30.07.2011

XXIX Międzynarodowy Festiwal Teatrów Wędrujących 2011


Program:

  • 5 sierpnia - piątek. 

Teatr Wagabunda (Kraków) - Parada od Bramy Wojanowskiej na Plac Ratuszowy. 
Teatr "A" (Gliwice) - Plac Ratuszowy. 
La Terra Nova (Włochy) - plac za hotelem Mercure przy ul. Sudeckiej. 

  • 6 sierpnia - sobota. 

Teatr Wagabunda (Kraków), 
Teatr 4 Żywioły (Chojnice), 
Ljud Group (Słowenia), 
Wurre -Wurre (Belgia), 
Polyamid Sisters (Francja), 
Teatr Fuzja (Poznań) - wszystkie prezentacje na Placu Ratuszowym, 
La Terra Nova (Włochy) - plac za hotelem Mercure przy ul. Sudeckiej. 

  • 7 sierpnia - niedziela. 

Teatr Wagabunda (Kraków), 
Zdrojowy Teatr Animacji (Jelenia Góra), 
Divadlo Kvelb (Czechy), 
Tercja Pikadryjska (Ukraina), 
Die Aristokraten (Niemcy) - wszystkie prezentacje na Placu Ratuszowym, 
Antygon Theater Kation - Teatro Nucleo (Niemcy / Włochy) - plac za hotelem Mercure przy ul. Sudeckiej. 

  • 8 sierpnia - poniedziałek. 

Teatr Wagabunda (Kraków), 
CIA Cebas (Hiszpania), 
Gregor Wollny (Niemcy), 
The Garden (projekt międzynarodowy), 
The Four Shops (Niemcy) - wszystkie prezentacje na Placu Ratuszowym, 
Teatr KTO (Kraków) - plac za hotelem Mercure przy ul. Sudeckiej. 

Opisy spektakli na stronie NaszeMiasto.

24.07.2011

Jak zostałem rzekomym muzułmaninem (pijącym)...


O wstrząsającej tragedii w Norwegii wspomnę na tym blogu tylko ten jeden raz. I raczej marginalnie: nie będę się ścigał z dziennikarską hołotą, bandą niewyedukowanych półgłówków z TVN24, czy z innych informatorów. Właściwie to tekst egocentryczny jest - dałem upust swoim myślom, odczuciom i wrażeniom, które wykluły się pod wpływem, ale i na marginesie straszliwych wydarzeń w Oslo i na tej tam wysepce... Uwaga, jest brzydkie słowo... są dwa! Proszę o wyrozumiałość tych, którzy biegają po innych torach (myślowych i wierzeniowych).

Przebrnąłem. Przebrnąłem przez tak zwany "Manifest" tego skurwysyna i mordercy norweskiego Breivika [ http://www.twitvid.com/EXJWW ]. Chyba bardziej boję się tych chrześcijan radykalnych , niż diabła muzułmańskiego. Zresztą pewnie bliższa koszula ciału: nie mieszkam w "zmuzułmanionej" Francji, a znani mi muzułmanie w Polsce nie wyczytali w rzekomym poczytnym podręczniku zamachowca o nazwie "Koran" instrukcji "jak ze sztucznego gówna (czytaj: nawozu) skonstruować bombkę na chrześcijan". Za to wyczytali zupełnie inne rzeczy, którymi chętnie, acz nie natarczywie (a więc nie tak, jak chrześcijanie spod znaku Jehowy) dzielą się podczas tematycznych dyskusji. Pewnie inaczej bym gadał, gdyby mnie zamknęli w pierdlu w Iranie albo jakiejś innej Arabii Saudyjskiej. Pewnie: jestem przeciwnikiem wpuszczania Turcji do UE; zresztą z wolna jestem przeciwnikiem UE w obecnej wersji v3.0. Windowsy się tej Unii zamykają. I nie chcą się otwierać. Pewnie: choć określam się agnostykiem i niewiarkiem - wychowany jestem w symbolice, obyczajowości i tradycji chrześcijańskiej - gorzej: rzym-katolowej..., jeszcze gorzej: w tradycji polskiego kościoła rzym-katolowego. I niewątpliwie owo wychowanie ciągle jeszcze kształtuje moje zachowania: nie zabijam, mało kradnę (mniej pewnie, niż przeciętny wierzący-praktykujący rzym-katol, ale to domniemanie tylko), rzadko cudzołożę, imienia boga nie wymieniam w ogóle, a i cudzych bogów przed nim nie posiadam, nie posiadając żadnych. Kłopoty mam z zabijaniem, bo nawet w armii nie służyłem, za to przez czas jakiś zajmowałem się ratowaniem życia. Ojca i matkę zaczciłem na śmierć, byłem dość młodym człowiekiem, kiedy zmarli (oboje na kancerowe choroby, ale nie tego samego dnia). Dni święcę jak lecą - jedne bardziej (później ze trzy dni nie mogę się odświęcić, a z wiekiem to i ze cztery dni mnie kac trzyma!). Najgorzej z tym świadectwem...: nigdy nie byłem kujonem, świadectwa zawsze mocno poplamione trójkami miałem. I to - cholera - zostało: czasem coś o kim pieprznę, co okazuje się fałszywe - i wtedy łażę z kwiatami albo z flaszką i przepraszam (jak z flaszką - to zaraz święcimy dzień we dwóch). Cudzych żon nie pożądam - wystarczy mi moja trzecia i koszmarne niekiedy wspomnienia po dwóch poprzedzających. A rzeczy bliźnich pożądam często: z tego pożądania kupiłem sobie nawet iPhona z pół roku temu, ale po jednym ze święceń kilkudniowych zgubiłem - i przestałem pożądać. 

Kurwa, może ja jakimś muzułmaninem jestem, tylko tego nie wiem...???

