (ale nie w takiej formie architektonicznej!) w Karpaczu jest niezaprzeczalna. Ludzie zresztą głosują "nogami" i pobytami. Ale to inny aspekt dyskusji o architektonicznym kacu-gigancie.

I oto okazuje się, że "Gołębiewski" zdobył nagrodę! W organizowanym przez tygodnik POLITYKA plebiscycie na Architektoniczną Arcymaszkarę Roku po laur najwyższy sięgnął ów „mrówkowiec w wydaniu wakacyjnym”, „wyraz pogardy i zbrodnia na wszystkich kochających góry”, „dziecko układów i kolesiostwa” (to cytaty z linkowanego poniżej artykułu). Nie pozostaje nic innego, niż pogratulować!
Polityka.pl: Arcydzieła i arcymaszkary


O "Gołębiewskim" na tym blogu:
1. Miasto w mieście,
2. Rozbieranie Gołębiewskiego,
3. "Gołebiewski" rozpoczął działalność,
4. Hotel Gołębiewski - kolejna runda,
5. Pan minister się postawił;
oraz w Czechach:
Bohatý Polák staví pod Sněžkou hotel

18.02.2012

Jelenia Góra kawą (za)słynie...?

Bardzo aromatyczny reportaż z "Wysokich Obcasów". Gwoli rzetelności dodam, że to nie jedyna Świątynia Kawy Aromatycznej  w Jeleniej Górze. O ranking się nie pokuszę - bo nie on jest najważniejszy...
Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Katarzyna i Sebastian Kirchnerowie krzątają się w mikroskopijnym sklepie. Zapach świeżo palonej kawy ciągnie się przez pół placu Ratuszowego w Jeleniej Górze. W ofercie Aromacafé - 150 kaw wysokogatunkowych z niemal każdego zakątka świata, niedostępnych w produkcji masowej. Palone są na miejscu w prostej wypalarce, którą nazywają ''ciuchcią''. ''Ciuchcia'' jest wiekowa, więc jak się psuje, przydają się umiejętności właściciela. Jaka jest różnica między kawą wypalaną na miejscu a tą z supermarketu? - Proces starzenia się kawy zaczyna się od momentu jej wypalenia - tłumaczy Katarzyna Kirchner. - Im kawa starsza, tym mniej aromatyczna, a co za tym idzie - mniej smaczna, bo to aromat jest w kawie najważniejszy. Kawy masowe mają datę przydatności do spożycia - rok. U nas sprzedają się w ciągu 14 dni [...].

Całość w Wysokich Obcasach.




15.02.2012

Pałac w Karpnikach - stan prac renowacyjnych, luty 2012 r.

Aktualizacja: najnowsze zdjęcia z pałacu (kwiecień 2013) znajdą Państwo także na tym blogu pod tym LINKIEM

Karpnicki pałac, stan w dniu 15.II.2012

Zacznę od przytoczenia fragmentu artykułu pani Anety Augustyn z Gazety Wyborczej (25.V.2011):
Jacek Masior z Gliwic, właściciel firmy deweloperskiej Wektor Holding spółka z o.o. , która odnawia głównie obiekty zabytkowe (należą do niego m.in. renesansowe kamienice w Zgorzelcu) kilka lat temu na wycieczce przypadkiem zobaczył pałac w Karpnikach. Siedziba Wilhelma von Hohenzollerna, brata króla Prus, która za komuny była zakładem specjalnym dla dzieci i fabryką płytek, była w kiepskiej kondycji. – Ale wrażenie ogromne, pałac złapał mnie od razu – wspomina.
Kupił pałac i 160 przyległych hektarów; remont szacuje na 20 mln zł. W małych lokalnych warsztatach zamówił witraże nawiązujące do średniowiecznych oryginałów, a w manufakturze w Nakomiadach repliki pieców. Według litografii odtwarza pieczołowicie każdy detal w książęcych apartamentach. – Owszem, biznes jest istotny, ale bez fascynacji to by się nie udało. Karpniki są dla mnie teraz najważniejsze, choć na spektakularne zyski tu nie liczę. Ważniejsza jest radość odtwarzania – mówi. Uważa, że Dolny Śląsk ma interesujące zabytki do wzięcia, które są wciąż nieoszacowane.
Wczoraj udało mi się zdobyć "wejściówkę" do pałacu, w którym nareszcie, po wielu latach marazmu, waśni i dewastacji substancji budowlanej i historycznej, dzieje się coś bardzo pozytywnego. Prace renowacyjne trwają, choć do ich końca jeszcze bardzo daleko. A przecież do niedawna pałacowi groziła całkowita zagłada. Jego dwóch właścicieli, zamiast go remontować, toczyło ze sobą wojnę. Konserwator zabytków był zupełnie bezradny. Wielokrotnie wydawane nakazy rozpoczęcia prac remontowych nie przynosiły żadnego skutku. Wojciech Kapałczyński, kierownik jeleniogórskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, groził nawet rozpoczęciem procedury odebrania zabytku. Wprawdzie konflikt wspólników pozostał niezażegnany, ale rezydencja w Karpnikach znalazła nowego właściciela.
 Moją pierwszą inwestycją było kupno dwóch renesansowych kamieniczek w Zgorzelcu. Udało się nam je już odrestaurować – tłumaczy Jacek Masior.
W pałacu w Karpnikach za dwa-trzy lata powstanie ekskluzywny hotel. Jak zapewnia właściciel, obiekt nie będzie, tak jak dotychczas, zamknięty, tylko zostanie udostępniony do zwiedzania. W planach jest również wykonanie odwiertu wód termalnych. Jeśli się uda znaleźć dostęp do gorących źródeł, przy hotelu powstanie też ośrodek spa. Niewykluczone, że uda się też zagospodarować pobliskie zabudowania folwarczne. Do tego potrzebny jest jednak kolejny inwestor. – Namawiam mojego przyjaciela – lekarza – by przymierzył się do tej inwestycji i stworzył tu klinikę piękności – dodaje Jacek Masior. W pałacu w Karpnikach, mimo powojennych zniszczeń, zachowało się sporo oryginalnych elementów wystroju wnętrz, m.in. renesansowe sztukaterie, XIX-wieczne boazerie i jedwabne pokrycia ścian. W salach znaleźć można nawet oryginalne meble. Jedną z pamiątek po dawnych gospodarzach jest fotel księcia.
– Ten obiekt miał to szczęście, że nie został podzielony na mieszkania na przykład dla pracowników PGR-u. Bo to zwykle wiązało się z doprowadzeniem do kompletnej ruiny – mówi Jacek Masior (za Rzeczpospolitą, 12.II.2009).

