29.11.2010

Friederike i Friedrich Wilhelm von Reden

Tekst pani Anety Augustyn z Gazeta.pl 
Ona sprowadziła kościółek Wang i Tyrolczyków, on założył pierwszy imponujący park krajobrazowy. Wyjątkowo udane małżeństwo, silne osobowości i utalentowani menedżerowie, którym Kotlina Jeleniogórska wiele zawdzięcza.
Kilka dni temu Agencja Nieruchomości Rolnych podarowała aż sto hektarów w Bukowcu koło Karpacza - to pierwsze w kraju tak duże przekazanie gruntów. Fundacja Doliny Pałaców i Ogrodów, która je przejęła, odtworzy imponujący park, po którym przed dwustu laty przechadzała się berlińska arystokracja, królowie pruscy i John Quincy Adams, późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych. Pierwszy i największy park krajobrazowy w Kotlinie Jeleniogórskiej stworzył Friedrich Wilhelm von Reden. Także w hołdzie żonie.

Fajerwerki na powitanie 
"Meine Freundin", moja przyjaciółko, zwracał się Friedrich Wilhelm von Reden do żony młodszej o 22 lata. Po raz pierwszy spotkali się w Anglii - bawił wtedy trzyletnią Friederike na kolanach. Po raz drugi - po kilkunastu latach w Berlinie na balu u jednego z ministrów; uwodziła go nie tyle urodą i karnawałowym strojem kwiaciarki, ile błyskotliwą rozmową. Nastoletnia Friederike, zupełnie inaczej niż siostry, gardziła konwenansami i stale zadawała za dużo pytań. Prowadziła dziennik, w którym bardziej niż dziewczyńskie błahostki zajmowały ją idee rewolucji francuskiej oraz gatunki roślin i minerałów.
Matka ubolewała, że nie jest dość uległą i nie zachowuje się jak przystoi pannie na wydaniu. Ojciec zaś otoczył ją guwernantkami, a potem powierzył jej prowadzenie swojego biura. Generał dowodził wojskami po stronie angielskiej w Ameryce Północnej, gdzie Friederike spędziła dzieciństwo. Po powrocie do Prus, mając kilka lat, mówiła już biegle po angielsku.
Ojciec był najważniejszy: partner do rozmów, przyjaciel i niekwestionowany autorytet. - Była z nim niezwykle zżyta i jego śmierć stała się cezurą w jej życiu - opowiada Urszula Bończuk-Dawidziuk, historyk sztuki.
Niedługo potem młoda baronówna zbliżyła się do Friedricha Wilhelma von Redena. Znacznie starszy, opiekuńczy i gruntownie wykształcony na kilku fakultetach, podobnie jak ojciec imponował jej wiedzą i intelektem.
Całe godziny spędzali na rozmowach o tym, co było bliskie obojgu - o botanice i wszystkim, co związane z Anglią, którą się fascynowali: literaturze, filozofii, projektowaniu ogrodów.
28-letnia niebieskooka blondynka i 50-latek niespecjalnej urody ani tężyzny, za to słabego zdrowia, niedomagający na płuca. Przyjaciele i zwierzchnicy namawiali go do małżeństwa, ale oponował: że zbyt duża różnica wieku, że jest chorowity i tylko obciążyłby sobą młodą kobietę.
- Z jej dziennika wiemy, że go uwielbiała. Zachwycało ją, że mogą porozmawiać na każdy temat. To była miłość bardziej przyjacielska niż euforyczna, która przerodziła się w niezwykle udane małżeństwo - dodaje historyk sztuki.
W 1802 roku fajerwerkami i kwiatami rzucanymi przed powóz powitano nową panią na Bukowcu.