22.07.2011

Bociany tu już nie przylecą. Moskalikowie vs. Agnes Trawny-Rogalla


"Spór o ziemię w mazurskich Nartach rozdrapał dawne rany. Jakby emigracja późnych przesiedleńców do Niemiec była zatrutym ziarnem, które wykiełkowało dopiero teraz".
(Michał Olszewski w Tygodniku Powszechnym, 19.VII.2011)


O sprawie Agnes Trawny, państwa Głowackich i państwa Moskalików pisałem już kilkakrotnie. Bo trudne to sprawy, a ta konkretna: wyjątkowo głośna. Pan redaktor Olszewski zdobył się na spojrzenie bardziej kompleksowe. Jednak Tygodnik Powszechny zastrzega sobie wyraźnie:
"© ® Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione"
Dlatego wrzucam tutaj wyłącznie link do artykułu, a początkowy cytat traktuję jako zachętę do przeczytania tekstu, jego reklamę; z pewnością nie "rozpowszechnianie", a raczej "upowszechnienie". Może mnie nie pozwą?

Linki do wcześniejszych wpisów na ten temat w tym blogu:


21.07.2011

21 i 22 lipca 2011 - Ostrzeżenia pogodowe dla Dolnego Śląska 

.
21 lipca 2011: Zjawisko: Silne burze. Przebieg: Przewiduje się burze i opady deszczu okresami o natężeniu umiarkowanym i silnym. Podczas burz wiatr w porywach około 65 km/h. W drugiej połowie nocy burze będą stopniowo zanikać. Od godziny 08:00 dnia 21.07.2011 do 08:00 dnia 22.07.2011 opady od 20 mm do 40 mm, miejscami od 50 mm do 70 mm. 


22 lipca 2011: Zjawisko: Intensywne opady deszczu. Przebieg: Przewiduje się opady deszczu okresami o natężeniu umiarkowanym i silnym.  Prognozowana wysokość opadów: od 15 mm do 25 mm, miejscami około 40 mm, zwłaszcza w zachodniej połowie województwa. Od godziny 08:00 dnia 21.07.2011 do 08:00 dnia 22.07.2011 opady od 20 mm do 40 mm, miejscami od 50 mm do 70 mm.


Hydrolodzy wydali również ostrzeżenie, że może dojść do gwałtownych wezbrań na rzekach w Sudetach i na Pogórzu Sudeckim

20.07.2011

Narzekajstwo pospolite, czyli: ma być źle!

Nie będę plótł tu farmazonów, że "jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej" - ani ze mnie jakiś Tusk, ani Obrębalski, ani Zawiła. Ale też stanowczo nie zgadzam się z panującym powszechnie czarnowidztwem. A pleni się ono niczym czarna ospa w całym kraju, a szczególnie dotkliwie w naszym regionie. Gdy na dowolnym portalu (gazetowym, czy lokalnym) pojawi się jakaś wiadomość o wykonywanych pracach, podjętych inicjatywach, czy realizowanych projektach - g̈łówni komentatorzy (chociaż występujący pod różnymi, niezarejestrowanymi nickami - to mam wrażenie, że ciągle ci sami; a wrażenie to odnoszę na podstawie charakterystycznych cech języka, jakim się posługują: choćby powtarzających się błędów ortograficznych) koniecznie muszą się "dopierdolić" (sorry, inaczej tego się nazwać nie da).

A ja chciałbym dzisiaj pokazać wyrywkowo inne oblicze zarówno Jeleniej Góry, jak i powiatu jeleniogórskiego (ziemskiego). Wycinkowo. Na podstawie publikacji jednego dnia (no, maksymalnie dwóch) ze źródeł ogólnie dostępnych w internecie, kiosku, czy skrzynce na reklamy.

Co czytam dzisiaj? Po kolei - najpierw Jelonka.com (zresztą kolejność portali i informacji całkiem przypadkowa):
1. "Ulica Karola Miarki będzie jak nowa";
2. "Wymieniają dach na świątyni Zbawiciela";
3. "Z Miłkowa do Karpacza jak po stole";
4. "Regulują Kamienną. By nie było więcej podtopień".
5. "Młodzi ambasadorowie muzyki. Rozsławili nas w Lipsku" (o uczniach Państwowej Szkoły Muzycznej im. Janiny Garści w Cieplicach).
NJ24.pl:
1. "Wielki turniej siatkówki w Jeleniej Górze";
2. "Jeleniogórzanki w kadrze narodowej";
3. "Ostre słowa prezydenta do Focus Mall" (tu dodam: lepiej bardzo późno, niż wcale);
4. "Ścieżka nareszcie dla pieszych i rowerzystów".
NaszeMiasto.pl:
1. "Jelenia Góra. Ściganie w Rudawach" (to o maratonie MTB);
2. "Jelenia Góra. Przywieźli medale z olimpiady" (dodam: z Igrzysk Olimpiad Specjalnych w Atenach).

Wlazłem też na Google'a - sporo wiadomości o Jeleniej, wśród nich niemało dobrych. Oczywiście: nie brakuje też informacji o potknięciach, klęskach, wypadkach śmiertelnych, kolesiostwie rajców miejskich etc. Nigdy nie brakuje: w końcu od tego TEŻ są media.

By jednak nie ograniczać się do wirtualnego oglądu miasta, trzeba wyjść przed dom..., no, może przejść się kilkoma ulicami. Popatrzeć, zanotować naocznie, może zrobić zdjęcie. Kanał Młynówki "w robocie" (a że ciągle nowy syf? To MY ten syf tam wrzucamy; my, mieszkańcy Jeleniej Góry). Obwodnica od Grabarowa ku Nowemu Cmentarzowi rośnie. Powstają nowe budynki w miejscach, które dotychczas leżały odłogiem (Kochanowskiego/Wojska Polskiego/1. Maja; Klonowica opodal cerkwi) - i nie mam tu na myśli galerii handlowych. Park Zdrojowy w bólach ciężkich wprawdzie, ale odzyskuje swój niezwykły blask (następny w kolejności ma być Park Norweski). Zespół pocysterski w tychże Cieplicach już niedługo będzie przepięknym kompleksem, dostępnym dla ogółu. Nie chce mi się wyliczać dalej, bo zagłaskam kota... przepraszam: Jelenia na śmierć.

