31.12.2008

To już jest koniec... 2008

Kolejny rok dobiega końca, rok przestępny, olimpijski, a więc dłuższy o jeden lutowy dzień od „normalnych”, a w zasadzie o 24 godziny i jedną sekundę, która dodana zostanie do upływu czasu w celu synchronizacji z „niezmierzonym wszechświatem”.
×××
Dziwny to rok na świecie – ale do tego powoli się przyzwyczajamy: bo cóż w naszym świecie jest jeszcze „normalne”?
×××
Był (no, jeszcze jest..., ale niedługo) to rok wielu wydarzeń w mojej „małej ojczyźnie” – terminem tym określam nie tylko obszar geograficzny, zamykający się granicami Kotliny Jeleniogórskiej, a przede wszystkim wydarzenia, przeżycia, niespodzianki i przykrości, które mnie dotyczyły i które stały się moim udziałem w ciągu mijających 12 miesięcy, związane wszak z tym przepięknym zakątkiem Polski.
×××
Subiektywnie najbardziej znaczącym wydarzeniem jest decyzja o sprawieniu sobie psa, naszej słodkiej Frodki. Zdarzenia, które do tego doprowadziły, opisywałem w listopadzie, więcej „fotoinformacji” znaleźć można TU. Natomiast panna Frodka prezentuje się TU.
×××
W sferze społeczności lokalnej wydarzeniem wielkiej rangi winny były się stać obchody 900-lecia Jeleniej Góry (nie kłóćmy się proszę o zasadność przyjętego jako pretekst do świętowania roku 1108). Powinny, ale nie stały się – zawiedli włodarze miasta z „gadającą głową” Marka Obrębalskiego na czele, totalnego „ciała” dała naczelniczka Wydziału Promocji i Polityki Informacyjnej Urzędu Miasta (nb. mam wrażenie, że – skądinąd miłe dziewczę – jest na tym stanowisku nie mniejszym nieporozumieniem, niż niejaki Krzysztof Mróz w roli radnego, stojącego na straży czystości seksualnej nazewnictwa zaułków w Jeleniej Górze). W moim odczuciu totalną klapą okazały się niezręczne, nietrafione próby promowania miasta na arenie ogólnopolskiej w oparciu o jubileusz (spoty reklamowe w TVN, które ukazały się PO zakończeniu wszelkich jubileuszowych imprez), niewiele lepiej przedstawia się hucznie reklamowany program tych obchodów w samym mieście.
×××
Nie obyło się "wokół mnie" bez zdarzeń tragicznych, mnie mocno poruszyła śmierć Szymona Kempisty w marcu bieżącego roku.
×××
Moje osobiste osiągnięcia zawodowe to w pierwszej mierze ukazanie się „Wspomnień” Hugo Seydela i drugiej kroniki jeleniogórskiej autorstwa J. K. Herbsta.
×××
Głośną sprawą była zmiana na stanowisku dyrektora Muzeum Karkonoskiego – i nie chodzi przecież o sam fakt wymiany kadr, ale sposób i atmosferę, w jakiej on nastąpił.
×××
Ogromną wagę (globalną, lecz nie bez wpływu na życie także tutaj, w „małej ojczyźnie”) miał krach na giełdzie nowojorskiej 23 października – i rozpoczynająca się od niego światowa recesja gospodarcza. To wydarzenie zdeterminuje na wiele miesięcy także rok 2009.
×××
Wiele innych wydarzeń należałoby wymienić, jednak wpis taki nie miałby końca. Poprzestanę takoż na owych kilku subiektywnie wybranych... Za 4 godziny trwać już będą sylwestrowe bale, rauty, zabawy, imprezy i prywatki. My tym razem wybraliśmy „białą salę”, telewizor i komputer, głównie ze względu na Frodę, ale także dlatego, że przez ostatnie dwa lata miałem wątpliwą przyjemność (choć niewątpliwą kasę za to) odstawiania „wodzireja” na balach dla niemieckich gości. Dobrze jest pobyć w domu – tym bardziej, że w Nowy Rok nie ominie błogostan pracy.
Życzę więc wszystkim wspaniałej zabawy, spełnienia i wypełnienia, uzupełnienia i... odpowiedniego dopełnienia. Politykom (komunalnym i tym z "wyższej półki") zaś, by zaczęli mówić ludzkim głosem (nie tylko w Wigilię) oraz myśleć na ludzki sposób. I o ludziach.

17.12.2008

Gondola ruszyła!

No... szacuneczek! Obiecali na Boże Narodzenie, ruszyli przed terminem. Portal Miejski Świeradowa Zdroju (Grodu Flinsa) donosi dzisiaj, a więc z datą 17.12.2008:
Właśnie otwarta została Kolej Gondolowa w Świeradowie-Zdroju. Od godz. 13.30 można już kupować bilety i wjeżdżać na szczyt Stogu Izerskiego. Pierwszym klientem Kolei był sam Burmistrz Świeradowa-Zdroju - Roland Marciniak.Szanowni Państwo! Informujemy, że Kolej Gondolowa Świeradów Zdrój otwarta jest dla ruchu pasażerskiego.W momencie poprawienia się warunków śniegowych, uruchomiona zostanie także trasa zjazdowa. Do momentu otwarcia trasy zjazdowej dla ruchu narciarskiego, kolej czynna jest w godzinach 9.00-16.00. Serdecznie zapraszamy! Oficjalne otwarcie z wielką fetą odbędzie się 10 stycznia 2009 r.
A oto ceny na sezon zimowy 2008/2009:
* Bilety jednorazowe - bilety w obie strony (góra/dół) - 25 zł normalny, 20 zł ulgowy. - bilet w jedną stronę góra - 19 zł normalny, 15 zł ulgowy - bilet w jedną stronę dół - 15 zł normalny, 12 zł ulgowy * Bilety czasowe - bilet przedpołudniowy 9.00-12.30 - 65 zł normalny, 52 zł ulgowy - bilet 12.00-16.30 - 60 zł normalny, 48 zł ulgowy - bilet 13.00 - 16.30 - 55 zł normalny, 44 zł ulgowy - bilet wieczorny 18.30 - 21.00 - 45 zł normalny, - bilet 3 godzinny - 60 zł normalny, 48 zł ulgowy * Karnety czasowe - dzienny - 85 zł normalny, 68 zł ulgowy - 2 dniowy - 160 zł normalny, 128 ulgowy - 3 dniowy - 230 zł normalny, 184 zł ulgowy - 6 dniowy - 390 zł normalny, 312 zł ulgowy - 7 dniowy - 440 zł normalny, 352 zł ulgowy * Karnety wieloprzejazdowe - 3 przejazdy - 45 zł normalny, 36 zł ulgowy * Bilety dla grup (pow. 20 osób) - 10% rabatu Bilety ulgowe obejmują: - dzieci i młodzież do 18 lat (rocznik 1991 i młodsi), - osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie, Dzieci do 4 lat nie płaca za przejazd. Karnety wieloprzejazdowe utrzymują ważność przez cały sezon zimowy.