Herbaciarnia dla żony 
"Moje miejsce na ziemi" - mówiła o Bukowcu, imponującym kilkusethektarowym gospodarstwie w pobliżu Karpacza. Początkowo bywała tu z mężem tylko latem; częściej przebywali w Berlinie albo w służbowych podróżach Redena, pruskiego ministra górnictwa i hutnictwa oraz dyrektora berlińskiej Manufaktury Porcelany.
- Górny Śląsk zawdzięcza Redenowi niebywały rozwój: sprowadził z Anglii pierwszą maszynę parową do kopalni, inwestował w kolejne badania geologiczne, uruchamiał nowe szyby i huty, budował mosty i nowoczesne piece hutnicze, usprawniał pracę, pierwszy wprowadził koks - opowiada Urszula Bończuk-Dawidziuk. - W Chorzowie nadal stoi jego pomnik.
Kiedy Reden wycofał się z kariery, najważniejszy dla obojga stał się Bukowiec. Nie znosili berlińskiego blichtru; najlepiej czuli się na wsi. Ich wielki ziemski majątek z cegielnią, browarem, kilkudziesięcioma zarybionymi stawami, udanie zarządzany, przynosił stały dochód.
- To była posiadłość w typie angielskich "ornamented farm", czyli farmy ozdobnej: folwarczne zabudowania projektowali pruscy architekci, wszystko było estetyczne, harmonijne i tworzyło obraz wiejskiej sielanki - mówi historyk sztuki.
Idylli dopełniał park, również wzorowany na angielskich; pierwszy park krajobrazowy w Kotlinie Jeleniogórskiej, który stał się wzorem dla kolejnych arystokratycznych posiadłości.
Specjalista od hut i kopalni okazał się również utalentowanym ogrodnikiem. Osobiście komponował park, wykorzystując okoliczne pagórki, stawy, lasy, zagajniki i fantastyczną panoramę Karkonoszy. Zgodnie z romantyczną modą pojawiły się tam ruiny gotyckiego opactwa, krąg druidów, wykorzystano nawet jaskinię, w której wykuto ławki, tak aby siedzący mógł oglądać Śnieżkę. Na parkowym wzgórzu stanęła herbaciarnia w kształcie greckiej świątyni podarowana żonie w drugą rocznicę ślubu. Temu jabłoń, temu gruszę
Redenowie porzucili Berlin, ale Berlin nie porzucił ich. Do Bukowca przyjeżdżali po rady i na pogawędki ministrowie i arystokraci.
W latach 20. XIX wieku Kotlina Jeleniogórska stała się modna, bo pruska rodzina królewska wybrała to miejsce na odpoczynek. Pałac w Mysłakowicach przebudowano dla króla Fryderyka Wilhelma III, w Karpnikach - dla jego brata, a w Wojanowie - dla królewskiej córki. W ślad za dworem coraz tłumniej pojawiała się arystokracja.
- W dolinie elit wypadało bywać. Król z rodziną zjeżdżali w Karkonosze kilka razy w roku, począwszy od lat 20. XIX wieku, a za królewską świtą ciągnęła arystokracja: trzeba było się pokazać, a przy okazji spróbować coś załatwić dla siebie w tak doborowym towarzystwie - mówi dr Romuald Łuczyński, historyk, autor książek o dolnośląskich rezydencjach.
Redenowa nie musiała zabiegać o królewskie względy: Fryderyk Wilhelm III wysoko ją cenił, a jego syn Fryderyk Wilhelm IV darzył szczerą przyjaźnią.
Nieraz skarżyła się na nadmiar gości, zwłaszcza że najchętniej spędzała czas tylko z mężem. Byli nierozłączni nawet podczas jego służbowych podróży, kiedy Friederike w krynolinowych sukniach zjeżdżała z nim do szybów. - Nie prowadzili korespondencji, bo po prostu cały czas byli razem - mówi historyk sztuki. - Darzyli się niebywałą atencją, podczas spacerów w ukochanym parku tak ją prowadził, żeby miała najpiękniejszy widok.
Małżeństwo przetrwało kilkanaście lat. - Tuż przed śmiercią specjalnie dla żony hrabia założył, na wzór angielskich, lokalne Towarzystwo Biblijne, któremu przewodniczyła - opowiada historyk sztuki. Po śmierci męża Friederike pisała rozpaczliwe listy do przyjaciół, a Goethego, z którym hrabia był zaprzyjaźniony, poprosiła o kilka pamiątkowych wersów do parkowej tablicy.
Żarliwa ewangeliczka zaangażowała się w rozprowadzanie Biblii wśród okolicznej ludności i organizowanie "godzinek biblijnych". Udzielała lekcji angielskiego dzieciom arystokracji, mecenasowała artystom, zbudowała szkołę w Bukowcu.
- Była bardzo zaangażowana w pomaganie ubogim. Stale zbierała żywność, mąkę, ubrania dla biedoty, ale bardziej starała się dać pracę niż jałmużnę. Dziewczęta uczyła koronkarstwa, pomagała ubogim tkaczom, fundowała przytułki i ochronki dla dzieci - opowiada Łuczyński.
Propagowała sadownictwo, które było jej pasją: każdy przystępujący do bierzmowania dostawał w prezencie drzewko jabłoni, a młoda para - drzewko gruszy.

Na czele Tyrolczyków 
Władcza i dość apodyktyczna, wykorzystywała rozległe koneksje, żeby pomagać innym. O jej wpływach świadczy fakt, że właśnie hrabinie Fryderyk Wilhelm III powierzył nadzór nad osiedleniem emigrantów z tyrolskiej doliny Ziller, uchodzących przed prześladowaniami religijnymi. W katolickiej Austrii zostali postawieni przed wyborem: albo przechodzą na katolicyzm, albo opuszczają ojczyznę.
Większość protestantów wyruszyła z wozami w drogę: mieli przed sobą 700 kilometrów do Kotliny Jeleniogórskiej, którą wybrali na nową ojczyznę. Do Mysłakowic, które najbardziej przypominały im rodzinne alpejskie strony, przyjechali jesienią 1837, po kilkutygodniowym marszu.
Redenowa, która osobiście przywitała ponad czterystu Tyrolczyków, pomagała zorganizować dla nich tymczasowy kwaterunek na zimę, zaopatrzyć w podstawowe sprzęty, zbudować domy, załatwić pracę w lasach i serowarniach.
Hrabina stanęła na czele królewskiej komisji, która miała ułatwić emigrantom aklimatyzację w nowym miejscu. Osobiście nadzorowała prace, objeżdżała rodziny emigrantów.
- Tyrolczycy zwracali się do niej z każdym problemem, bywało, że nachodzili bez umiaru. Ufali jej bezgranicznie - mówi historyk sztuki. - Nazwali ją matką Kotliny Jeleniogórskiej i ten przydomek już do niej przylgnął. Nie było chyba osoby, która by jej nie szanowała. Miała poważanie i u królów, i wśród ludu.

Wang koniecznie w Karkonosze 
Tyrolczycy w wysokich filcowych kapeluszach, którzy pobudowali w Karkonoszach alpejskie chaty, stali się atrakcją turystyczną. Kilka lat później jeszcze silniejszym magnesem dla turystów stał się kościółek Wang - on również trafił w Karkonosze za sprawą hrabiny.
XII-wieczna świątynia z norweskiej miejscowości Vang miała zostać rozebrana - była zbyt mała i zniszczona dla tamtejszej wspólnoty. Uratował ją prof. Dahl z drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, który odkupił ją za cenę drewna opałowego. Oryginalną budowlą zainteresował się Fryderyk Wilhelm IV, który postanowił przenieść ją pod Berlin.
Kiedy tylko hrabina dowiedziała się o królewskich planach, przekonała władcę, że właśnie w Karkonoszach Wang wpasuje się idealnie w górski krajobraz.
- Chodziło też oczywiście o względy religijne: wielu ewangelików mieszkało w górach, gdzie zimą byli odcięci od świata i posługi duchowej - mówi Urszula Bończuk-Dawidziuk. W listach hrabina ubolewała: "Pastorzy z Kowar i Miłkowa nigdy nie idą w góry w zimie, a ludzie umierają bez pocieszenia i sakramentu, dzieci są często chrzczone, gdy mają już sześć miesięcy lub umierają po sześciu godzinach długiej drogi do kościoła w zimie".
Przekonała króla pruskiego bez problemów. „Wczoraj miałam wyborny dzień dzięki zaufaniu i miłości naszego drogiego króla - pisała do przyjaciół - (...) Chciałam właśnie iść do kościoła, gdy przychodzi poczta. Pismo odręczne z pieczęcią królewską, nie mogę się oprzeć, aby nie otworzyć: »norweski kościół, moja przyjaciółko Reden, i góry mam przed oczami «. Odgaduję resztę, przemykam szybko do mojej izby, padam na kolana i dziękuję Bogu. (...) Punkt mam od dawna w moim sercu: kościół musi stanąć na osi widokowej z Mysłakowicami i na wysokości korzystnej dla nabożeństw dla wsi górskich”.
Dobiegająca siedemdziesiątki arystokratka sama brała udział w wytyczaniu terenu w Karpaczu, gdzie przyjechała z geologiem i architektem. Kościółek stanął tak, żeby doskonale było go widać i z rezydencji króla w Mysłakowicach, i z jej ukochanego parku w Bukowcu.
Kilka lat później została pochowana w parku, obok męża.