Znam zarzuty, znam je z forów jeleniogórskich przeróżnych: "A roboty nie ma", "A płace kijowe", "A w Ameryce Murzynów biją"... Co do roboty - zgoda, nie ma jej zbyt wiele. Ale posłużę się tu przykładem tylko jednej firmy jeleniogórskiej o wdzięcznej nazwie CodeTwo: "Firma CodeTwo została założona przez Michała i Jarka Bednarzy - dwóch braci, dla których tworzenie oprogramowania jest czymś więcej niż tylko tworzeniem oprogramowania. W bardzo krótkim czasie programy CodeTwo stały się na tyle popularne, że dziś korzysta z nich kilka milionów użytkowników na całym świecie".
Inna beczka: "Rusza galeria-sklep „helena Art".
Bo trzeba mieć pomysł, chęci i trochę pozytywnego "zakręcenia".

Ja sobie doskonale zdaję sprawę ze wszelkich niedociągnięć, trudności, przeciwieństw i porażek. Część z nich spowodowanych jest przez nieprzemyślane, albo - powiem wprost - kupione decyzje urzędników różnego szczebla (czy to w urzędzie miejskim, czy to w starostwie), ale całą masę tych "kłód" rzucamy sobie pod nogi sami, między innymi przez taki straszliwie krytykancki stosunek do wszystkiego, co się w naszym mieście dzieje i do wszystkich, którzy próbują w Jeleniej Górze coś poruszyć. Proszę mi wierzyć: w tym tekście nie ma odniesień do polityki: wielokrotnie pisałem i mówiłem, że w samorządzie partyjniactwo jest przeszkodą. Zawiła może być sobie z PO, czy z UPR (byleby nie był z PiS) - nie to jest dla mnie ważne. Wybierałem Go - i na łapska mu patrzę. I jak trzeba - dowalam na tyle, na ile potrafię. Publicznie. Wybierałem też Obrębalskiego przed 5 laty. Dzisiaj śmieszy mnie jego "schadenfreude" z potknięć Zawiły: panie Marku, to miasto nie jest folwarkiem Zawiły, tak jak nie był - mimo Pańskich prób zawłaszczenia - Pańskim folwarkiem. To jest NASZE MIASTO - a Wy, urzędasy kadencyjni, macie służyć temu miastu i w ten sposób - jego Mieszkańcom. Świadomość tego jest coraz powszechniejsza, kontrola społeczna i medialna coraz skuteczniejsza, więc strzeżcie się.

A Wy, drodzy współplemieńcy jeleniogórscy, zastanówcie się czasami, czy warto jest mieszać z błotem każdą inicjatywę (czy to miejska, czy starostową; czy prywatną, czy państwową). Bo takie narzekajstwo pospolite tylko pogłębia frustrację wówczas, gdy nagle coś w życiu idzie jak po grudzie. Czasem warto przymknąć japę, pomyśleć i poszukać tych bardziej pozytywnych cech jakiegoś działania. A jeśli faktycznie ich nie znajdujemy - walić prosto z mostu i w pysk. Ale - używając rzeczowych argumentów...

19.07.2011

A imię jej czterdzieści i cztery



Wolna Grupa Bukowina
Piotr Bakal
Ela Adamiak
Cisza Jak Ta
Do Góry Dnem
Ryszard Żarowski
Słodki Całus od Buby
Bez Jacka
Jerzy Filar
FART
SETA
Wyspy Dobrej Nadziei
Tomek Jarmużewski z Zespołem
Asia Pilarska
Na Bani
Bez Idola
Browar Żywiec
Bieguni
Przemek Bielawa z zespołem Nieobecni
Jacek Musiatowicz
Hałabuda
Grzegorz Suliga
Szymon Zychowicz
Andrzej Mróz z zespołem Kociołek
Małżeństwo z Rozsądku
Karol Płudowski
Ekipa z ostatniej chwili

PROGRAM
Czwartek, 4 sierpnia 2011r
18:00 – Uroczyste rozpoczęcie Giełdy Piosenki
18:20 – Koncert konkursowy
21:00 – Koncert Urodzinowy
23:00 – Koncert Nocny

Piątek, 5 sierpnia 2011r
12:00 – Od przedszkola do giełdola czyli Giełda dzieciom (Skwerek Radiowej Trójki)
16:00 – Koncert konkursowy
20:00 – Koncert jubileuszowy 35 lecia twórczości Piotra Bakala
23:00 – Koncert nocny

Sobota, 6 sierpnia 2011r
15:00 – Koncert “Giełda Miastu” (Esplanada)
Konkurs “Nowe Dzieła Starych Twórców”
Bicie Gitarowego Rekordu Świata (wykonanie piosenki “Rzeka)
20:00 – Koncert Jubileuszowy: 40 lecie Wolnej Grupy Bukowina
24:00 – Koncert nocny

Niedziela, 7 sierpnia 2011r
12:00 – Koncert laureatów

14.07.2011

HTC kręci reklamówkę w Warszawie

To wpis z okazji Tour de France i dzisiejszego podjazdu pod Col du Tourmalet (2115 m). 


11.07.2011

Adam Jerzy książę Czartoryski: człowiek. który był Polską

To tłumaczenie eseju Adama Krzemińskiego, który ukazał się w "Die Zeit" z okazji 150 rocznicy śmierci Wielkiego Polaka i - śmiem twierdzić - jednego z najważniejszych prekursorów idei Wspólnoty Europejskiej. Nie mam praw do tłumaczenia tego tekstu, ale wydaje mi się, że warto wiedzieć, co o takich postaciach naszej skomplikowanej historii pisze się w niemieckich gazetach piórem wybitnego polskiego dziennikarza i historyka (tłumaczenie nie obejmuje ostatnich dwóch akapitów). 