Zamieszczam więc kilka zdjęć z karpnickiego pałacu w (od)budowie. Fascynująca to była wizyta, niezwykle ciekawa rozmowa z głównym wykonawcą. Wiele ciekawostek padło, nie wszystkie mogę przytoczyć, więc pozostańmy przy takiej oto: podczas odgruzowywania jednej z piwnic o gotyckim sklepieniu robotnicy znaleźli skrzynię z przepiękną porcelanową zastawą stołową. Co ciekawe – mimo porządnego, bezpiecznego opakowania – cały serwis był potłuczony w drobny mak. Elementy złożono w trzech wielkich wiadrach, czekają na lepsze czasy: pierwsze próby pokazały, że niektóre naczynia da się "odzyskać" poprzez ich sklejenie. Serwis wykonany był w Berlinie, jednak czy służył pruskiej rodzinie królewskiej, czy też został ukryty tu przez Günthera Grundmanna (tu bowiem, w Karpnikach, mieściła się podczas wojny składnica muzealna wojennych trofeów hitlerowców), czy wreszcie należał ów serwis do ostatniego niemieckiego właściciela pałacu, księcia Ludwiga von Hessen und bei Rhein?
Jedna z niewielu zachowanych sal z wystrojem renesansowym (w przyziemiu)
Portal renesansowy w południowej fasadzie pałacu. Był już rozebrany na części i przygotowany do wywózki, najpewniej do Niemiec. Kilka elementów (na przykład herb po prawej stronie) zostało odtworzonych, cała reszta jest oryginalna.
Fasada wschodnia: widoczne i pozostawione na widoku łączenie pomiędzy starą częścią pałacu i częścią dobudowaną w ramach "tudorowania" obiektu w XIX w.
Znaleziona w skrzyni, potłuczona porcelanowa zastawa stołowa
Kandelabr datowany, prezent z Francji (dla księdza?)
Dziedziniec wewnętrzny z zachowanym krużgankiem
Dziedziniec wewnętrzny: odtwarzany krużganek na ścianie północnej i wschodniej. Elementy stalowe zostaną skryte za drewnem, a ich ilość ma zostać zmniejszona.
Komnata czerwona (bordowa) już odtworzona w dużym stopniu.

Witraże wykonane współcześnie w oparciu o oryginały, które znajdują się w Muzeum Karkonoskim w Jeleniej Górze.
Strop na pierwszym piętrze, pod zewnętrzną warstwą farby kryją się renesansowe (?) ornamenty.

Jeden z najstarszych zachowanych portali gotyckich
O pałacu, jego historii i przebudowach można poczytać choćby na stronie Zamki Polskie.

I jeszcze znalezione "w sieci" zdjęcie z pałacu w Karpnikach z lat 80-tych. Autor: Włodzimierz Pniewski; wspaniały album ze zdjęciami tutaj: "zdyrma — zdjęcia wg daty"

13.02.2012

O rząśnickim domu modlitw kolejnych słów kilka

Cały świat zna i sławi trzy śląskie Kościoły Pokoju i sześć Kościołów Łaski, jednak mało kto mówi o dwustu śląskich kościołach-domach modlitewnych. Być może nie są aż tak ważne...