14.12.2008

Wiktor Staszak i jego prace "Ab ovo"

¤ WIKTOR STASZAK ¤
Pisałem już o wernisażu w Domu Carla (i Gerharta) Hauptmannów w Szklarskiej Porębie - wernisażu artysty niezwykłego, Wiktora Staszaka. Tłum był wielki, nieomal wszyscy pracownicy Muzeum Karkonoskiego stawili się karnie (ale dobrowolnie) na otwarciu tej wystawy - Wiktor sam przecież pracuje jako aranżer wystaw w Muzeum w Jeleniej Górze. Zjawili się także przyjaciele, znajomi i rodzina. Wspaniałym pomysłem było umieszczenie obok obrazów Wiktora - obrazów, które nie posiadają samodzielnych tytułów - kartek, na których zwiedzający mogli "doimpretować" własny tytuł do każdego z tych dzieł. Zresztą - spójrzcie sami na te perełki z jajem jako motywem przewodnim.
"Wielkie żarcie" wernisażowe - na pierwszym planie Staszek Wilk i Adam Łaciuk

Dwa wernisaże w dwa dni

Pisałem o tym już w poprzednim poście - i udało mi się wziąć udział w dwóch wernisażach pod auspicjami Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze. W czwartek o godzinie 17.00 otwarcie wystawy pt. UNIKATY w siedzibie głównej Muzeum przy ulicy Matejki 28. Pod kuratelą pani dr Stefanii Żelasko pokazane zostały dzieła... no, może raczej prace współczesnych artystów-szklarzy z lat 2007/2008. Poniżej kilka widoczków z wernisażu.
W dolnej sali Muzeum nie zabrakło akcentów bożonarodzeniowych - w sobotę, 13.12 odbyło się malowanie bombek. Zdaje się stawać to nową "świecką" tradycją świąteczną. Ale tradycją miłą. Na zdjęciu bombki przygotowane do "upiększenia" przez twórców. Natomiast w piątek w Szklarskiej Porębie swój wernisaż przeżywał Wiktor Staszak, o którym również już pisałem. Zdjęcia z tego wydarzenia i fotografie "Jaj Wiktora" (wbrew nazwie - bez odniesień pornograficznych) w kolejnym poście, albowiem są one warte oddzielnego rozdziału.

11.12.2008

Karkonoskie (Muzeum) w natarciu

Dwie kolejne imprezy zaplanowało Muzeum Karkonoskie na czwartek i piątek (11 i 12 grudnia):
O 17.00 dzisiaj - wernisaż wystawy 'UNIKATY', której kuratorem jest niemniej unikatowa pani doktor Stefania Żelasko, niewątpliwie jeden z większych polskich autorytetów z dziedziny szkła artystycznego. Zaprezentowane zostaną współczesne rzeźby i instalacje w szkle, wykonane w latach 2007/8 przez artystów związanych z jedyną polską wyższą uczelnią, kształcącą artystów tworzących w tym tyle trudnym, co fascynującym tworzywie - z wrocławską ASP (tu pozdrowienia dla Piesia i Tyśka!). Stefania Ż. o pracach: "Na podstawie naszych ostatnich zakupów śmiało można powiedzieć, że 'Wrocławska szkoła szkła' w niczym nie ustępuje temu, co dzieje się w świecie, a nawet wyznacza nowe trendy w tej kruchej artystycznej dziedzinie". Wystawę oglądać będzie można aż do połowy 2009 r.
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
Natomiast w piątek 12 grudnia, również o godzinie 17.00, w Szklarskiej Porębie w Domu Carla (i Gerharta) Hauptmannów odbędzie się wernisaż wystawy prac artysty niezwykłego - Wiktora Staszaka. Mam zaszczyt znać Wiktora osobiście i cenię sobie tę znajomość wielce - bo i człowiek to niezwykły, o wszechstronnych zainteresowaniach, zacięciu maratończyka rowerowego i - wielkim talencie. Jego obrazy - rzadko wystawiane, do obejrzenia właściwie wyłącznie w Szklarskiej Porębie i Muzeum Karkonoskim - po prostu zadziwiają i fascynują. Podobnie zresztą, jak jego osobowość. Zresztą, co ja się będę rozpisywał - to trzeba zobaczyć! Zamieszczam "wycinki" z zaproszenia na wernisaż, jednak prace te trzeba koniecznie oglądać "na żywo"...