Pod koniec XVIII wieku Polska trzykrotnie rozdrapywana była przez dynastie Hohenzollernów, Romanowów i Habsburgów; na krótki czas odrodziła się dzięki Napoleonowi jako państwo satelickie Francji. Od Kongresu Wiedeńskiego (1815 r.) wegetowała jako Królestwo Polskie pod całkowitą kontrolą Rosji. Krwawo stłumione powstanie w 1830 roku zdawało się być ostatnią karta jej historii: finis Poloniae.
Z takim polskim fatum przez całe swoje życie walczył książę Adam Czartoryski, postać z panteonu historycznych osobowości polskich, której nazwisko zna tu każdy uczeń. Był patriotą, a równocześnie przyjacielem cara Aleksandra I, pełnił przez pewien czas funkcję rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, usiłując osadzić politykę europejską na rosyjsko-polskiej równowadze; przez 30 lat jako niekoronowany król podzielonego przez obce mocarstwa kraju przewodniczył polskiej emigracji we Francji.

Adam Jerzy książę Czartoryski pochodził z litewskiej rodziny arystokratycznej, do której należał także Jagiełło, legendarny tryumfator spod Grunwaldu. Urodził się w Warszawie, 14 stycznia 1770 r., dwa lata przed pierwszym rozbiorem Polski. Otrzymał odpowiednie do swojego pochodzenia wykształcenie, bardzo dużo podróżował: w 1786 r. spotkał się w Weimarze z Wielandem, Herderem i Goethem. W St. Petersburgu zaprzyjaźnił się z wnukiem carycy Katarzyny, Aleksandrem, liberałem i wolnomularzem (którym był również Czartoryski). Wspólnie z przyjaciółmi, ówczesnymi liberałami, hrabią Mikołajem Nowosilcowem i hrabią Grigorijem Stroganowem przygotowywali „pierestrojkę” cesarstwa rosyjskiego. Łączyły ich także więzy prywatne: Czartoryski był kochankiem żony Aleksandra, Elżbiety; o czym Aleksander wiedział, przystając na status quo. Młodzi książęta wiedli życie w zgodnym małżeńskim trójkącie.

Aleksander potępiał szczerze „zbrodnię babki Katarzyny, dokonaną na Polsce“ i przyrzekł, że jego życiowym celem będzie dążenie do rekompensaty; Czartoryski już planował nową przyszłość. I istotnie: koronowany w 1801 r. na cara Aleksander wezwał przyjaciela do Petersburga, włączając go w najbliższe kręgi władzy. Czartoryski miał przygotować projekty reform państwowych. Zaproponował wprowadzenie ministerstw, wzorując się na polskiej Konstytucji 3. Maja. W 1802 r. Aleksander podpisał odpowiedni dekret, a rok później mianował przyjaciela swoim ministrem spraw zagranicznych.
W Europie Zachodniej Czartoryski nie miał jednak łatwego życia. „Nie sądzę, by Polak mógł być dobrym Rosjaninem”, pisał z Petersburga Joseph de Maistre, ambasador Królestwa Sardynii. Również Pierwszy Konsul Republiki Francuskiej, Napoleon Bonaparte, snuł intrygi, wymierzone w księcia. Najpierw oczarował Petersburg, a następnie wysłał polskie Legiony na Karaiby, do stłumienia powstania na Haiti. Również Wiedeń przyjmował go z rezerwą: uznano go za „zimnego, mrukliwego i nieobecnego duchem”. W Berlinie wręcz go nienawidzono.

Czartoryski zdawał sobie sprawę, że jako minister i przyjaciel cara będzie zwalczany przez niemiecką kamarylę w Petersburgu, ale również przez większość Rosjan; i że liczyć może wyłącznie na wsparcie Aleksandra i pozostałej dwójki z triumwiratu: Nowosilcowa i Stroganowa. Równocześnie jednak ufał w idealizm i liberalne poglądy cara, który nieustannie podkreślał swoją sympatie dla Polaków. Dopuścił nawet do powstania na terenach rosyjskiego zaboru (na dzisiejszej Litwie, Białorusi i Ukrainie) instytucji samorządowych i szkolnych, a w Wiedniu i Berlinie interweniował na rzecz ciemiężonych na podległych tym stolicom ziemiach Polaków. 

W 1803 r. Czartoryski przedłożył Aleksandrowi obszerne memorandum na temat systemu politycznego, który wdrożyć winna Rosja. Był to oświecony program dla porządku pokojowego, który łączył „wieczny pokój” z „równowagą sił”, politycznym liberalizmem i – po raz pierwszy w historii Europy – samostanowieniem narodów.
Żadne państwo – pisał Czartoryski – nie może, w imię własnych interesów, zapomnieć o ogólnym dobru narodów i ochronie „wspólnoty państw”. Skrytykował mocarstwa, które niegdyś podzieliły między siebie królestwo Polski i Litwy, przy czym nie uważał Rosji za naturalnego wroga. Carska Rosja jest monstrualnie wielkim państwem i w pierwszej kolejności musi ucywilizować i rozwijać swoje ogromne terytorium. Nie oznacza to, że winna zachowywać się pasywnie wobec Europy. Rosja winna, jako jedna z potęg światowych, „ze względu na swoją pozycję i siłę uprawiać politykę wspaniałomyślności”, której celem nie powinno być poszerzanie swojego terytorium, lecz dbanie o ogólnoeuropejski pokój. Jego głównych filarów Czartoryski upatrywał we Francji (ale nie pod rządami Bonapartego) i Anglii, natomiast Austrię i Prusy – państwa sąsiedzkie wskutek rozbiorów Polski – uważał za potencjalne zagrożenie dla Rosji. Restytucja państwa polskiego leży więc o wiele bardziej w interesie Rosji, niż wspólna prusko-rosyjska granica na Bugu. Dlatego car winien podjąć inicjatywę i przekazać koronę polską swojemu bratu, Konstantynowi. Jest on wprawdzie człowiekiem porywczym, ale liberalna polska konstytucja z pewnością go poskromi.
Jednak Pierwszy Konsul Francji, obrany w 1804 r. cesarzem Francuzów, położył kres wszelkim planom i mrzonkom. Napoleon zapragnął władać całą Europą, po zwycięstwie nad Rosjanami i Austriakami pod Austerlitz w listopadzie 1805 r. nastąpił jego tryumf nad Prusami pod Jeną i Auerstedt w 1806 r. Katastrofy spod Austerlitz Czartoryski na stanowisku ministra spraw zagranicznych Rosji przetrwać nie mógł, jednak w dalszym ciągu zasiadał w Senacie, był członkiem Rady Państwa i kuratorem uniwersytetu wileńskiego. Tymczasem na ziemiach rozbioru pruskiego i austriackiego Napoleon utworzył Księstwo Warszawskie. W 1810 r. Czartoryski opuścił St. Petersburg i wyjechał do Wilna. 