Jak za dawnych lat 
Dzięki znajomościom i niespożytej energii hrabiny von Reden mamy więc jeden z najstarszych drewnianych kościołów w Polsce, zbudowany ze skandynawskich sosen, który odwiedzają setki tysięcy turystów. Mamy również, głównie w Mysłakowicach, oryginalne domy tyrolskie obwiedzione galeriami wycinanymi w serca, tulipany i gwiazdy. Dzięki pasji jej męża powstał natomiast park, który długo uchodził za najpiękniejszy w Prusach. Po wojnie zamienił się w PGR: osie widokowe zarosły, łąki obsadzono ziemniakami, a budowle rozkradziono. Niebawem ma powrócić do dawnej świetności.
Już odnowiono wieżę widokową i herbaciarnię na wzgórzu, kolejne parkowe budowle czekają na rewitalizację. - Przywrócimy promenady spacerowe, oczyścimy stawy, gdzie powstanie kąpielisko, odnowimy stodołę i browar - zapowiada Krzysztof Korzeń, dyrektor Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów.
Park będzie otwarty dla wszystkich. Zupełnie jak za Redenów. 

Na moich blogach na ten temat:
Link do strony Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów
.

25.11.2010

Wybory samorządowe Jelenia Góra - La Grande Finale

PKW - i wszystko jasne! Znamy wyniki wyborów samorządowych: wielkich zaskoczeń brak. Z tych mniejszych, które w naszym regionie się wydarzyły, wymienię porażkę pana Łużniaka (nie wszedł do Sejmiku Dolnośląskiego).
5 grudnia w Jeleniej Górze trzeba będzie dokonać wyboru ostatecznego: Obrębalski albo Zawiła. Aż korci, by stworzyć subiektywne zestawienie zalet i wad każdego z Szanownych Kandydatów, w oparciu o ich dotychczasowe dokonania samorządowo-polityczno-organizacyjne. Zadanie ponad moje siły, może pokusi się o to któraś z gazet lub jakiś portal (byle nie "Jelonka.com", bo znów nabroją fatalnie...). Zrobiłem (już przed pierwszą turą) taki rachunek zysków i strat na własny użytek; wiem, kto "zasłużył" sobie na mój głos w dogrywce.
Maszynka propagandowa w każdym razie już ruszyła: wczoraj w skrzynce pocztowej znalazłem druk, który nieodparcie skojarzył mi się ze ślubem: oto Marcin Zawiła (za pieniądze Komitetu Wyborczego Platformy Obywatelskiej RP, czyli... za moje i Wasze pieniądze) zaprosił mnie i pewnie większość mieszkańców Jeleniogrodu do drugiej tury wyborów. 


W zaproszeniu czytamy m. in.: "Jestem osobą doświadczoną i wiem, że zaraz po wyborach przyjdzie czas codziennej wytrwałej pracy". Pytam więc: co pan poseł i dyrektor książnicy robił i robi teraz? Wypoczywa na Bahamach?
Deklaruje też Marcin, że "nawiążę współpracę ze wszystkimi radnymi, bez względu na to z jakiego komitetu wyborczego się wywodzą" (pisownia oryginału). W tego typu materiałach, w szczególności o tak niewielkiej ilości tekstu, nie należy popełniać błędów gramatycznych: za taki uważam wyrażenie "ze wszystkimi". Może jednak trzeba zapytać profesora Miodka, a może to efekt tych Bahamów...? Zresztą w całym tekściku sporo uchybień interpunkcyjnych. I dlatego wiodące hasło Zawiły "Jestem dla Jeleniogórzan" brzmi ironicznie: jestem, ale tak na pół gwizdka. Nie mam czasu sprawdzić tego, co podpisuję (bo pod tekstem jest faksymile podpisu Marcina Zawiły.
Mimo wszystko - miły pomysł, niezły tekst, a sam druczek wysokiej jakości.

Od pana Obrębalskiego jeszcze żadnego zaproszenia nie otrzymałem. Czekam niecierpliwie...

Jaruzelski ante portas?

Pospolite ruszenie się zrobiło: w mediach, w tzw. środowiskach solidarnościowych i na "prawicy". Oto Komorowski śmiał zaprosić Jaruzelskiego do Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a ten - i to zabolało jeszcze bardziej! - zaproszenie owo przyjął. I o co ten krzyk obłudny??? Nie, nie kocham Generała, nie byłem ani wyznawcą PZPR-u, ani zwolennikiem stanu wojennego, nie zapomniałem, że cieniem na życiorysie Jaruzelskiego kładzie się również strzelanie do robotników w Gdańsku w 1970 r. 
I oto znalazłem w czeluściach Internetu napisany przez... prawicowca tekst, pod którym podpisuję się obiema rękami (jakbym potrafił - to i nogami). Przytoczę in extenso - by zachować przede wszystkim dla siebie. Autorowi, Panu Janowi Engelgardowi, bardzo dziękuję za te słowa, za wyważenie i historyczną (czasami niewygodną dla - excusez-moi - dzisiejszych "Wielkich Solidaruchów i Bojowników o Wolność i Demokrację z lat 1989 - 2010").