10.12.2008

Zeitgeist Google'a

"Zeitgeist" to niemieckie określenie (przejęte wprost przez większość języków europejskich, obecne także w american english) na "ducha czasów", "ducha epoki". Dla Google'a jest to definicja rocznego zestawienia najpopularniejszych haseł, wpisywanych w wyszukiwarkę w ciągu roku. Właśnie opublikowali "Zeitgeist" za rok 2008. Oto, co piszą o naszych rodzimych "Googlarzach":
Polacy w 2008 roku szukali w internecie przede wszystkim… swoich znajomych. Zdecydowanie najczęściej wpisywanym do wyszukiwarki Google hasłem była oczywiście bezkonkurencyjna „nasza klasa". Kogo jeszcze szukamy? Zdecydowanie nie polityków! Królową gwiazd pozostaje Doda, choć ogromną popularność wśród polskich internautów zdobył w tym roku także Jozin z Bazin. Dużym zainteresowaniem, także w internecie, cieszą się programy telewizyjne i seriale, a wśród nich najszybciej na popularności zyskiwał "Mam talent". Jednak nasze poszukiwania to nie tylko rozrywka. Internet pomaga też na przykład znaleźć pracę i zadbać o oszczędności. W tej kategorii najczęściej pytaliśmy o giełdę i kursy walut. Poza informacjami, chętnie szukamy także inspiracji, przede wszystkim tekstów życzeń i przepisów. Zobacz, co w poszczególnych kategoriach najbardziej interesowało polskich internautów i jak wiernym odbiciem "ducha czasu" jest internetowa wyszukiwarka!

Najszybciej zyskujące na popularności (Fastest Rising)

  1. nasza klasa
  2. pudelek
  3. wrzuta
  4. youtube
  5. jozin z bazin
  6. miasto muzyki
  7. pekin 2008
  8. mam talent
  9. ikariam
  10. maciej zientarski

Najczęściej wyszukiwane (Most Popular)

  1. nasza klasa
  2. gry
  3. allegro
  4. youtube
  5. onet
  6. mapa
  7. program tv
  8. forum
  9. warszawa
  10. praca

inspiracje (najczęściej wyszukiwane)

  1. życzenia
  2. przepisy
  3. cytaty
  4. dowcipy
  5. kartki
  6. kawały
  7. imieniny
  8. walentynki
  9. aforyzmy
  10. wierszyki miłosne

finanse i praca (najczęściej wyszukiwane)

  1. praca
  2. zus
  3. giełda
  4. kursy walut
  5. urząd skarbowy
  6. oferty pracy
  7. cv
  8. kredyt
  9. pit
  10. money

sławni (najczęściej wyszukiwane)

  1. doda
  2. feel
  3. harry potter
  4. rihanna
  5. jozin z bazin
  6. madonna
  7. metallica
  8. peja
  9. britney spears
  10. czesio

programy tv (najczęściej wyszukiwane)

  1. milionerzy
  2. you can dance
  3. mam talent
  4. prison break
  5. lost
  6. włatcy móch
  7. taniec z gwiazdami
  8. big brother
  9. m jak miłość
  10. teraz albo nigdy

8.12.2008

Znowu "nieregularnie"

Sporo się dzieje wokół mnie (i we mnie), stąd znów przerwa w pisaniu Nieregularnika. Poprawę obiecuję, terminu nie podaję. Dzisiaj tylko krótkich informacji garść:
1. Piszą o Karkonoszach i Górach Izerskich (odnośnik pod logiem)
A także w bardzo fajnym artykule:
2. Od piątku do... no, z pewnością przez dłuższy czas nie będę miał zbyt wiele czasu, by śledzić "na żywo" wydarzenia w Jeleniej Górze i okolicach. Przyczyną tego stanu rzeczy jest niejaka panna Frodka, ma niecałe 7 tygodni i jest niezwykłej urody. Zdjęcie zamieszczam oczywiście!
Przyjechała z Wrocławia w tym właśnie (pożyczonym) koszyku i - jak sądzimy - zostanie u nas na dłużej (na bardzo długo). Myślę, że jej uroda przekonałaby każdego z Was o tym, że warto poświęcić jej dużo czasu... Nasz ukochany znajda, Frodo, wrócił po miesiącu do właścicieli prawowitych, pozostawiając pustkę w naszych sercach, naszym życiu, a także (last but not least) - w mieszkaniu.