Wiosną 1811 r. dotarł do niego list od Aleksandra. Car wyznał swojemu dawnemu przyjacielowi, że zamierza proklamować Królestwo Polskie. Chciał wkroczyć do napoleońskiego Księstwa Warszawskiego i stawić czoła Prusom, o ile Polacy i armia polska wesprą go w tym działaniu. Czartoryski przyjął plan ten sceptycznie, odpowiedział jednak: wszystkie ziemie polskie winny zostać zjednoczone, przywrócona musi być konstytucja z 1791 r. i zagwarantowany dostęp do morza. Aleksander zgodził się: granica na Dźwinie, Berezynie i Dnieprze, polskie instytucje, w tym również armia, oraz liberalna konstytucja. Jedyny warunek, jaki postawił, brzmiał: wieczna unia personalna z Rosja i wsparcie najważniejszych postaci polityki polskiej: „Póki nie mogę być pewny polskiego poparcia, póty nie mogę zacząć wojny z Francją”.
Po rozmowie z księciem Józefem Antonim Poniatowskim, który był najwyższym autorytetem w Księstwie Warszawskim Czartoryski oznajmił 12 marca carowi, że lojalność i wdzięczność dla Napoleona i strach przed Rosją czynią taką polityczną woltę całkowicie niemożliwą. Być może jednak jest to czas, by w bezpośrednich rozmowach z Napoleonem na temat zjednoczenia ziem polskich i restytucji państwa polskiego w ramach unii personalnej z Rosją podjąć starania o uratowanie pokoju w Europie. Tym działaniem Czartoryski chciał ratować Polskę, Rosję i Napoleona, co jednak wobec wzrastającej wrogości i wzajemnej nieufności było działaniem próżnym. Jeżeli nie wspólnie z Polską, to – zagroził car – Rosja zemści się na Polsce za sojusz z Francja. W czerwcu 1812 r. Czartoryski ostrożnie zasygnalizował Aleksandrowi, że Polacy poprą tego cesarza, który dotrzyma danego słowa. Formalnie poprosił także o zwolnienie go z wszelkich funkcji. 

Miesiąc później polskie oddziały przekroczyły u boku wojsk francuskich graniczną rzekę Niemen. Napoleon rozpoczął marsz na Moskwę. Książę wprawdzie popierał cesarza francuskiego, jednak nie pojawił się na wydanym przez niego uroczystym przyjęciu w Wilnie. Już wówczas przeczuwał zbliżającą się klęskę. Zrozpaczony pisał do swoich rosyjskich przyjaciół: „Drodzy moi, oto jesteśmy teraz wrogami [...]. Będziecie chcieli nas zniszczyć. Nienawiść po obu stronach będzie rosnąć [...], dopóki nie zrozumiemy, że szczęście i sława naszych krajów nie musi opierać się na wyzysku i ucisku”. 

Jednak już w listopadzie karta się odwróciła, klęska Napoleona poczęła się rysować wyraźnie. Zrozpaczeni dostojnicy Księstwa Warszawskiego zwrócili się do księcia, by ten odświeżył swoje kontakty z Aleksandrem. Było jednak za późno. Rosjanie wkroczyli do Warszawy, a Prusy stały się uprzywilejowanym sojusznikiem. W Kaliszu zawarto w 1813 roku układ, zgodnie z którym Prusy odzyskać miały „część” swoich byłych zdobyczny terytorialnych w Polsce. 

Również Czartoryski pospieszył do Kalisza. Aleksander zapytał drwiąco austriackiego posła: „Widziałeś tego ducha?”. Mimo tego zgodził się na dwie dłuższe rozmowy ze swoim dawnym przyjacielem, zapewniając, że księstwo stanie się częścią Rosji; Polska uzyska częściową autonomię pod jego zwierzchnictwem. Czartoryski starał się przekonać Poniatowskiego do podpisania układu z carem – nie była to przecież zdrada. Jednak Poniatowski postanowił trwać u boku Napoleona i w kilka miesięcy później zginął w bitwie narodów pod Lipskiem.  Francja pozbyła się uciążliwego partnera, jakim była Polska, wydając ją na żer, łaskę i niełaskę mocarstw rozbiorowych.
Zwycięzcy Napoleona we własnym gronie postanowili o likwidacji Księstwa Warszawskiego. Na Kongresie Wiedeńskim Czartoryskie niezmordowanie walczył o swoją ojczyznę, mając u boku legendarnego generała Tadeusza Kościuszkę, sympatyka rewolucji francuskiej i przeciwnika Napoleona, który niegdyś walczył w amerykańskiej wojnie o niepodległość przeciwko Brytyjczykom, a później ruszył w pole przeciw Rosjanom za wolność Polski. Jednak i on nie miał w Wiedniu mocnej pozycji. Czartoryski udał się na własną rękę do Anglii, by przynajmniej tam walczyć o akceptowalne rozwiązanie „kwestii polskiej”. 