Kilka słów o domu modlitwy z Rząśnika, którego niemiecka nazwa brzmi Schönwaldau. W 1268 r. ta wieś niemieckich osadźców funkcjonowała pod nazwą „Sonnenwalde”, od 1368 r. posiadała swój kościół. Mieszkańcy szybko zwrócili sie ku kościołowi reformowanemu, a pierwszym znanym z nazwiska duchownych ewangelickim w Schönwaldau był delegowany z Jeleniej Góry (gdzie był kantorem), a urodzony w Lwówku Śląskim, Johannes Heuptmann, który swój urząd objął 17 października 1548 r.
W wyniku kontrreformacji kościół ponownie trafił we władanie katolików, pomimo że większość mieszkańców czuła się związana z religią protestancką. Kościołem zarządzał w tym czasie katolicki proboszcz z Wlenia. Po wkroczeniu na Śląsk wojsk Fryderyka II, zwanego Wielkim ewangelicy z Rząśnika stawili się w królewskim namiocie polowym w Rauschwitz (dzisiaj: Ruszowice, pow. głogowski) i poprosili o zwrot kościoła i nadanie im pastora ewangelickiego. Pozwolenie takie otrzymali rok później, 31 marca 1742 r., a obejmowało ono pozwolenie na stworzenie parafii ewangelickiej, wzniesienie „domu modlitw” i szkoły, zatrudnienie pastora i nauczyciela. Właściciel wsi urządził w górnej części zamku (nota bene projektowanego przez słynnego architekta Martina Frantza) salę kościelną. 6 kwietnia 1742 r., po 88 latach, we wsiach Schönwaldau i Johnsdorf (Rząśnik i Janówek) znów pojawił się ewangelicki duchowny: Georg Gottfried Schwolcke. W 1748 r. na skutek uderzenia pioruna spłonęła górna część zamku, tak więc nabożeństwa odbywać musiały się pod gołym niebem. W tym czasie gotowe były jednak plebania i szkoła ewangelicka. Wierni zadecydowali o budowie domu modlitwy i 3 listopada 1748 poświęcono nowy szachulcowy budynek, wzniesiony według projektu Jermiasa Maiwalda z Wojcieszyc. Dom modlitwy przetrwał w świetnym stanie kolejne stulecie, choć już w 50 lat po jego wybudowaniu w okazjonalnym piśmie rocznicowym przeczytać można: „Szkoda, że kościół nasz nie jest murowany; że jest ciemny i o wiele za mały dla tej liczby parafian; a rozbudowa nie jest możliwa”.
Dom modlitwy służył wiernym aż do 1919 roku. 4 września owego roku Parafialna Rada Kościelna wystosowała do Wrocławia pismo z następującą informacją: „...nasz tutejszy kościół ewangelicki (dom modlitwy) padł wczoraj ofiarą płomieni, po tym, gdy w sąsiedni dom uderzył piorun. Udało się uratować część wyposażenia ołtarza, tablice pamiątkowe i inne ruchomości”.
Wierni ponownie trafili do zamku, gdzie urządzono salę modlitwy. Było to rozwiązanie tymczasowe, niesatysfakcjonujące parafian, więc 14 maja 1922 roku zwrócono się z prośba o pozwolenie „na odbudowę zniszczonego przez pożar domu modlitwy”. Załączony kosztorys, sporządzony przez miejscowego cieślę Wilhelma Hoffmanna opiewał na sumę prawie 1,3 miliona marek. Pamiętać należy, że był to czas kryzysu światowego i galopującej inflacji. Tym bardziej zdumiewa, że w kwietniu 1923 r. wierni zadecydowali o zakupie nowych organów. Koszt: 15,5 miliona marek. 14 czerwca 1923 roku nowy kościół zostaje poświęcony. Budowla odwołuje się w swojej architekturze do dawnego domu modlitw, choć nie została posadowiona na jego fundamentach (o ile takie w ogóle istniały). Poza przyczynami finansowymi (szachulcowa konstrukcja była tania, prace budowlane prowadzić można było przy pomocy miejscowej siły roboczej), istniał jeszcze jeden ważki powód, by dokonać takiej rekonstrukcji. Oto pewien młody człowiek, historyk sztuki, wydał wówczas studium pod tytułem „Kościoły - Domy modlitwy w powiecie jeleniogórskim”, a także podjął się nadzoru historyczno-architektonicznego nowej budowli, Człowiekiem tym był Günther Grundmann. Zastosowano podczas budowy konstrukcję wiązaną: z zewnątrz konstrukcja szachulcowa, wewnątrz – ceglana. Grundmann podjął się również zaprojektowania nowego ołtarza z amboną.
Przez następne 20 lat nowy dom modlitwy służył wiernym wsi Schönwaldau i Johnsdorf. Po II wojnie światowej i wysiedleniu Niemców budynek stał pusty, przynajmniej od 1954 r. W tym bowiem roku ostatni niemiecki pastor, Helmut Steckel, udzielił tu ślubu; nabożeństwa po 1945 r. w Rząśniku nie odbywały się.