Jaruzelski, „Solidarność”, Polska
Zamiast interesować się przedmiotem obrad Rady Bezpieczeństwa Narodowego na temat polityki polskiej wobec Rosji – dyżurne media oraz część polityków uznających się za jedyne wyrocznie zagrzmieli – po co na posiedzeniu pojawiał się gen. Wojciech Jaruzelski? Wrzawa trwała cały dzień, tak jakby naprawdę stało się coś skandalicznego. I owszem, swoją opinię wyraziła kreowana na gwiazdę pani Kluzik-Rostkowska, a jedyne co miała do powiedzenia, to jakieś wyświechtane slogany. „To jest człowiek nie z tej epoki, z czasów kiedy Polska nie była suwerennym krajem. I to jeszcze, który jednoznacznie kojarzy się ze stanem wojennym, który wysyłał czołgi na wielki ruch solidarnościowy” – powiedziała. Dodała też, że nie potrafi sobie wyobrazić sytuacji, w której „czołowi politycy wolnej Polski mieliby korzystać z doświadczeń tamtych czasów”.

Takie to są horyzonty i pamięć ludzi „wielkiego ruchu solidarnościowego”. Pamięć krótka, jak diabli. Pani Kluzik zapomniała chyba, że owa „Solidarność” nie obaliła władzy Jaruzelskiego, tylko ją od niego przyjęła w wyniku negocjacji. Co więcej, owa „Solidarność” w 1989 roku wybrała głosami swoich przedstawicieli w Sejmie i Senacie Jaruzelskiego prezydentem RP, a głosował za tym nawet Marek Jurek. Prawda jest więc taka, że III RP rodziła się do życia z prezydentem Jaruzelskim na czele a nie z Ignacym Mościckim. To chyba są fakty oczywiste.
A teraz co do doradzania. Akurat w sprawach rosyjskich Generał ma znacznie więcej do powiedzenia niż cały tabun pseudo-ekspertów mieniących się „znawcami Rosji”. Po drugie, nawet bolszewicy w 1919 i 1920, a i potem – chętnie korzystali z porad carskich generałów, bo wiedzieli, że na wojsku się nie znają. A więc nawet oni, ideologicznie zacietrzewieni, mieli zmysł praktyczny i zdrowy rozsądek (ze swojego punktu widzenia), czego brak politykom solidarnościowym. Jeszcze raz pokazali oni niestety małość. Ludzie dawnego systemu, którzy latami stykali się z Rosjanami, powinni być dla każdego państwa bezcenni jako doradcy. Tak zrobiliby wszyscy – Niemcy, Amerykanie, Anglicy. Tylko nie my
Wielki polski papież, Jan Paweł II, spotykał się z Jaruzelskim wiele razy, ostatni raz już kiedy Jaruzelski był osobą prywatną. Dlaczego? Bo papież miał świadomość złożoności sytuacji Polski przed 1989 rokiem i wiedział, że w sumie lepiej dla Polski stało się, że na jej czele stał właśnie Jaruzelski, a nie jakiś bezrozumny stupajka. Na tym tle jeszcze bardziej wyraziście widać jak ci, którzy mają usta pełne katolickich frazesów – odlegli są od ducha tegoż katolicyzmu.
Opublikowano na blogu Engelgard 

22.11.2010

Wybory samorządowe Jelenia Góra i okolice - wyniki


Wybraliśmy!

Burmistrzowie i nadburmistrzowie:
[godzina 6:45]
Całkowitą jasność mamy we Wrocławiu: nowym nadburmistrzem miasta (przepraszam: okropnie nie lubię określenia „prezydent miasta”) został stary nadburmistrz, czyli pan Rafał Dutkiewicz, i to już w pierwszej turze. Zdobył niemal 75% głosów: to - po Gdyni - druga najwyraźniejsza wygrana w pierwszej turze w tzw. wielkich miastach.


Źródło: Onet.pl

W Jeleniej Górze 5 grudnia na pewno będzie dogrywka o stanowisko burmistrza, a powalczą w niej Marek Obrębalski i Marcin Zawiła. Po przeliczeniu 1/3 głosów (godzina 5:30) prowadzi Zawiła (33%) przed Obrębalskim (30%).
Dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem jest przede wszystkim nędzna frekwencja: 36.5% w Jeleniej Górze [aktualizacja: wg PKW oficjalnie frekwencja w Jeleniej Górze wyniosła 39,98%] i nędzne 30.5% [wg PKW oficjalnie frekwencja we Wrocławiu wyniosła 39,40%] we Wrocławiu [aktualizacja: dla całego województwa PKW podaje oficjalnie 49,56%]


[godzina 8:00]
PKW o frekwencji ogólnopolskiej po zatwierdzeniu protokołów z 66,54 proc. komisji (w procentach): 
w wyborach wójtów, burmistrzów i prezydentów miast - 46,67
w wyborach do rad gmin -                                                      46,73
w wyborach do rad powiatów -                                             47,64
w wyborach do sejmików województw -                             43,98


[godzina 9:30]
Po zebraniu wyników z ponad 90 proc. komisji wynika, że pierwszą turę wygrał kandydat PO poseł Marcin Zawiła - 35,5 proc (9442 głosy). Za nim jest urzędujący prezydent miasta Marek Obrębalski - 26,91 proc. (7157głosy). Kolejny wynik osiągnął Robert Prystrom - 15,89 proc., a na czwartym i piątym miejscu są: kandydatka PiS posłanka Marzena Machałek - 11,45 proc. i kandydat SLD Waldemar Urbański - 9 proc. 