W końcu wydawało się, że na kongresie nastąpił jakiś zwrot. W Wiedniu Aleksander I przypomniał sobie swoją dawną sympatie do Polski. W prywatnej rozmowie car obiecał nawet Kościuszce restytucje polski do Dźwiny i Dniepru – oczywiście pod rosyjskim zwierzchnictwem. Nigdy to nie nastąpiło. Jednak w efekcie znów powstało „Królestwo Polskie”, głównie na ziemiach rozbioru pruskiego, które wchodziły uprzednio w skład Księstwa Warszawskiego, połączone unia personalną z Rosją. I istotnie rządy sprawował tam – jak niegdyś proponował to Czartoryski – brat cara, Wielki Książę Konstanty, który jednak w żadnej mierze nie spełniał nadziei Polaków. Przeciwnie: ów nieobliczalny człowiek upokarzał kraj i ludzi na każdym kroku. 

Również w sferze prywatnej nie odniósł Czartoryski w Wiedniu sukcesów. Odżyła dawna miłość do carycy Elżbiety. Aleksander jednak odrzucił rozwód. Dwa lata później Czartoryski ożenił sie z 29 lat młodszą księżną Anną Zofią z Sapiehów, z która miał troje dzieci. W Królestwie Polskim książę został senatorem i członkiem Rady Administracyjnej, w której posiedzeniach jednak nie brał udziału, by nie legitymizować sprzecznego z konstytucją działania Konstantego (i dawnego przyjaciela Nowosilcowa). 

Czartoryski objął opieką szkoły w Wilnie, gdzie wkrótce powstały tajne stowarzyszenia, a Adam Mickiewicz napisał pierwsze poematy patriotyczne. W roku 1825 zmarł Aleksander. Konstanty miał zająć jego miejsce na tronie, lecz ze względu na to, ze nie chciał rozstać się ze swoja polską żoną, władzę przejął jego o 17 lat młodszy brat Mikołaj. Car Mikołaj I był militarysta i despotą, nienawidzącym wszelkich przejawów liberalizmu i węszący za każdą ideą reformatorską spisek i rewolucję. Przez dziesięciolecia rządził carską Rosją w sposób absolutny, zamieniając ów wielki kraj w największe więzienie Europy – terror władzy, z którego Rosja nie otrząsnęła się po dziś dzień. 

Wkrótce również Polska odczuła brzemię tyranii. Na kraj spadały coraz to nowe fale prześladowań. Czartoryski wycofał się z życia publicznego. W 1827 r. napisał swój Essay sur la diplomatie. To projekt zadziwiający: jako „Kodeks dla Europy“ znajduje swoje miejsce o wiele bardziej w dzisiejszych czasach, niż w czasach pokongresowych. U podstaw przemyśleń Czartoryskiego legła zasada, że narody mają prawo do suwerenności, a żaden naród nie może panować nad innym. Nawet Indie mogą być połączone z Anglia wyłącznie na zasadzie dobrowolności. Cynicznej legitymizacji władców przeciwstawił legitymizację narodów – i wizję europejskiej federacji. 

Ostrożnie Czartoryski dystansuje sie teraz od idei rosyjsko-polskiej unii personalnej, którą sam niegdyś proponował, a którą teraz uważa za sprzeczną z prawami narodów. Zwycięża w nim orientacja prozachodnia. Anglia i Francja winny przewodniczyć europejskiej Federacji Narodów. Prusy mogą jak najbardziej wnieść wiele do solidarności narodów, jeżeli zrezygnują ze swojej agresywnej polityki, a w polityce wewnętrznej dadzą szansę ideom liberalnym. Rosja natomiast – ze względu na swoja wielkość – może być partnerem, ale w żadnym razie członkiem owej Federacji Europejskiej...
Esej ukazuje się w Marsylii wiosna 1830 r., lecz pozostaje niezauważony. Ze względów taktycznych Czartoryski unika wysunięcia na pierwszy plan „kwestii polskiej”. Jednak ta znajdzie się w centrum uwagi polityki europejskiej wraz z wybuchem powstania w Warszawie w pół roku później. 

Zryw powstańczy spowodowany był zarówno czynnikami wewnątrz-politycznymi jak i zewnętrznymi. Mikołaj, martwiący się o zasady monarchistyczne w Europie, postanowił rzucić polskie oddziały wojskowe przeciwko Francji – gdzie latem zdetronizowano ostatniego z Bourbonów – i przeciw Belgii, która w tym samym czasie proklamowała swoja niepodległość od Niderlandów. Oddziały te na ziemiach polskich zastąpione miały zostać przez wojska rosyjskie. Oznaczało to całkowity koniec polskiej autonomii. W Warszawie zawrzało, Konstanty musiał salwować się ucieczką. Podchorążowie armii polskiej przejęli dowództwo. Szukali rozpaczliwie przywódców powstania i zwrócili się do księcia, który jednak bardzo sceptycznie oceniał szanse powodzenia powstania. Czas pokazał, że miał rację. 

Czartoryski nie wahał się jednak przed przyjęciem odpowiedzialności. Został szefem rządu i ministrem spraw zagranicznych rządu powstańczego. Natychmiast rozpoczął starania o międzynarodowe poparcie i poszukiwania monarchy na polski tron. Jednak w tym celu – powiedział wojskowym – potrzebne są zwycięstwa. Większość generałów wahała się. „Dyktator”, generał Józef Chłopicki, wybrał drogę rokowań, a gdy car je odrzucił – natychmiast chciał sie poddać. Czartoryski zapobiegł kapitulacji. Stracono jednak wszelkie możliwości militarne, jesienią 1831 r. oddziały rosyjskie zajęły Warszawę. 