Wkrótce budynek – przewieziony po rozbiórce z Rząśnika do Łomnicy – zostanie zrekonstruowany i stanie u stóp Dużego Pałacu łomnickiego. Koncepcja ta napotkała początkowo na opór ze strony radnych gminy Mysłakowice (w zasadzie: jednego radnego), jednak dzisiaj właściciele pałacu i dominium w Łomnicy posiadają wszelkie zezwolenia, wmurowany został również kamień węgielny w miejscu, w którym dom modlitw ma stanąć.



Linki:
O domu modlitwy na stronie Pałacu Łomnica

12.02.2012

Ostatnia (?) bardzo mroźna niedziela tej zimy?

Wpis głównie fotograficzny: piękny, rodzinny spacer niedzielny z Zabobrza przez "nowy" Jeżów Sudecki na Górę Szybowcową, a następnie przez "źródełko" z powrotem na Zabobrze...
Skoki na balach - Frodowa specjalność
Pomiędzy opuszkami owłosionych jak u Hobbita łap tworzą się uwierające kule lodowe
Połowinka maszerująca 
Skok po śnieżkę
Mocno już przygrzewające słońce tworzy termiczne prądy wznoszące
Do nieba...
Ruch na Górze Szybowcowej był wielki

9.02.2012

U Najmilszych Antykwariuszy, z Schwenckfeldtem pod pachą

"Wszelkie opisane poniżej sytuacje są silnie podkoloryzowane,
i chociaż miały miejsce, to zostały przez autora niniejszego wpisu
wypaczone w sposób nieestetyczny"