[23.11.2010, godzina 16:00]
Ostateczny skład sejmiku dolnośląskiego:
PO (15 mandatów): 1. Jarosław Charłampowicz, 2. Barbara Zdrojewska, 3. Agnieszka Muszyńska, 4. Anna Horodyńska, 5. Marek Łapiński, 6. Jacek Pilawa, 7. Julian Golak, 8. Dorota Gromadzka, 9. Jerzy Tutaj, 10. Zbigniew Szczygieł, 11. Józef Kozłowski, 12. Iwona Krawczyk, 13. Jerzy Pokój, 14. Janusz Mikulicz, 15. Jadwiga Szeląg. 
KWW Rafała Dutkiewicza (9 mandatów): 1. Andrzej Łoś, 2. Ewa Rzewuska, 3. Paweł Wróblewski, 4. Janusz Marszałek, 5. Dariusz Stasiak, 6. Patryk Wild, 7. Marek Obrębalski lub Wiktor Marconi, 8. Robert Raczyński, 9. Rafał Dutkiewicz. 
PiS (7 mandatów): 1. Andrzej Jaroch, 2. Paweł Hreniak, 3. Elżbieta Gaszyńska, 4. Piotr Sosiński, 5. Tadeusz Lewandowski, 6. Dorota Czudowska, 7. Krzysztof Skóra. 
SLD (4 mandaty): 1. Piotr Żuk, 2. Marek Dyduch, 3. Grażyna Malczuk, 4. Michał Huzarski. 
PSL (1 mandat): 1. Stanisław Longawa. 

[godzina 12:00, akt.: 24.11.2010]
Ostateczny skład Rady Miasta Jeleniej Góry:
PO (10): Leszek Wrotniewski, Wiesław Tomera, Ewa Duziak, Piotr Miedziński, Andrzej Grochala, Grażyna Pawlukiewicz-Rehlis, Jerzy Lenard, Anna Ragiel, Zofia Czernow, Hubert Papaj.
SLD (5): Józef Sarzyński, Jerzy Pleskot, Wojciech Chadży, Zbigniew Ładziński, Józef Gajewski.
PiS (4): Rafał Szymański, Ireneusz Łojek, Oliwer Kubicki, Krzysztof Mróz.
Razem dla Jeleniej Góry (3): Danuta Wójcik, Bożena Wachowicz-Makieła, Miłosz Sajnog.
Wspólne Miasto (1): Krzysztof Kroczak. 
Platforma "przybrała", ale nie na tyle, by rządzić samodzielnie (na szczęście). W PiS-ie nastąpiła wymiana jednego furiata na innego nieroba, poza tym po staremu: słynni (lokalnie) Mróz i Łojek rządzą. No i młody lew w szeregach partii Jarosława Obłąkanego, Oliwer Kubicki.
Największym przegranym jest (jak zwykle) Robert Prystrom: nie wyszło z drugą turą w prezydenckich, nie wszedł do Rady Miasta. Niechże Pan Robert sobie wreszcie odpuści, bo osiągnie ten sam stopień śmieszności, co pan Korwin-Mikke na niwie ogólnopolskiej. 
Tak na gorąco: widzę szanse na poprawę komunikacji miejskiej w Jeleniej Górze. Zawiła rozwinie tramwaje (Wiklik ze swoją atrapą pod ratuszem do Rady nie wjechał), a Chadży hożo zajmie się MZK (Miejski Zakład Kry-Cha). Oraz poprawę bezpieczeństwa w akwenach (nawet niestrzeżonych), w których kąpieli zażywają jeleniogórzanie: Zofia Czernow - jako niezatapialna politycznie - zajmie się ich bezpieczeństwem. Cieszę się, że członkiem rady został mój sąsiad, niezniszczalny Józef Sarzyński: bez niego gremium to nie miałoby żadnego wyrazu, szczególnie satyrycznego...


W OKOLICACH
Szklarską Porębą rządził będzie nowy burmistrz, który żadną miarą nie jest nowicjuszem: Grzegorz Sokoliński, dotychczasowy przewodniczący Rady Miasta. Mocne 60% z haczykiem to świetny wynik: Grzegorz, gratulacje. 
Również Karpacz uniknie II tury: dotychczasowy szef miasta, pan Bogdan Malinowski (miłośnik wielkich hoteli, powstających niekoniecznie zgodnie z prawem) rządzić będzie kolejną kadencję. Gratulacje dla Karpacza (to złośliwość zamierzona)!
Dotychczasowy burmistrz Kowar, Mirosław Górecki (40,6% głosów), także powalczy w tym niełatwym do rządzenia mieście w dogrywce: jego konkurent, pan Jerzy Wroński, uzyskał jednak sporo mniej, bo 20,5% głosów. Trzymam kciuki, Mirku!
Stara Kamienica miała dobrego gospodarza i utrzyma go przez następne cztery lata: pan Wojciech Poczynek w I turze zdobył bardzo zacne 70,7% głosów na "tak" (bowiem nie miał kontrkandydata).
Wspaniały wynik pani Anny Latto w Podgórzynie (75,1%) daje jej kolejną kadencję. To chyba dobry znak dla pięknej gminy podkarkonoskiej?
Pan Kamil Kowalski z Trzcińska rządzić będzie w gminie Janowice Wielkie. 36-latkowi zaufało 51,6% wyborców.
Jeżowie Sudeckim konieczna będzie dogrywka pomiędzy "starym" wójtem i mocną kandydatką z PO: pan  Jan Dudek otrzymał ponad 44% głosów, pani Anna Konieczyńska - ponad 40% głosów.
Gmina Mysłakowice gra dalej: wójt Zdzisław Pietrowski powalczy z Krzysztofem Korzeniem. Wynik pierwszej rundy: 45,5% do 34% na korzyść dotychczasowego szefa gminy.

Jednak podkreślić chciałbym wynik urzędującego burmistrza przepięknie rozwijającego się Świeradowa Zdroju: Roland Marciniak uzyskał 80,1% głosów. Wiele miast (w tym Jelenia Góra, ale w szczególności Karpacz) winno zazdrościć grodowi Flinsa takiego szefa! Startował tu także ex-wiceprezydent Jeleniej Góry, pan Zbigniew Szereniuk - i przepadł z kretesem (na szczęście!), zdobywając ledwie 8,6% głosów.