Car skazał księcia na karę śmierci. Czartoryski miał zostać stracony siekierą, jego dobra znajdujące się w rosyjskiej części Polski zostały skonfiskowane. 60-letni już arystokrata uciekł za granicę: najpierw do Londynu, następnie do Paryża. Przez kolejnych niemal 30 lat rezydował w Hôtel Lambert, siedzibie nieformalnego rządu emigracyjnego. Książę nie ustawał w działaniach; spokrewniony z licznymi rodami królewskimi, znający polityków ze wszystkich państw, usiłował niezmordowanie podnosić we wszelkich rozmowach kwestię polska. Czartoryski wysyłał swoich posłów aż do Konstantynopola, a na jego przyjęciach, na których grywał Fryderyk Chopin, bywał nawet ambasador Wiednia. Wspierał polskich intelektualistów, wspomagał Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, jego gościem bywał Zygmunt Krasiński. 

Do późnego wieku ów człowiek, który był Polską, trwał na stanowisku – aż wreszcie i jego opuściły siły. Zmarł 15 lipca 1861 roku w Montfermeil, dwa lata przed kolejnym powstaniem na terenie zaboru rosyjskiego. Jego małżonka przeżyła go o 3 lata. W 1865 r. ich szczątki przewieziono do Polski i złożono w rodzinnym grobowcu w Sieniawce.

I jeszcze link do bardzo szczegółowego omówienia postaci Adama księcia Czartoryskiego na stronie HistMag.org
.

10.07.2011

Ekologiczna katastrofa na Bobrze (by Rafał S.©)

Perła Zachodu wbrew swojej nazwie nigdy nie była za moich czasów perłą czystości. Dolina Bobru, w szczególności na odcinku od Jeleniej Góry do Jeziora Modrego, wygląda jak odrażające wysypisko śmieci.
Znaleźć tam można dosłownie wszystko: od drobnicy w postaci puszek, butelek wszelkiego rodzaju, pozostawianych na brzegu przez rzekomych wielbicieli natury: wędkarzy, turystów, spacerowiczów; ale także gabarytowo o wiele potężniejsze części aut, opony, zderzaki, drzwi; ponadto sprzęt AGD: lodówki, mikrofale, pralki... istny jarmark staroci! Swoistą atrakcją są gałęzie nadrzecznych drzew „przyozdobione” śmieciami na wysokości kilku metrów, pojawiającymi się po każdej „wielkiej wodzie” (niektóre z tych „ozdób” pamiętają powódź stulecia z 1997 r.). Najwyraźniej ludzie już przywykli do tego widoku, a i na żyjących w tej okolicy zwierzętach ten syf zdaje się nie robić wrażenia: żyjące tu ptaki: łabędzie, myszołowy, kanie, jastrzębie, bażanty i kuropatwy zaakceptowały (a miały inny wybór?) ten szczytny rodzaj działalności człowieczej. Tenże również człowiek silnie przetrzebił okoliczne lasy (nazywając to „gospodarką leśną”), będące ostoją jeleni, saren, dzików, lisów, tchórzy i kun. W rzece znaleźć można pstrągi i lipienie, które mimo wszelkich zanieczyszczeń miejsko-wiejskich dawały świadectwo poprawiającego się stanu wody… no, właśnie: DAWAŁY.
W sobotę koło godziny 18, gdy schodziłem do prawego brzegu Bobru w okolicy miejskiej oczyszczalni ścieków, dotarł do mnie ostry odór paliwa. Początkowo sądziłem, że to właśnie z oczyszczalni tak „jedzie”, ale w miarę zbliżania się do rzeki smród był coraz intensywniejszy. A gdy już dojrzałem lustro wody – zamarłem: Bóbr jak okiem sięgnąć pokryty był charakterystycznymi barwnymi, gęstymi plamami tłustej substancji. I niestety, nie dotyczyło to tylko owego odcinka. Paliwo w dużej ilości płynęło w dół rzeki, osadzając się na brzegach, kamieniach i wsiąkając w piaskowe łachy. Osadzało się i prawdopodobnie będzie się jeszcze osadzać przez dłuższy czas, na wszystkim, co napotka. Rzeka, zbocza i cały las do wysokości kilkuset metrów nad poziom lustra wody przesiąknięte był smrodem paliwa do tego stopnia, że idąc wzdłuż rzeki czuło się w ustach gryzący nieprzyjemny smak. W niektórych miejscach w połączeniu z niesionymi przez rzekę pyłkami roślin, utworzyły się grube kożuchy, skutecznie zlepiając sobą wszystko, co rzeka niosła. Przy samym Jeziorze Modrym smród był tak duży, że nie szło oddychać, a w samej pływały martwe ryby, niesione w kierunku zapory…
W stosunkowo niedawno odremontowanym gościńcu „Perła Zachodu” niestety nie można było uzyskać zbyt wiele informacji, gospodarze bowiem sami oczekiwali na jakieś wieści. Nie będzie to zbyt dobra reklama ani dla okolicy, ani dla ich lokalu, z którego przecież żyją. Ze wstępnych informacji wiadomo, że gdzieś w okolicach Cieplic przy fabryce „coś” wyciekło do rzeki Kamienna; tam też została postawiona tama ze słomy, która niestety nie zatrzymała toksycznej i tłustej substancji. Informacji tych jednak nikt nie chciał potwierdzić; dyżurny ze Straży Pożarnej powiedział tylko że: „Wiemy i działamy już od rana”. Faktem jest, że mobilizację mieli pełną: kilkanaście wozów strażackich stało przy elektrowni, a chłopaki walczyli. Na ile skutecznie - trudno powiedzieć. Chyba nikt z służb nie liczył się z taką akcja w stylu meksykańskiej zatoki, skoro działali od rana, a rzeką koło godziny 22 wciąż płynęły plamy paliwa, niszcząc wszelkie życie. 
Jak dalekie skutki i konsekwencje będzie miała dla Doliny Bobru ta katastrofa – bo tylko tak można nazwać to wydarzenie? Niestety przekonamy się bardzo szybko, a natura..., no cóż, ona ma czas i jak zwykle sobie poradzi, za te kilkaset lat ….
Smród dostał się na wysokość wzgórza Gapy, gdzie kiedyś na skalnych progach był piękny punkt widokowy. Można było zejść stromym zboczem do Borowego Jaru, w którym wije się rzeka, niegdyś zamieszkiwana przez wcale liczne bobry. Dzisiaj do tego miejsca najbardziej pasuje inna historyczna nazwa z okolic: Koniec Świata…