Głębokie zaplecze Antykwariatu pod Arkadami, wokół antyki i bibeloty, rzeczy wartościowe i blichtr, piękne ryciny i ograne landszafty. Gospodyni w czerniach (Lady Beata in Black, BiB..., niemal jak BB), gospodarz w nerwach ("czy aby wszyscy się zmieszczą, czy dość będzie miejsc siedzących, czy przydarzą się jakieś straty materialne"), ale uśmiechnięty i serdeczny. Na paterach kanapki pieczołowicie dopieszczone przez Lady BiB, chlebuś własnego wypieku... Na tacy, w szklaneczkach, soki dla bezalkoholowych... przepraszam: soki bezalkoholowe. Kamera Wielkiego Imperium Medialnego pod nazwą DAMI (albo i nie da).
Miejsca honorowe dla Gości Najważniejszych (to więcej, niż VIP - vipy to jedynie "goście bardzo ważni"): pani Reginy Chrześcijańskiej, pana Stanisława Firszta, pana Ivo Łaborewicza i Miejsce Specjalne dla Sprawcy Zamieszania, pana Andrzeja Paczosa. 
Na miejscach dla publiczności..., nie: dla Słuchaczy Zainteresowanych - postaci Nieszczęśliwie Zakochane: w regionie, w jego historii, w tradycjach; niebaczący na zmieniający się przecież tak często w przeszłości przebieg granic pomiędzy państwami, wpatrzeni raczej w to, co każdy okres historyczny wniósł w bogactwo tej Małej Ojczyzny. 
Ivo jako zapiewajło w formie najwyższej: pozycja taneczna, chociaż śpiewów nie było.
"Mam talent!"
Zapiewajłą był Ivo. Powitał Gości Najważniejszych i Gości Zgromadzonych, krótko przypomniał, o czym będziemy rozmawiać i... oddał głos Stanisławowi. Z wrodzoną sobie swadą (tu pożyczę sobie pewne popularne określenie i adaptuję je do sytuacji: jest Staszek "swadny inaczej" przy takich okazjach) rozpoczął od - logiczne - Caspara Schwenckfeldta i Andrzeja Paczosa, po czym przez następne pół godziny o obu Panach zapomniał. Rozwinął się na temat wydawnictw lokalnych, problematyki wokółjeleniogórskiej i karkonoskiej dotyczących. Swojej roli w ich powstawaniu bynajmniej nie umniejszał, ale ma do tego całkowite i uzasadnione prawo: większość publikacji o tematyce regionalnej to jego inicjatywa i zasługa. By oddać sprawiedliwość: obok zasług własnych wspomniał rzetelnie o zasługach nieocenionej Reginy Chrześcijańskiej (AdRem), Romka Witczaka, Iva Łaborewicza i Andrzeja Paczosa. W narrację tą udało mu się wpleść także nazwisko Emila Mendyka i moje, za obaj jesteśmy mu dozgonnie wdzięczni! 
Staszek mówi..., Staszek gada - a śnieg pada, mocno pada...
Kilka słów udało się wypowiedzieć wspomnianej już pani Reginie: ciężko przeziębiona, kaszląca - przyszła jednak do Antykwariatu Pod Arkadami; ba: udało jej się przerwać firsztowy potok. Słów.
Wreszcie (po kilku pozostawionych na koniec przemówienia pleonazmach) oddał Stanisław głos Andrzejowi Paczosowi, choć - przepraszam! - w zasadzie uczynił to Ivo, próbując słowami: "Andrzej, może powiesz o tym i o tym..." a priori wymóc na Autorze Tłumaczenia oczekiwaną narrację.
Zupełnie nieoczekiwanie do głosu dopuszczony został również Główny Bohater spotkania (pośród żyjących): Andrzej Paczos. Niektórzy stracili już na to nadzieję...
Andrzej mówił krótko i - to dziwić nie powinno - na temat. Na temat tłumaczenia trudnego tekstu, nie dość, że naukowego, to jeszcze pisanego językiem naukowym czasów Schwenckfeldta. Opowiadał o kłopotach leksykalnych, o łacińskich wtrętach, o przypadkowych znaleziskach i o przypisach, których w książce z 600 jest! 
Rozmowa stawała się luźna, Autor Tłumaczenia zwrócił się do Słuchaczy z prośbą o pytania ("Odpowiem na wszystkie, z wyjątkiem trudnych."). Pytań było sporo: "ile czasu spędziłeś nad tłumaczeniem?", "czy były w języku Schwenckfeldta regionalizmy językowe?", "czy próbowałeś opisywanych przez autora oryginału kuracji?", "czy planujesz tłumaczenie innych pozycji schwenckfeldtowskich?"... Nie przytoczę pytań wszystkich, a po odpowiedzi odsyłam do... hotelu Caspar w Cieplicach (Plac Piastowski 28), w którym to już w niedzielę 12 lutego o godzinie 18.00 odbędzie się kolejne spotkanie z Andrzejem Paczosem i śląskim Pliniuszem przez Andrzeja wielokrotnie przełożonym... na polski.
Pośród Słuchaczy: The Doc Wiater, Szklarska Poręba...
...oraz The Expert First Class, Romek Witczak
Niestety wzywały mnie obowiązki związane z Canis familiaris, więc nie dotrwałem do części, którą można by nazwać "après oficialis". Z donosów usłużnych wiem, że powinienem żałować... Może przy innej okazji...?
Beacie i Grzegorzowi - naszym Gospodarzom - serdecznie dziękuję za wspaniałość, przytulność, ciepło i wytrwałość. Przy najbliższej okazji żaden canis mnie od Was (z zaplecza) nie wyciągnie!
A do sięgnięcia po książkę serdecznie namawiam: już po pobieżnym przekartkowaniu wiem, że warto. Bardzo warto!
Caspar Schwenckfeldt „Dokładne opisanie jeleniogórskiego ciepłego zdroju położonego na Śląsku pod Karkonoszami” - w tłumaczeniu Andrzeja Paczosa. 

8.02.2012

Uphill Trophy na stokach Szrenicy

Już poza oficjalnym programem FISowskiego Pucharu Świata (na te biegi biletów już nie ma), w niedzielę 19 lutego, odbędzie się wbieg na Szrenicę. Start zaplanowano na końcu nartostrady Puchatek. Uczestnicy biegu pokonają też nartostradę Śnieżynka biegnąc ponad 3 km pod górę. Następnie pokonają trasę przez Halę Szrenicką skąd zjadą nartostradą Lolobrygida w dół do mety. Na koniec będzie ich czekał jeszcze 300 metrowy finisz pod górę także na nartostradzie Puchatek. Trasa jest równie wymagająca jak Alpe Cermis podczas finału Tour de Ski. Suma przewyższeń wynosi 500 metrów. Limit czasu na podbiegu dla zawodników to 30 minut, doświadczenie pokazuje, ze można szybciej...

Chęć udziału w niedzielnym FIS World Uphill Trophy zgłosiły dwie Słowaczki, reprezentacja Czech i USA z Kikkan Randall, która zajmuje czwarte miejsce w Pucharze Świata. Będzie więc okazja do ścigania się z najlepszymi. Zawody organizowane są w dwóch kategoriach: zawodnicy z FIS Code oraz amatorzy. Dla tych ostatnich przygotowano 50 miejsc, ale jeśli do startu zgłosi się mniej „zawodowców” to liczba miejsc dla amatorów może zostać powiększona. Zapisy prowadzone są do 15 lutego za pośrednictwem strony www.sport.szklarskaporeba.pl 

Paczos o Pliniuszu, czyli Schwenckfeldt w Antykwariacie

Przypominam, że to już dzisiaj. O godzinie 18.00.
Na Rynku, pod arkadami.
W Antykwariacie (także) Pod Arkadami.
Warto.
Kto zaś nie zdąży - może zajrzeć za 4 dni do Cieplic. Do hotelu Caspar. 