26.11.2008

Mocne uderzenie na koniec roku

Ostatnich 5 tygodni roku przynieść ma kilka ważnych wydarzeń - nazwijmy to - kulturalno-historycznych: 27 listopada o godzinie 17.00 w Empiku przy ulicy 1. Maja odbędzie się spotkanie na temat... pisania bajek. Nie chodzi tym razem jednak o kurs dla domorosłych polityków szczebla lokalnego czy ogólnopolskiego (niezależnie od opcji politycznej), lecz dyskusję na temat procesu powstawania bajek i opowiadań dla młodszych Czytelników. Maria Nienartowicz (autorka opowieści dla dzieci i młodzieży, mieszkanka Karpacza, wielbicielka karkonoskiej przyrody i tradycji) przeczyta fragmenty swoich bajek, które w kontekście historyczno-literackim omówi dr Edyta Tuz-Jurecka, mieszkanka Jeżowa Sudeckiego, wykładowczyni akademicka, od kilku lat wykładająca m.in. literaturę dziecięco-młodzieżową w jeleniogórskim Kolegium Karkonoskim. Wstęp wolny.
°°° °°° °°°
Następnego dnia (28.11.) o nietypowej dość porze - o godzinie 11.00 - w Muzeum Przyrodniczym w Cieplicach miejsce mieć bę­dzie promocja kolejnego (chyba trzeciego...) współczesnego wydania przewodnika "Warmbrunn i okolice jego", autorstwa Rozalii Saulson.
°°° °°° °°°
Niezwykle ciekawie zapowiada się wystawa i wydarzenia okołowystawowe, które zapoczątkowane zostaną wernisażami 5 grudnia 2008 r. Pierwszy mieć będzie miejsce w Muzeum Karkonoskim, a temat "Wokół Jeleniej Góry" zobrazowany zostanie dziełami takich artystów, jak Siegfried Beck, Gottlieb Daniel Berger, Theodor Blätterbauer, Gottfried Böhmer, Hermann Budras z Lipska, I. G. Ender, Friedrich Gottlob Endler, Adolf Eltzner, E. Frohnert, O. Gersheim, Kasper Ulrich Huber, Friedrich Iwan, Gottfried Kleiner, F. A. Knabe, Ernst Wilhelm Knippel, Katarina Kosack, G. H. Lau, Carl Theodor Mattis, Alfred Matzker, L. Mayer, Johann Georg Mertz, Wenceslaua Quasnitzka, Albert Henry Payne, Sebastian Carl Christoph Reinhardt, Eduard Johann Eduard Sachse ze Złotoryi, Theodor Sachse, Scholz Dora, Strachowsky Bartholomaeus, Gustav Täubert, Carl Thürmer, Friedrich August Tittel, Friedrich Bernhard Werner, A. Warnemünde, Heinrich Weimann. Współczesna cześć wystawy znajdzie miejsce w salach BWA przy Rynku (zwanym Placem Ratuszowym), gdzie pokazane zostaną prace Edwarda Dwurnika, Eugeniusza Gepperta, Eugeniusz Markowskiego, Henryka Wańka, Janusza Bułgajewskiego, Róży Farbisz-Kijankowej, Tadeusza Kaczmarka, Edwarda Kiczaka, Tadeusza Nodzyńskiego oraz Ewy Andrzejewskiej, Andrzeja Boja Wojtowicza, Urszuli Broll, Zbigniewa Frączkiewicza, Ewy Jonas, Teresy Kępowicz, Mirosława Kulli, Janusza Lipińskiego, Marka Lerchera, Patryka Lewkowicza, Marka Likszteta, Tomasza Mielecha, Mariusza Mielęckiego, Dariusza Milińskiego, Wacława Narkiewicza, Tomasza Olszewskiego, Jerzego Pakulskiego, Lidii Sokal-Trybalskiej, Elżbiety Lewkowicz, Bogumiły Twardowskiej-Rogacewicz, Pawła Trybalskiego, Ryszarda Tyszkiewicza, Jerzego Wiklendta, Elżbiety Wiśniewskiej, Waldemara Wydmucha i Wojtka Zawadzkiego. Wystawy trwać będą do 30 stycznia 2009 r., natomiast przez cały grudzień towarzyszyć będą im prelekcje, odczyty, a także piesze wycieczki po Jeleniej Górze, którym towarzyszyć będzie komentarz m. in. W. Kapałczyńskiego, Staniszława Firszta, Iva Łaborewicza i Konrada Przeździęka.
°°°° °°°° °°°°
Mam spory apetyt na udział przynajmniej w części tych wydarzeń...

Jak Henryk Waniek po Gerharcie pojechał…


…czyli na Konferencji Hauptmannowskiej wykład krytyczny. Pozwolę sobie przytoczyć tekst nieomal w całości, albowiem wykazał się pan Henryk wspaniałym poczuciem humoru (jak zwykle) i niemałą odwagą, by referat ów wygłosić wobec faktycznych tzw. Hauptmannologów niemieckich. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, tak więc „głos” oddaję panu Wańkowi... 