15.11.2010

Wybory samorządowe - Portal Jelonka.com brzydko się chwyta

Do wyborów mniej niż tydzień, więc kręci się kampanijny młyn pełną parą. Kandydaci dyskutują, walczą, faulują się; w mieście nieomal z każdego słupa ogłoszeniowego spoglądają na nas bardziej lub mniej zatroskanym, matczynym/ojcowskim wzrokiem. Normalna, kampanijna codzienność.
A jednak nie wszystko - jak mi się wydaje - mieści się w przyjętych normach. Oto w staczającym się ostatnio coraz bardziej Portalu Jelonka.com (pod względem językowym, jakości informacji i doboru tematów), na tydzień przed dniem wyborów samorządowych ukazuje się... tekst sponsorowany n/t przyznania Jurkowi Pokojowi dofinansowania w wysokości prawie 1,5 mln złotych. 




W tekście zaś zarzut: "Dobrze jednak jak ma się przyjaciół, którzy chętnie oddadzą ci przysługę i załatwią kasę. A zwłaszcza, jeśli są to środki publiczne. Skąd wziąć takich druhów? Wystarczy być w Platformie Obywatelskiej" [...] "Pomógł mu (Jerzemu Pokojowi - przyp. mój) pan Jerzy Łużniak, który jest wiceprzewodniczącym sejmiku, a prywatnie przyjacielem naszego Kowboja. To on mianował ekspertów do niezależnej sejmikowej komisji przyznającej dofinansowania. Prawnych przeciwwskazań oczywiście nie ma, ale niesmak pozostaje". 
Nie wnikam tu w merytoryczność zarzutu, chociaż wielokrotnie i Jurek Pokój i pan Łużniak tłumaczyli już zasadę przyznawania dotacji unijnych. Podejrzenie kolesiostwa może jednak powstawać - to prawda. Ani ze mnie wielki zwolennik "polityka" Jurka Pokoja (którego wszak bardzo wysoko cenię za działalność GOPR-owską), ani sympatyk dupowatego ex-wiceprezydenta miasta, pana Łużniaka, dla świętego spokoju radziłbym obu panom upublicznienie wszelkich dokumentów i procedur, związanych z przebiegiem przyznawania wysokiej dotacji. Bardziej zniesmaczyło mnie jednak postępowanie portalu Jelonka.com. Podawanie zamiast autora/inspiratora przedmiotowej notatki wizytówki "tekst sponsorowany" to brzydka, brudna gra w anonimowe donosy. Czyżby sponsor był na tyle hojny, że opłacił pensyjkę piszącej najczęściej idiotyzmy i to z reguły fatalną polszczyzną Angeli? A może nowy rower naczelnego redaktora Konrada Przezdzięka? Czy to dostateczny argument, by ukrywać tożsamość sponsora? A może należy podejrzewać polityczne kolesiostwo portalu Jelonka.com z przeciwnikami Jurka Pokoja? Nie wiem, ale poczułem się mocno zniesmaczony taką formą agitki wyborczej.
Pełny tekst sponsorowany TUTAJ. (aktualizacja: link nie działa - tzw. 'redakcja' została wyrokiem sądu zmuszona do zdjęcia go z portalu)


Aktualizacja z 18 listopada 2010 r.:
Po przegranej sprawie sądowej "w trybie wyborczym" portal (a właściwie tuba wyborcza Marconiego i kolesiów) Jelonka.com zmuszony został do zamieszczenia następującego tekstu:
Wydawca i redaktor naczelny portalu internetowego Jelonka.com przepraszają panów Jerzego Łużniaka i Jerzego Pokoja za zamieszczenie w dniu 14 listopada 2010 roku tekstu sponsorowanego pt. „Jak dostać 1.495.431, 88 złotych od przyjaciela?” i oświadczają, że zawarte w nim stwierdzenia są kłamliwe, zniesławiające i naruszające dobra osobiste Jerzego Łużniaka i Jerzego Pokoja.
Cóż... wiarygodności "Jelonki" to już nie przywróci, a szkoda. Zaprzepaszczono jednym, nieprzemyślanym tekstem całe lata budowania pozycji jednego z największych portali internetowych (oraz poniedziałkowej niby-gazety) w Jeleniej Górze. Tym bardziej, że dzisiaj ukazał się kolejny mocno podejrzany tekst, a właściwie sondaż, przeprowadzony przez nikomu nieznany Instytut Badań Społecznych (strona internetowa TUTAJ), który - jak z owej strony wynika - zajmował się dotychczas wyłącznie zbadaniem 500 osób pod kątem szczepienia na grypę. Ktoś w Jelonce.com traci głowę i wykonuje ruchy niezborne. Choroba przedwyborcza? Należało więc raczej zapytać wspomniany instytut jak to leczyć...
I jeszcze link do wrocławskiej "Wyborczej".

10.11.2010

Jutro Dzień Niepodległości, dzisiaj "święto" Kitu Założycielskiego PiS

...a pogoda nieomal wrześniowa. Po porannych mgłach, żwawo przemieszczających się z głębi Kotliny Jeleniogórskiej ku Górom Kaczawskim rozpogodziło się wspaniale: nieboskłon aż razi błękitem. Wczesne mgiełki na skraju Góry Szybowcowej tworzyły nieziemski nastrój...

9.11.2010

Sejmik wojewódzki zDolnego Śląska: jak hartuje się nepotyzm

Mocny, niezwykle krytyczny artykuł o Sejmiku Dolnośląskim i kulisach kolesiostwa, układówki i zwykłego, tak kochanego przez wszystkie polskie (de)formacje polityczne nepotyzmu. Tym bardziej warto zastanowić się, kogo poprzeć w nadchodzących wyborach samorządowych. 