Andrzejowi Paczosowi gratuluję tłumaczenia, Staszkowi Firsztowi - uporu i wytrwałości w pokonywaniu przeciwności okołowydawniczych, Reginie Chrześcijańskiej - kolejnego Hirschbergerianum (choć tu raczej o "Callidusianum" chodzi).

Jest to tłumaczenie z języka niemieckiego (Andrzej Paczos) jednego z najstarszych opisów Cieplic, autorstwa Caspara Schwenckfeldta (zwanego „śląskim Pliniuszem”), powstałego na przełomie XVI i XVII w. Dzieło to ukazało się drukiem pierwszy raz w 1607 roku. Było kilka razy wznawiane i nawet po stu latach nie straciło na aktualności, czego dowodem było wydanie z 1708 roku, na którym opiera się obecny przekład. Jest to pierwsze tłumaczenie na język polski w całości, uzupełnione o niezbędne przypisy, wzbogacone o ilustracje. Wydawnictwo to jest także pierwszą pozycją nowego cyklu pod wspólnym tytułem „Źródła Cieplickie”, zainicjowanego przez Muzeum Przyrodnicze w Jeleniej Górze (Stanisław Firszt). Kolejne, dotyczące Cieplic, uzdrowiskowej dzielnicy Jeleniej Góry, w zamyśle pomysłodawcy będą dotyczyły dziejów, współczesności, zabytków, mieszkańców i wybitnych osobowości najsłynniejszego karkonoskiego uzdrowiska. Caspar Schwenckfeldt (1563-1609) gryfowianin, lekarz miejski w Gryfowie Śląskim, Jeleniej Górze i Cieplicach oraz w Görlitz. Badacz przyrody i farmaceuta, autor wielu dzieł na temat przyrody i medycyny. Jedna z najwybitniejszych postaci Dolnego Śląska wszech czasów (info z AD REM)

4.02.2012

Bloody Foreigners. Dywizjon 303.

Po poprzednim wpisie - gorzkim, jak piołun - coś ku pokrzepieniu... Niestety: to znowu przeszłość. Ale jaka przeszłość!
Film jest brytyjski, bez typowego dla polskich produkcji zadęcia. Może dlatego tak fajnie się ogląda...? 



W 35 minucie, by przywołać napisy, należy wcisnąć na dolnej listwie okienka z filmem
przycisk oznaczony CC.

Impotencja władzy lokalnej. Umysłowa.

Niemoc władzy (każdego szczebla) jest tyle fatalna, co zniechęcająca. Oczywiście owa "niemoc" to eufemizm i  wyraz mojej ciągle jeszcze tlącej się, naiwnej wiary w to, że politycy, samorządowcy i decydenci różnego szczebla władzy w zasadzie CHCĄ zrobić coś dla społeczeństwa, społeczności, na rzecz których działać powinni z definicji. Gdy bowiem nieracjonalną wiarę na moment wyłączam, widzę, że wszystkim owym politykierom chodzi o dobro własne, kasę własną, ewentualnie własną popularność i sławę (to bardzo problematyczne) i realizację najczęściej chorobliwych ambicji. Patologicznym tego przykładem jest Jarosław Kaczyński, jednak ostatnie wydarzenia pokazały, że wkrótce to Donald Tusk będzie dzierżył palmę pierwszeństwa w tej konkurencji, doganiając Prezesa równie efektownie, jak Justyna Kowalczyk goni Marit Bjørgen w Pucharze Świata.

Gówno mnie jednak obchodzi polityka krajowa - pogodziłem się z tym, że demokracja (przecież w przypadku klinicznego już przykładu pod nazwą "ACTA" widać, że Tuskowi demokracja zwisa i powiewa) obecnego typu Polsce szkodzi, ale - cóż - niczego lepszego nie wymyśliliśmy. Natomiast do głębi drażni mnie niemoc, tumiwisizm i obłuda samorządowych władz jeleniogórskich z panem prezydentem miasta na potylicy... A może jednak na czele?  Przykładów na wyrażony powyżej pogląd (na temat władzy w moim mieście i powiecie; jak już mówiłem: polityka na szczeblu krajowym przestała mnie obchodzić; co nie znaczy, że wskutek nieudolności kolejnych rządów - PiSuarowych czy POtwarzowych - nie odczuwam co raz większego dyskomfortu, mieszkając w tym kraju) o nieróbstwie władz mojego miasta i powiatu można by podawać bez liku. 