Od małego rzeźbiarza do wielkiego pisarza

Na wstępie uderzę się w pierś i wyznam dwukrotne nadużycie, zawarte w samym tytule moich wywodów. Są to nadużycia, które – mam nadzieję – znajdą usprawiedliwienie w finalnej konkluzji: 1º - Określenie przymiotnikiem „mały” młodzieńczych aspiracji Gerharta Hauptmanna, które pchnęły go ku rzeźbie artystycznej, jest nadużyciem o tyle oczywistym, że w samej rzeczy nie znam (i w ogóle są – o ile mi wiadomo – nieznane) jego prac rzeźbiarskich z okresu nauki we wrocławskiej Kunst- und Gewerbeschule. Jedynym świadectwem jest często publikowana fotografia przedstawiająca G. Hauptmanna, romantycznie upozowanego na tle nieukończonego glinianego reliefu o trudnej do zidentyfikowania treści, być może mitologicznej. Bez wątpienia widzimy na niej atelier rzeźbiarskie i nieco sztucznego adepta sztuki. Fantastyczny jest rodzaj kitla, jaki włożył na tę okazję, kto wie czy nie pożyczonego od bardziej rosłego kolegi, w każdym razie niewygodnego dla celów zawodowych. Aktor tej sceny z pewnością nie został pochwycony w ferworze pracy. Raczej oddaje się marzeniu czy rozmyślaniom, niż pilnej działalności artystycznej. W prawej ręce trzyma narzędzie, jakby tylko sięgnął po nie ze względu na obecność fotografa. Nie jest to żadna z wielu szpatułek, używanych do modelowania gliny. Ponadto, nie tak się ją trzyma. Wniosek wydaje się oczywisty: rzeźbiarz nie pracuje tak. Można podejrzewać, że przedstawiona tu osoba raczej pragnie za rzeźbiarza uchodzić, niż nim de facto jest; zresztą zgodnie z wyznaniami Hauptmanna w Das Abenteuer meiner Jugend, gdzie jest niewiele o zmaganiach się z artystycznym warsztatem, natomiast dużo rojeń o byciu artystą na mocy nieudokumentowanych marzeń i młodzieńczych porywów duszy. Psychologicznie rzecz biorąc, jest to syndrom dość znany w praktyce nauczania artystycznego, identyczny z powszechną skłonnością do pisania wierszy u młodych, niespokojnych duchów – przemijająca z czasem choroba wieku dojrzewania. Możliwe, że zaczyn reliefu przed którym siedzi młodzieniec, jest pracą samego Hauptmanna, choć może to być wytwór kogoś innego, użyty jako scenograficzne tło dla romantycznej sceny. Jeśli pisane po latach, a wydane w 1937 roku Das Abenteuer meiner Jugend uznamy za źródło wiarygodne, to o samym studiowaniu rzeźby jest tam stosunkowo niewiele. Prawie nic. Hauptmann stawia tam siebie w centrum szkolnych wydarzeń, ale tylko dwa konkrety mówią o jego edukacji: zajęcia ze sztukatorstwa, polegające na kopiowaniu rzeźbiarskich ornamentów, oraz krótkotrwałe (w czasie, gdy był relegowany jako student) półprywatne nauki u profesora Haertla („Nawilżałem ogromny posąg Dürera, nad którym mistrz teraz pracował, kiedy pojawiał się profesor, zdejmowałem osłony, a kiedy opuszczał pracownię, znów starannie je nakładałem”). Relegowanie miało miejsce 7 stycznia 1881, zatem – w najlepszym razie – cała „poważniejsza” część jego studiów rzeźbiarskich trwała niewiele ponad rok. W takim czasie nawet osoba wybitnie utalentowana nie osiąga mistrzostwa. Tym bardziej ktoś, kto – jak to samokrytycznie określa autor Przygód mojej młodości – „zostałem przyjęty do Szkoły Plastycznej, chociaż próbne szkice, jakie musieliśmy wykonać, demaskowały mnie jako kompletnego żółtodzioba i z pewnością nie uzasadniały tej decyzji”. („Ich wurde in die Kunstschule aufgenommen, obgleich die Probeblätter, die wir zu zeichnen hatten, mich als blutigen Anfänger zeigten und diesen Beschluß gewiß nicht rechtfertigen”) Pod przywołaną tu fotografia w różnych publikacjach Hauptmann jest określony jako student (Breslauer Kunstschule?), już to als Bildhauer in Rom. To ostatnia nie wydaje się wiarygodne. Po niespełna dwuletnim raczej pobycie niż studiowaniu w szkole wrocławskiej, 15 kwietnia 1882 roku Hauptmann kończy artystyczne terminowanie ze średnim wynikiem. W roku 1883 przez jeden semestr jest studentem historii uniwersytetu jenajskiego, by latem – przez Berlin i Hamburg – udać się w podróż po morzu śródziemnym. Można się domyślać, że z końcem tego roku i kilka miesięcy następnego występuje w Rzymie jako rzeźbiarz. Także z tego okresu nie zachowały się obiekty świadczące o jego rzeźbiarskiej sprawności. Tylko jeden szczegół przemawia za tym, że rzeczywiście jest to zdjęcie zrobione w Rzymie między rokiem 1883 a 1884: widać na niej obuwie Hauptmanna. I nie są to jedyne jakie miał we Wrocławiu, aż dwukrotnie wspomniane w Das Abenteuer... półbuty, z błyszczącą, metalową klamrą. Niezależnie od tego, co sam pisze, można przyjąć, że w Rzymie znalazł zatrudnienie jako pomocnik w podrzędnym warsztacie rzeźbiarskim i wtedy pozował do wspomnianej fotografii. Jeśli tak było, możnaby zrozumieć dlaczego w roku następnym chciał swoje umiejętności artystyczne pogłębić, studiując latem i jesienią w drezdeńskiej klasie rysunku Królewskiej Akademii. Wydaje się jednak, że