("Taki marszałek, jakie sejmiki"; Michał Kokot; Gazeta Wyborcza, dodatek wrocławski)
Czas władzy marszałka Łapińskiego to pełen konfliktów i politycznego handlu stanowiskami sejmik, ale także bardzo dobre wykorzystanie unijnych dotacji
Andrzej Łoś, były marszałek sejmiku, doskonale przypomina sobie, jak przyszedł do niego Zbigniew Chlebowski z prośbą o znalezienie pracy dla swojego zięcia. - Nie tylko on, wtedy przychodziły do mnie całe tabuny lokalnych polityków z takimi żądaniami. Czasami musiałem, niestety, ulec, dlatego zięć Chlebowskiego, Robert Jagła, dostał stanowisko dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Wałbrzychu.
Łoś twierdzi, że głównym powodem odwołania go z funkcji marszałka wiosną 2008 roku przez własną partię było nieuleganie partyjnym działaczom, którzy przyprowadzali kolejnych kolegów z żądaniem ich zatrudnienia. - W pewnym momencie przybrało to taką skalę, że jeden z polityków przyprowadzając znajomego do urzędu, powiedział, żeby go zatrudnić, bo właśnie obchodzi 50. urodziny.
Gdy Łoś został odwołany z funkcji marszałka, a za nim wyszło jeszcze trzech radnych PO, partia zaczęła kupować poparcie wśród radnych opozycji. Marek Dyduch z SLD w nagrodę za poparcie koalicji został członkiem rady nadzorczej w Walcowni Metali Nieżelaznych w Gliwicach koncernu KGHM. Elżbieta Zakrzewska, inna radna lewicy, została dyrektorem szpitala MSWiA w Jeleniej Górze. Wątpliwości radnego PO Erica Aliry, który nie był do końca przekonany, czy poprzeć nowego marszałka, rozwiały się z chwilą, gdy dostał pracę w klubie sportowym Zagłębie Lubin (też KGHM).
Dzielenie stanowisk dla opozycyjnych radnych czasami przybierało wręcz kuriozalny charakter. Julian Golak, który z PiS przeszedł do PO, został członkiem rady nadzorczej spółki Avista Media (znowu KGHM). Prawdopodobnie poza nazwą spółki, którą miał nadzorować, nic więcej o niej nie wiedział. Opowiadając o swoich kompetencjach, tłumaczył "Gazecie", że zna się na jej działalności, bo jest członkiem stowarzyszenia, które wydaje gazetę regionalną. Tyle że Avista Media z mediami nic wspólnego nie ma. Zajmuje się bowiem obsługą konsultancką firm. Radny Golak, który twierdził, że wygrał konkurs na to stanowisko, nawet nie potrudził się, by sprawdzić profil spółki choćby na stronie internetowej.
***
Następca Łosia, Marek Łapiński, nie miał ani takiego doświadczenia samorządowego jak poprzednik, ani charyzmy, ani determinacji w forsowaniu własnych decyzji personalnych. Nie protestował więc, gdy partia instalowała w jego urzędzie i instytucjach mu podległym działaczy i znajomych królika. Gdy media pisały o kolejnych politykach pojawiających się na marszałkowskich posadach obrał wątpliwą taktykę: twierdził, że to nie jego sprawa, a rad nadzorczych spółek. To tylko wzmocniło przekonanie o tym, jak słaba jest jego pozycja polityczna.
Na jednej z pierwszych sesji po wyborze na marszałka Łapiński przedstawił sejmikowi efektowną prezentację multimedialną, która miała tłumaczyć jego strategię na kolejne dwa lata rządów. Wiele było w niej świecidełek, niewiele konkretów. Łapiński tłumaczył, że razem z opozycją chce kreować politykę regionalną i drzwi jego gabinetu będą dla niej zawsze otwarte.
Skończyło się na słowach. W rzeczywistości koalicja Platformy z PSL przegłosowywała, co chciała. Opozycja składająca się z klubu PiS oraz klubu Dolny Śląsk XXI (Andrzej Łoś i byli radni PO) piekliła się, że nie jest w ogóle dopuszczana do głosu. Wbrew początkowym deklaracjom Łapińskiego na sesjach sejmiku nie było merytorycznych dyskusji o polityce regionalnej. Debaty ograniczyły się do połajanek ze strony zarządu województwa pod adresem opozycyjnego klubu z byłym marszałkiem Andrzejem Łosiem na czele. Chodziło głównie o to, że Łoś pozostawił po sobie puste szuflady, a nowy marszałek musiał zakasać rękawy, żeby naprawić błędy poprzednika. Ale w rzeczywistości sam niewiele robił. Sztandarowy projekt Platformy, czyli budowa Dolnośląskiej Sieci Szerokopasmowej, mającej opleść całe województwo szybkim łączem internetowym, jest spóźniony o kilka lat. Przez ponad rok w urzędzie trzymano dyrektora, który był za niego odpowiedzialny, ale nie robił nic.
***
Obydwu opozycyjnym klubom: PiS-owi i Dolnemu Śląskowi XXI można również wiele zarzucić. Dolny Śląsk XXI na początku kadencji Łapińskiego deklarował, że będzie konstruktywną opozycją. Nic z tego nie wyszło. Skończyło się na słownych pyskówkach, w których celował zwłaszcza radny Dariusz Stasiak. Jego styl działania charakteryzuje sesja omawiająca Wieloletni Plan Inwestycyjny, na której jak zwykle kpił z Łapińskiego: - Jak patrzę na twarz pana marszałka, to nie wiem, dlaczego on ciągle jest uśmiechnięty. Być może naprawdę wierzy w tę Wieloletnią Plajtę Inwestycyjną.
Sala rechotała. Ale to było wszystko. Zero rzeczowej krytyki.
Platforma nie pozostawała dłużna. Gdy opozycja zażądała przedstawienia planu pokazującego, jak marszałek radzi sobie z kryzysem gospodarczym, to Jarosław Charłampowicz (szef klubu PO) dobrze zadbał o to, by takie głupie pomysły jej już więcej do głowy nie przychodziły. Przysłał na sejmik dyrektorów wszystkich departamentów, którzy drobiazgowo przedstawiali działalność podległych im jednostek. Przez to sesja trwała do czwartej nad ranem. Charłampowicz dał popalić wszystkim.
To, że to nie Łapiński będzie rządzić województwem, lecz jego polityczni mocodawcy, było jasne od początku jego kadencji. Na starcie Łapiński ogłosił, że załatwił grunty od Ministerstwa Obrony Narodowej pod rozbudowę wrocławskiego lotniska. W rzeczywistości resort przekazywał je po kolei poszczególnym samorządom. Ale wówczas Platformie zależało na tym, by załatać dziurę po Łosiu i pokazać, że jego następca jest co najmniej równie kompetentny.
W kolejnych miesiącach, gdy między Platformą a prezydentem Wrocławia rozgorzała wojna, partyjna centrala wikłała Łapińskiego w coraz to nowe konflikty z Rafałem Dutkiewiczem. W grudniu 2008 roku Łapiński zażądał dofinansowania przez miasto wschodniej obwodnicy Wrocławia. Marszałek doskonale wiedział, że miasto na ten cel nie przewiduje żadnej kasy, bo to była inwestycja marszałkowska.
Najnowszym punktem sporu jest kwestia połączenia kolejowego do wrocławskiego lotniska. Lotnisko wyłożyło nawet pieniądze na budowę podziemnego zejścia na peron. Pieniądze prawdopodobnie zostały zmarnowane, bo peron pozostanie pusty. Polskie Linie Kolejowe odmówiły bowiem budowy tego odcinka, twierdząc, że nie ma pieniędzy na jego sfinansowanie. Łapiński, który jeszcze kilka tygodni temu ciosał kołki na głowach władz PLK, dzisiaj głównego winowajcy nieudanej inwestycji upatruje w mieście, które to miało nie dogadać się ze spółką.
***
Egzotyczna koalicja radnych w sejmiku, popierająca zarząd Łapińskiego, zawsze była krucha. Dlatego w pewnym momencie kaperowano do niej kogo się dało. Nawet Józefa Pawlaka i Grzegorza Skibę, którzy wcześniej byli członkami Samoobrony. Skiba po partii Leppera wstąpił do Dolnego Śląska XXI i wtedy Platforma kpiła, że to "klub Samoobrony". Natychmiast przestała się krzywić, jak ten sam Skiba zapewnił jej większość.
W rzeczywistości bowiem dla dolnośląskiej Platformy kwestie moralne są zupełnie drugorzędne. Tadeusz Drab, wicemarszałek i prezes dolnośląskiego PSL, został skazany prawomocnym wyrokiem za składanie fałszywych zeznań. Nie poinformował o tym marszałka. Sprawa wyszła na jaw, dopiero gdy napisała o tym "Gazeta". Drab długo ociągał się z ustąpieniem ze stanowiska. Gdy to wreszcie zrobił, Łapiński zgotował mu królewskie pożegnanie. Rozpromieniony mówił do Draba na sali sejmiku: "Otoczyłeś nas ojcowskim ramieniem, pokazując czyhające w samorządzie zagrożenia. Dziś odchodzisz z podniesionym czołem".
Niewątpliwym sukcesem Marka Łapińskiego jest sprawne wykorzystanie środków unijnych. Pod tym względem Dolny Śląsk wypada jako jedno z lepszych województw w kraju. Jest już pewne, że dzięki temu otrzymamy dodatkowe środki z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Ale być może sukces wynika stąd, że departamentem, który jest w urzędzie marszałkowskim za to odpowiedzialny, kierują nie politycy, ale od lat sprawdzeni urzędnicy.
Dlatego właśnie tak odstręcza mnie partyjniactwo kandydatów na radnych i burmistrzów miast i gmin. Bo wiem, że ani Zawiła, ani Machałek czy Urbański nie obronią się przed "siłą perswazji" swoich ugrupowań politycznych i będą zatrudniać żony/mężów, siostry/braci, córki/synów i innych pociotków swoich partyjnych kumpli. Dla dobra społeczeństwa oczywiście! Jako, że przykład idzie od góry - z pewnością zauważyliście, jak niezwykle  profesjonalnym ministrem spraw zagranicznych stał się pan Radosław Sikorski (droga przez polityczną scenę niemal tak bogata, jak Rycha Czarneckiego - szmaty od wszystkiego), od kiedy w jego resorcie pracuje niejaka May'a, córeczka jego kumpla z Londynu, Jana Vincenta-Rostowskiego.
Z drugiej strony realia są takie, że kandydat bezpartyjny czy niepartyjny nie ma szans na wbicie się w sparaliżowany układami urząd nadrzędny: czy to będzie szczebel powiatowy, czy wojewódzki, o centralnym nie wspominając. I co - znów wybór mniejszego zła?