Ja "bulwersuję" się jedną, wcale nie najważniejszą sprawą, jakże jednak dobrze ilustrującą indolencję, bezwład i niechęć władzy lokalnej w większości spraw "niedochodowych" (dla magistrackich urzędników). 
Wyraz szczerego zdziwienia jeleniego pyska - bezcenny!
Oto mamy sobie byłe koszary, była szkołę wojskową przy ulicy Podchorążych. Tam zaś - siedzibę licznych przedsiębiorstw, instytucji i (last but not least) mieszkania z koszarowych budynków przerobione. I mamy tam ulicę, nazwaną (jak sądzę - za zgodą władz miasta) imieniem pułkownika Wacława Kazimierskiego (to pierwszy komendant WOSR). Nie umiem opisać stanu nawierzchni tego czegoś - przypuszczam, że pan Kazimierski byłby niezmiernie dumny, ze oto JEGO ulica jest w takim stanie. To chwała niebywała: być patronem wykrotów! Na szczęście troskliwe władze miasta wybrnęły w swoim mniemaniu z konfuzji: obok tablic z imieniem pana pułkownika ustawiono tablice ostrzegawcze, zdobne wielce, i wielce czytelne, co widać na zdjęciu.
Niemoc władz miasta opisana została w sposób aluzyjny w artykule w Nowinach Je-leniogórskich, z którego przytoczę, co poniżej (całość TUTAJ):
"Po tym, jak kilka lat temu miasto zakomunikowało podpisanie porozumienia z Agencją Mienia Wojskowego, miała nastąpić naprawa ulic. [...] Małgorzata Golińska, rzeczniczka Agencji Mienia Wojskowego wyjaśnia, że AMW pięciokrotnie organizowała przetargi na remonty dróg na terenie osiedla, ale nie zgłosił się żaden oferent. [...] - Miasto domaga się od AMW przynajmniej przywrócenia stanu dróg do stanu z dnia podpisania porozumienia. Wysłaliśmy takie stanowisko Agencji i czekamy na odpowiedź – informuje Jacek Praszczyk, naczelnik wydziału geodezji i gospodarki nieruchomościami urzędu miasta w Jeleniej Górze. [...] Szacunkowy koszt prac to około 6-8 milionów złotych." 

Nie wiem, ile rodzin mieszka na osiedlu, szacuję, że więcej, niż 50. Tuż przy "arterii" mieści się Archiwum Państwowe, kilka kroków dalej: część urzędów Starostwa Powiatowego. Ponadto jest tu baza Kry-Chy, czy innego Ro-Ko, jakiś sklep,  hurtownia etc. Miasto od LAT nie potrafi rozwiązać kwestii naprawy nawierzchni na długości (znów szacuję) 250 metrów. Bo nie jego to ulica, a Agencji Szabrowników Mienia Wojskowego. Tyle, że to dla mnie żadne tłumaczenie: od tego jest całkiem nieźle opłacany prezydent ze sztabem sowicie wynagradzanych darmozjadów... oj, przepraszam: fachowców od doradzania, by w przeciągu 3 miesięcy (najpóźniej pół roku) znaleźć takie rozwiązanie prawne i finansowe, które umożliwi natychmiastowy remont tej ulicy. Niemożliwe? Kłamstwo! To wyłącznie niechęć i ignorancja, a także bezczelność i arogancja władzy. Bowiem sposobów jest kilka, tyle ze nie ma woli ich wdrożenia. Bo trzeba byłoby pogłówkować, popracować... postarać się. A za to dodatkowo nikomu nie płacą (a i przy znanych mi sposobach nie byłoby skąd urwać "w łapę"). 
Z prawej strony - siedziba Archiwum Państwowego
Wyjaśnię na koniec: nie mieszkam "Pod Jeleniami", nie mieszka tam też nikt z mojej rodziny. Bywam natomiast "klientem" Archiwum, przyjeżdżam tam czasem z gośćmi - i trochę mi wstyd. Ale coraz mniej: przecież nie nazywam się Zawiła...

2.02.2012

Pałace i ogrody Kotliny Jeleniogórskiej docenione wysoko




No, to naszą Kotlinę z jej Pałacami i Ogrodami kopnął zaszczyt niewąski! Oprócz tego pana, co owe certyfikaty z rozporządzenia wynikające wręczał, w uroczystości z "naszej" strony udział wzięli: Piotr Napierała i Wojciech Kapałczyński (którzy dokument na ręce własne odebrali), prezydent miasta Jelenia Góra (zafrasowany cosik) Marcin Zawiła, Elisabeth v. Küster - Pani na Łomnicy, właściciele Pałacu Staniszów: Agata Rome-Dzida i Wacław Dzida, burmistrz Kowar Mirosław Górecki, wójt Mysłakowic Zdzisław Pietrowski, oraz niewątpliwy gwiazdor filmiku (poza tym panem, który wręczał):
Wiiiiiiiiiitoooooooooooooold... Szczuuuuuuuuudłoooooooooooowskiiiiiiiiiiiii
(Związek Gmin Karkonoskich).
Postaram się wydębić od Witka ów film, który był łaskaw kręcić telefonem komórkowym podczas spotkania i - jeżeli otrzymam pozwolenie - zamieścić go tutaj.
Bardzo wielkie gratulację przede wszystkim Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów z Krzysztofem Korzeniem jako jej dyrektorem i Piotrem Napierałą - prezesem fundacji i jej spiritus movens. Niewątpliwie mocno na rzecz tego w pełni uzasadnionego wyróżnienia działał też pan Wojciech Kapałczyński (którego pani moderująca spotkanie przerobiła na "Kapałaczyńskiego"), nasz konserwator zabytków.