w ciągu czterech lat ostatecznie wywietrzała z głowy Hauptmanna myśl o poświęceniu się plastyce. We wrażeniach z pobytu Petera Suhrkampa w Wiesenstein (7 sierpnia 1942) jest jedna wzmianka o rzeźbiarstwie Gerharta Hauptmanna. Opisując dom, Suhrkamp wspomina małą, wykafelkowaną jadalnię, którą zdobiło wymodelowane przez gospodarza woskowe przedstawienie dwunastoletniego syna Benvenuto. Siedziba pisarza w Jagniątkowie była bogatą kolekcją artystycznych obiektów, wskazującą na jego żywy kontakt z osobistościami świata sztuki. Wśród przewaga rzeźb wszelkiego rodzaju. Trudno wykluczyć, że były wśród nich również próby rzeźbiarskie samego Hauptmanna. Ale wobec tego zagadnienia poprzestać muszę na tezie – być może kontrowersyjnej – że w świetle pisarskiej pomyślności Hauptmann pozostał rzeźbiarzem adolescentnym (dorastającym) i małym, cokolwiek to znaczy. 2º – Przymiotnik „wielki” w odniesieniu do pisarstwa Hauptmanna gruntownie potwierdza samo factum oraz trwałość jego miejsca w historii literatury niemieckiej. Nie chciałbym tu nadużywać argumentu, że jako trzynasty otrzymał literacką nagrodę Nobla. Brak uhonorowania Noblem w żaden sposób nie pomniejszyło wielkości wielu pisarzy. I odwrotnie – wielu noblistów, dziś jest ledwo obecnych w świadomości publicznej. Wielkość Gerharta Hauptmanna odniósłbym przede wszystkim do jego pracowitości wyrażającej się dorobkiem pisarskim. Znaczenie ma też rezonans czytelników oraz publiczności teatralnej na jego pisarstwo. Nadużyciem jednak jest określanie jego literatury jako wielkiej z pozycji czytelnika polskiego. Bo – niezależnie od podejmowanych obecnie wysiłków wydawniczych – Gerhart Hauptmann jest ledwo widoczny na polskim horyzoncie literatury powszechnej. Sam wyznać muszę, że znam jego twórczość fragmentarycznie. Nie mówię tu o nieprzełożonych na język polski jego utworach, które – z mniejszym lub większym trudem – zdołałem sobie przyswoić. Co zastanawiające, polskie tłumaczenia Hauptmanna największą ilość święciły w latach 1889-1911. Wtedy aż 15 utworów, we większości teatralnych, przełożono na polski. Niektóre nawet, jak 'Woźnica Henschel' czy 'Dróżnik Thiel' z jedno lub dwuletnim opóźnieniem w stosunku do oryginalnej publikacji. Po roku 1918 ukazały się w Polsce tylko trzy lub cztery tłumaczenia jego utworów. Nie mogę wypowiadać się kompetentnie o jakości przekładów, ale o niektórych można powiedzieć, że z pewnością są niskiej jakości, a przede wszystkim przestarzałe. Ponawia się apele o przywrócenia go świadomości współczesnych czytelników polskich. W 50 rocznicę jego śmierci ukazała się znana praca Mirosławy Czarneckiej i Jolanty Szafarz, której przedmiotem jest życie prywatne pisarza, jego intensywna twórczość literacka i teatralna, aktywność publiczna od roku 1914 aż do śmierci w 1946, oraz recepcja jego dorobku w Polsce po roku 1918. Zaś w 60. rocznicę śmierci Uniwersytet Śląski wydał zbiór esejów o postaci i twórczości pisarskiej Hauptmanna, mający – jak to ujmuje redaktorka książki Grażyna Szewczyk – ożywić zainteresowanie pisarzem nie tylko jako osobistością literatury niemieckiej, ale i atrakcją dla badaczy niemiecko-śląsko-polskich zjawisk kulturowych. Problem Hauptmanna podejmowały też filmy telewizyjne, szczególnie zajmujące się okolicznościami jego śmierci. Ale są to tylko pojedyncze krople zamiast ulewy i jak na razie, mimo wysiłków wrocławskiego wydawnictwa EUROPA, postulat ten zachowuje ważność. Nic w tym jednak dziwnego, skoro podobną intencję deklarowali autorzy książki wydanej z okazji wystawy w Theatermuseum München w roku 1966 dla uczczenia 20. rocznicy śmierci Hauptmanna. Nie bez znaczenia był fakt, że jednoaktówka Der Spuk (Die schwarze Maske) w 1986 roku (40. rocznica śmierci) posłużyła za libretto do jednej z bardziej udanych oper Krzysztofa Pendereckiego. Naturalnie, dla kultury niemieckiej jest to kwestia bardziej zasadnicza i nic w tym dziwnego. Ale Hauptmann, choćby w repertuarze teatralnym, jest stale obecny. Sam w roku 2000 obejrzałem w Schauspiel Frankfurt 'Ein Glashüttenmärchen – Und Pippa tanzt' z Nicole Kersten w roli Pippy. Przymiotnik wielkości w odniesieniu do dzieł Hauptmanna może w tym miejscu być nadużyciem również w świetle oceny, jaką jego dziełu wystawiają literaturoznawcy. Powołam się na wyważony sąd, który cytuję za posłowiem do Księgi namiętności (wydanej razem z Im Wirbel der Berufung, którą internetowe księgarnie opatrzyły tytułem 'W wierze' (zamiast „wirze”) powołania: „Pisarz nigdy nie był zbyt wielkim stylistą, wiele mogliby o tym powiedzieć redaktorzy w wydawnictwie Samuela Fischera, którzy wkładali dużo wysiłku, aby teksty Hauptmanna nabrały należytej giętkości i barwy.” Może zatem nie powinienem mówić o „małym”, ani o „wielkim”, tylko ograniczyć się do bogactwa życiowej przygody Gerharta Hauptmanna, której spełnienie znalazło wyraz w jego pisarstwie.