Na ten temat:
Portal Jelonka.com: Strażacy pracują na Perle Zachodu

5.07.2011

Ostatni z wielkich Habsburgów nie żyje

         Pogrzeb Otto Habsburga po raz kolejny uśmierzy Austriaków tęsknotę za przeszłością. Było tak już podczas pogrzebu jego matki, cesarzowej Zyty, ale już nigdy więcej się to nie powtórzy. Śmierć ostatniego następcy tronu oznacza koniec rodu arcyksiążęcego jako elementu politycznej rzeczywistości Austrii.
              I nic tego nie zmieni, nawet gdyby pewnego dnia do Hofburgu* wprowadziłby sie prezydent republiki o nazwisku Habsburg. Nie chodzi tu wyłącznie o to, że po śmierci Otto nie widać na horyzoncie żadnego innego członka rodu, któremu można by przypisać ponadregionalną osobowość polityczną (pierwsze polityczne kroki jego najstarszego syna, Karla, wspominane są raczej z zawstydzeniem).
Chodzi tu wszakże o to, że śmierć Otto przerywa zarówno biograficzną, jak i intelektualną więź z wielonarodowym państwem Habsburgów. Otto Habsburg świetnie odczuwał, jak należy rozumieć demokratyczną metamorfozę Kakanii** pod sztandarami Europy. Po nim nie będzie potrafił tego nikt. Był ostatnim z Wielkich Habsburgów.

      Życiorys tego człowieka jest jak historia Austrii: upadek monarchii Habsburgów wskutek dramatycznie błędnych decyzji jego prawuja i jego ojca, walka o przetrwanie pozostałych „niedobitków“, w której wykrwawiali się czarno-żółci wierni cesarzowi i wszelkiej maści germanofile, fatalny „powrót do ojczyzny” w objęcia hitlerowskiej Rzeszy, batalia o odrodzenie Austrii, w którą żarliwie zaangażował się Otto Habsburg.
      Otto Habsburg był bezpośrednią ofiarą wątpliwych prób historycznego i politycznego zabezpieczenia odzyskanej samodzielności Austrii: naród, który miał tak niewiele pewności siebie, że w ambiwalencji „ofiary – sprawcy” szukał ucieczki w autoimaginację bycia wyłącznie ofiarą, musiał się oczywiście obawiać człowieka, który przez dziesięciolecia pozostawał wierny własnym przekonaniom. Kanibalizm rodu Habsburgów był częścią strategii wyparcia, neurozy historycznej, którą usiłowano początkowo leczyć paradoksalnymi interwencjami à la Waldheim, zanim wreszcie udało się ja wykurować w gabinecie terapeutycznym, zwanym „Unią Europejską”.
     Gdy Austria wstępowała do Europy, Otto Habsburg był tam juz od dawna. Portret, przedstawiający małego chłopca u boku swojego prawuja, cesarza Franciszka Józefa, stanowi historyczna ilustrację całego stulecia. Wyważona forma upamiętnienia Otto Habsburga byłaby republikańska kontynuacją dzieła jego życia, którego zwieńczeniem jest zjednoczenie Europy. Dla Otto Habsburga najważniejszym momentem w życiu był demontaż Żelaznej Kurtyny. Przed nieomal ćwierćwieczem w podobny sposób odczuwała to polityczna elita Austrii, dostrzegano niepowtarzalną szansę ponownego umieszczenia Austrii w politycznym centrum Europy. Wykorzystali to jednak wyłącznie błyskotliwi ludzie interesu oraz wierni towarzysze owych bohaterów, którzy przez wszystkie te lata, ryzykując niejednokrotnie życiem, angażowali się w sprawę powrotu swoich krajów do Europy. Dzisiaj polityczną dominantą jest strach przed pracowitymi czeskimi i polskimi rzemieślnikami, którzy nie przestrzegają austriackich przepisów dotyczących nadgodzin.
        Albowiem polityka nie potrafi już myśleć w perspektywie historycznej. Nie trzeba być monarchistą, by uważać to skrócenie politycznego myślenia do cztero- czy pięcioletnich kadencji za jedną z istotniejszych wad tego „najgorszego, lecz jedynego akceptowalnego***” systemu rządzenia. Bolesną ironią historii Austrii jest to, że śmierć ostatniego Habsburga stanowi wyzwanie dla republikańskiej małoduszności. 

Franz Josef Otto Robert Maria Anton Karl Max Heinrich Sixtus Xavier Felix René Ludwig Gaetano Pius Ignazius von Habsburg
(1912 - 2011)

*Hofburg - wiedeński pałac władców Austrii
**Kakania - plebejskie okreslenie monarchii CK (K. u. K.); przypiswyane Robertowi Musilowi (w: "Człowiek bez właściwości")
***"Demokracja to jeden z najgorszych ustrojów, ale dotychczas nie wymyślono lepszego" - zdanie przypisywane Churchillowi [Indeed, it has been said that democracy is the worst form of government except all those other forms that have been tried from time to time].

Na podstawie: "Der letzte Habsburger" w: Die Presse.

Flagi

free counters