Jeżeli kogoś pominąłem - przepraszam: wyłącznie z oglądu filmu twarze wyławiałem, a film - co zrozumiałe - koncentrował się na Gospodarzu zamieszania (na tym panu, co wręczał...). 
Tekst rozporządzenia Prezydenta RP (klik w link).

Lista obiektów uznanych za pomnik historii „ Pałace i parki krajobrazowe Kotliny Jeleniogórskiej”:
1. Bukowiec – zespół pałacowo – parkowy, gmina Mysłakowice
2. Jelenia Góra - zespół pałacowo – parkowy „Paulinum”
3. Jelenia Góra - zespół pałacowo – parkowy Schaffgotschów w Cieplicach
4. Karpniki – zespół pałacowo – parkowy, gmina Mysłakowice
5. Karpniki – willa „Dębowy Dwór” z parkiem, gmina Mysłakowice
6. Kowary – zespół pałacowo – parkowy w Ciszycy
7. Łomnica - zespół pałacowo – parkowy, gmina Mysłakowice
8. Mysłakowice - zespół pałacowo – parkowy, gmina Mysłakowice
9. Staniszów Górny nr 100 - zespół pałacowo – parkowy, gmina Podgorzyn 
10. Wojanów - zespół pałacowo – parkowy, gmina Mysłakowice
11. Wojanów – Bobrów - zespół pałacowo – parkowy, gmina Mysłakowice
Film w bardzo dobrej jakości znajduje się na stronie Prezydenta RP.

ACTA - srakta...

Nie mogłem się oprzeć, by nie wspomnieć o tym na moim blogu. Lecz nie o Umowie chcę pisać..., w zasadzie w ogóle nie będę pisał od siebie. Pozwolę sobie zawłaszczyć w mikroskopijnym stopniu cudzą własność intelektualną, zamieszczając wszak i nazwisko autora i link do tekstu oryginalnego i w całości, albowiem tutaj tylko garść cytatów. Umieszczam je głównie dla siebie, by mieć je przed oczami. Wyrażają moje odczucia i myśli, jednak to pan Piotr VaGla Waglowski posiada ów dar ubierania tychże w słowa celne, wyważone i sedno głaszczące.
No, to zaczynamy: 

Uważam, że ustawianie aktualnego sporu w retoryce rząd-internauci nie jest właściwe. Mamy do czynienia nie z internautami, a z obywatelami, którzy m. in. korzystają z internetu. I każdy z tych obywateli jest inny. Każdy może mieć swój pogląd na rzeczywistość, dlatego też rząd jest w kłopocie, gdy usiłuje znaleźć jakąś reprezentację obywateli.
Od jednego z posłów dowiedziałem, się, że szeregowy poseł nic nie może. [...] Pomijając rodzące się pytanie: po co zatem jest ich tam tylu?, warto chyba dojść do wniosku, że przecież znane są już narzędzia, które obywatelom mogą dać możliwość sprawowania kontrolnej funkcji w państwie. 
Historia przyjmowania ACTA jedynie unaoczniła, że demokracja przedstawicielska się skompromitowała. (Tu dodam od siebie: to choroba śmiertelna demokracji wszystkich państw nowożytnych, od USA przez Brytanię, Niemcy po Węgry). 
Nie szukajmy kiczu porozumienia - powiedział premier. Porozmawiajcie z nami - powiedział publicysta. Nie rozmawiajcie z nimi - odpowiadam. Zamiast tego udostępniajcie, nawet bez czekania na wniosek, wszelkie informacje publiczne. Nie spotykajcie się poufnie, elitarnie i w zaciszu gabinetów z jednymi z pominięciem innych. Traktujcie wszystkich równo, prowadźcie rzetelne konsultacje społeczne. Twórzcie prawo oparte na dowodach. Są również inne narzędzia partycypacji społecznej, wystarczy tylko je wdrożyć do systemu prawnego. Przejmujemy państwo. 
Kurz za chwilę opadnie, a raczej śnieg przykryje ślady styczniowych demonstracji. Ludzie znów wrócą do zajęć dnia codziennego: do małych dzieci, do obowiązków w pracy. Chwilowy zryw nie załatwi ich problemów.
Całość do poczytania na blogu Prawo VaGla. Polecam wszystkie opublikowane tam teksty.

Flagi

free counters