Konferencja Hauptmannowska - krótkie wspomnienie

Za sobą mamy więc III. Międzynarodową Konferencję Hauptmannowską. Było… ciekawie, aczkolwiek (określenie nie moje, lecz osoby w konferencji biorącej udział): „jak długo można jeszcze obracać trupa Gerharta Hauptmanna…”? Odnosiło się to w szczególności do polskiej recepcji G. Hauptmanna po 63 latach od jego śmierci.
Niemniej pośród referatów i wykładów wygłoszonych podczas obrad dwa najciekawsze – moim zdaniem – wyszły spod pióra autorów polskich. Pozwolę sobie zacytować we fragmentach referaty Przemysława Wiatera i Henryka Wańka (to w następnym poście).
Dr Wiater podjął bliski mu temat „Gerhart Hauptmann a kolonia artystów w Szklarskiej Porębie”, mówiąc między innymi:

[…] Przed wiekami teren Doliny Siedmiu Domów był penetrowany przez walońskich poszukiwaczy skarbów, minerałów i kamieni szlachetnych oraz zielarzy-laborantów. Było to jedno z miejsc, gdzie osiedlali się hutnicy, szlifierze i malarze szkła. W 1575 r. wzmiankowana była huta szkła nad „Czeskim Brodem” położona w okolicy dzisiejszego Muzeum Ziemi „Juna”. Przez Szklarską Porębę Dolną, w górę Szklarskiego Potoku, a następnie w poprzek Doliny Siedmiu Domów do Hutniczej Górki i dalej Starą Drogą Celną na południową część Gór Izerskich prowadziła „Alte Zollstrasse” - „Stara Droga Celna”, jeden z najstarszych sudeckich traktów handlowych. W latach 1842-1848 wybudowano w południowej części doliny, wzdłuż rzeki Kamieńczyk drogę prowadzącą z Piechowic do huty szkła „Józefina”. Od lat dziewięćdziesiątych XIX w. rozpoczęto budowę linii kolejowej, która prowadziła przez Dolinę Siedmiu Domów i w 1902 r. połączyła Piechowice z czeskim Harrachovem. Tutaj też, w Dolinie Siedmiu Domów, swój początek miała dawna kolonia artystów […].
Początkowo Gerhart Hauptmann ulokował się w wynajętym mieszkaniu w willi Glaubitz na Marysinie i nie miał w nowym miejscu zamieszkania zbyt wielu znajomych. Następnie przeniósł się do Szklarskiej Poręby Średniej, do domu mistrza murarskiego Liebiga, który prowadził przebudowę nowo nabytego domostwa [obecnego Domu Carla i Gerharta Hauptmannów]. „Wiejski dom miał szeroką fasadę zwróconą ku drodze. Po środku było wejście, z lewej stodoła, z prawej wielki pokój mieszkalny, który początkowo zamieszkiwała rodzina Simon, później jego szwagier - mistrz stolarski Seidel. Na prawo od domu rósł stary jesion, na lewo stała drewniana szopa, oflankowana dwiema potężnymi lipami. Ulica przed domem porośnięta była starymi, dzikimi drzewami wiśni. Latem my dzieci siedzieliśmy całymi dniami na tych drzewach, które rodziły tylko bardzo małe wiśnie, tak małe, że nie chciało się nam nawet wypluwać z nich pestek.
[...] Mistrz Liebig przyziemie przebudował na nową kondygnację, nad całością której od strony drogi biegł długi balkon. Rodzina Hauptmannów miała do domu szerokie wejście od tyłu, które prowadziło do dwóch leżących na parterze obok siebie kuchni przeznaczonych dla rodzin Carla i Gerharta Hauptmannów. Carl Hauptmann i ciocia Marta - określenie 'ciocia Marta' było zastąpione przez słowo 'Pin' – podczas gdy wujek nazywany był 'Zarle'. Mieszkali oni w przebudowanej części domu nad dawną stodołą, a moi rodzice zwani „Palle” i „Muttel” objęli drugą część domostwa. Pierwsze piętro przykrywał wysoki, pozbawiony jakichkolwiek wykuszy i ozdób dach kryty łupkiem, pod którym po lewej i prawej znajdowały się dwa pokoje z dwoma niewielkimi przepierzeniami każdy, należące odpowiednio z jednej strony do rodziny Carla, z drugiej zaś Gerharta.
[…] W Dolinie Siedmiu Domów w początkach lat dziewięćdziesiątych XIX w. Gerhart Hauptmann stworzył największe dramaty, takie jak "Tkacze", "Futro Bobrowe", "Woźnica Henschel" i "Wniebowzięcie Hanusi". Po rozpadzie małżeństwa z Marią z domu Thienemann, licznych wojażach i zmianach miejsca pobytu, od 1901 r. pisarz osiadł w willi „Wiesenstein” w pobliskim Jagniątkowie, nie zrywając jednak kontaktów ze Szklarską Porębą […].
"Dolina Siedmiu Domów mieniąc się w oczach od wielobarwnych kwiatów polnych schodzi ku dołowi, a przez nią przepływa szemrząc niewielki potok. W połowie doliny, nad stawem, który wznosi się nad nią niczym jakieś oko, leży szlifiernia szkła. Z lewej strony widok przesłonięty jest pasmem zalesionych zboczy, z prawej zaś położony jest skalisty Sowiniec z kościołem parafialnym. Poniżej, na przeciwległym zboczu rozrzuconych jest kilka domków robotników leśnych i budynek "Rettungshaus" - "Domu Pomocy," którego opis znajduje się we "Wniebowzięciu Hanusi". Z lewej strony u dołu rozciąga się zamglony wąwóz rzeki Kamiennej i Wodospad Szklarki, nad którymi wznosi się porośnięty lasem masyw Płoszczarni. W oddali rozciąga się ku górze, po części zielonkawa, po części fioletowawa ściana górskiego masywu Karkonoszy przerwana przez Śnieżne Kotły, w których jeszcze w czerwcu lśnią bielą resztki śniegu. Tym widokiem zachwycał się Gerhart Hauptmann mówiąc: 'Tutaj dobrze jest być', a Carl dodał: 'Tutaj powinniśmy zbudować dla nas dom'.
Dosłownie za płotem, przy współudziale Willego, powstała wyjątkowa w charakterze budowla - "Hala Baśni". Wybudowana w 1904 r. drewniana hala ekspozycyjna przedstawiała cykl ośmiu monumentalnych obrazów z legendą o karkonoskim Duchu Gór autorstwa Hermanna von Heindricha (1856-1931). Po drugiej stronie ulicy, przy Muzealnej 2 miał swoją willę dr Alfred Koeppen, historyk sztuki, rektor berlińskiej Freie Hochschule. Jego dom, projektu Bruno Möhringa, stwarzający "bajkowy nastrój [...] chatki Jasia i Małgosi", należy do najciekawszych obiektów willowych w Karkonoszach […].
W tym czasie Gerhart Hauptmann chętnie odwiedzał okoliczne karczmy i zajazdy. Często gościł w pobliskim lokalu o nazwie "Ku słońcu" - "Zur Sonne", który na przełomie XIX i XX wieku znany był jako "schronienie dla pisarzy" - "Herberge für Schriftsteller”. Twórcy spotykali się przy wspólnym stole i prowadzili zagorzałe (nomen-omen…) dyskusje o literaturze, sztuce i kulturze. Gerhart Hauptmann miał tutaj kufel z wygrawerowanym na dnie własnym nazwiskiem. Na ścianach w "Zur Sonne" wisiały portrety Carla i Gerharta Hauptmannów, Hannsa Fechnera czy Wilhelma Bölsche, który pod podobizną umieścił własnoręcznie napisany dwuwiersz: "Wesołe godziny przepiłem, kiedyś w 'Słońcu' w Szklarskiej Porębie". Gerhart Hauptmann napisał pod swoim portretem krótką dedykację: "sąsiedniemu Słońcu".
I jeszcze dwie ilustracje do Konferencji (niezbyt udane, ale brak czasu nie pozwalał na szczegółowe i przemyślane zobrazowanie przebiegu Konferencji).
Zimowa sceneria w Dolinie Siedmiu Domów:

Emil Mendyk podczas tłumaczenia kabinowego:

19.11.2008

Zakłady Lniarskie "Orzeł" - Mysłakowice

Przeczytałem dziś oto w 'Pulsie Biznesu' taką notatkę:
Zgodnie z naszymi zapowiedziami mysłakowicki Orzeł (woj. dolnośląskie) otrzyma zastrzyk gotówki. Doradcza firma Evip Progress zainwestuje 4 mln zł w producenta lnianych tkanin. Spółka obejmie skierowaną do niej emisję 16 mln obligacji zamiennych na akcje. Ma ją uchwalić jutrzejsze walne zgromadzenie Orła. Po spełnieniu tego warunku Evip Progress chce wydać na lniarską spółkę kolejne 1,6 mln zł. Nie wiadomo jeszcze w jakiej formie. Dodatkowo inwestor ma wyłożyć 800 tys. zł do końca 2009 r. na zasadach określonych w przyszłym porozumieniu z zarządem Orła. Przedstawiciele inwestora wejdą też do rady nadzorczej. Evip Progress zarekomendował Dawida Thomasa, akcjonariusza tej spółki, oraz Filipa Plucińskiego, jej prezesa. Poza tym na walnym pod głosowanie zostanie poddany wniosek dotyczący scalenia akcji. Zdaniem zarządu, spółka jest niedoszacowana, a jej papiery powinny kosztować około 10 zł, a nie kilka groszy. -Myślimy o tym, by scalić 50-100 obecnych walorów w jedną akcję – mówi Rafał Czupryński, prezes Orła.
No to może kilka słów o historii zakładu...U podnóża Karkonoszy położonych było kilka domów, które tworzyły osadę Erdmannsdorf. Ludność żyła z uprawy ziemi, z chałupniczego przędzenia i tkania lnu. W honorze każdej gospodyni było posiadanie i ubieranie się w ubiór z tkanin lnianych, które wykonała sama. Na skutek interwencji hrabiny Reden przyjęto uchodźców z Tyrolu na tereny królewskich Mysłakowic. Działo się to w roku 1837. Ten szeroki gest miał jednak to w sobie, że uchodźcy z Tyrolu na przydzielonych im skrawkach ziemi uzyskiwali w uprawie ziemi lepsze rezultaty, niż popadający w coraz większą nędzę miejscowi tkacze. Dnia 28 lutego 1839 r. minister Rother wydał polecenie Królewskiemu Generalnemu Dyrektorowi Towarzystwa Handlu Morskiego założenia specjalnego konta noszącego tytuł: "Założenia Mechanicznych Przędzalni Lniarskich w Górskich Terenach Dolnego Śląska". Budowniczy Hamann 12 lutego 1839 r. otrzymał polecenie przygotowania projektów przebudowy istniejących zabudowań na terenie górnego folwarku (Obervorwerk), a Rzeczoznawca Radca Handlowy Rufer miał zbadać te projekty i skontrolować ich przydatność. Zadecydowano o wzniesieniu nowych pomieszczeń dla przędzalni. Duże zróżnicowanie terenu umożliwiało zainstalowanie koła wodnego o średnicy 34 stóp na odnodze rzeki Łomnicy przepływającej przez tereny objęte budową. Koło to dało napęd mocy 30 koni mechanicznych.
~~~
~~~
W 1839 r. minister wydał zlecenie dla zakładów budowy maszyn we Wrocławiu na wykonanie prząśnic mechanicznych. 1 VI 1843 r. planowano rozruch fabryki. Budowa budynku przędzalni i przebudowa stajni owiec przeciągały się, dopiero pod koniec 1843 r. można było ustawiać zamówione w kraju i w Anglii maszyny. W maju 1844 r. przeprowadzono pierwszy rozruch. 1 czerwca 1844 r. wyprodukowano mechanicznie pierwsze kilogramy przędzy. W październiku 1844 czynnych było 1840 wrzecion, w listopadzie - 2080, w grudniu - 2344, natomiast w roku 1864 - 13300. Produkowano tkaniny lniane o 4 szerokościach, tkaniny ścierkowe, płótno pospolite domowe, delikatne tkaniny szare, płótno żaglowe, drelich surowy, drelich w paski kolorowe, ręczniki zwykłe. W 1864 r. pożar strawił starą przędzalnię (4 sale) jednak przebudowa budynku przędzalni w jego obecnych zarysach nastąpiła w krótkim czasie. W 1867 r. na światowej wystawie przemysłowej w Paryżu Mysłakowickie Zakłady Lniarskie otrzymały złoty medal za ekspozycję swoich wyrobów. W 1872 r. zakład został kupiony przez bank Roberta Thode. Czynnych było wówczas 97 krosien mechanicznych. W roku 1874 nastąpiło uruchomienie nowo wybudowanej tkalni, z 260 mechanicznymi warsztatami tkackimi . Po uruchomieniu w 1882 r. linii kolejowej Jelenia Góra - Mysłakowice transport materiałów zaopatrzeniowych i wyrobów gotowych stał się tańszy, szybszy i łatwiejszy. W 1883 r. oddano do użytku przebudowany budynek bielnika i wykańczalni. W 1889 uruchomiono szwalnię. W 1909 r. rozpoczęto budowę kolonii robotniczej (4 budynki). W okresie I wojny światowej zakład produkował dla celów wojennych tkaniny ręcznikowe, żaglowe, drelichy, płótno samolotowe. Podczas Wielkiego Kryzysu w roku 1929 zanotowano straty w wysokości 425 tys. marek. Z istniejących w tym czasie na Śląsku 22 zakładów lniarskich unieruchomionych zostało 11. W latach II wojny światowej do pracy przymuszano więźniów (około 500 osób). 1 listopada 1945 nastąpiło przejęcie zakładu przez Polaków oraz nadanie nazwy "Orzeł". W roku 1961 na Targach Poznańskich po raz pierwszy prezentowane były tkaniny ubraniowe "Orła". W 1966 r. 80% produkcji sprzedawane było do USA, Anglii, Skandynawii, Niemiec i Australii, a zatrudnienie wynosiło 2680 pracowników. W latach 70. i 80. XX wieku zakład był kierowany przez zjednoczenia, które zajmowały się sprzedażą wyrobów i narzucały plany produkcji setek tysięcy metrów tkanin obrusowych, dekoracyjnych, serwet, prześcieradeł szpitalnych itp. W 1995 r. "Orzeł" wszedł do programu NFI, 1 marca 1995 r. nastąpiło przekształcenie przedsiębiorstwa państwowego w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa. 24 lipca 1998 r. po raz pierwszy notowano akcje ZL "Orzeł" S.A. na CeTO. 15 lutego 2007r. Spółka przeniosła swoje walory na GPW w Warszawie. 

(A tutaj: złe wieści z 2010 r.)

Flagi

free counters