Wybory samorządowe - (bardzo) Zawiły program dla Jeleniej Góry

Objawił nam Marcin Zawiła, kandydat na urząd Prezydenta Jeleniej Góry, swój program. Poczytać można na stronie kandydata oraz poniżej, w Youpublisher poprzez kliknięcie w obrazek.
Program_Zawily_PO
Pozwolę sobie na kilka uwag, bom przecież deklarował, że skłaniam się do "zakrzyżykowania" Marcina w "akcie wyborczym", aczkolwiek - nie bezwarunkowo.
Już w pierwszym zdaniu widzę pewną nieścisłość: otóż wydaje mi się, że w dobiegającej końca kadencji Jelenia Góra zaprawdę bardzo mocno (za mocno nawet) skorzystała z funduszy europejskich; kwotę różnych dofinansowań Obrębalski określa na pół miliarda złotych. Zapomina Marcin, że co innego jest DOSTAĆ dofinansowanie, a co innego ZREALIZOWAĆ dofinansowywany projekt. By wydać mądrze pieniądze, nie starczy 4-letniej kadencji, wiele projektów trwa dłużej, a na skutek ciągłego wrogiego naszemu miastu przeciągania liny między Urzędem Marszałkowskim (Łużniak, Pokój) a Urzędem Prezydenta (Obrębama) i skomplikowanych procedur przyznawania dofinansowań, cała procedura się jeszcze wydłuża.
Także w akapicie II propaganda gołosłowna aż się ulewa: Jelenia Góra NIGDY nie będzie dolnośląskim liderem „w pozyskiwaniu środków z Unii Europejskiej oraz  z budżetu państwa i województwa”, bo zawsze będzie nim WROCŁAW. Dane za 2009 rok mówią jednak, że nasze miasto pod Obrębalskim zajmuje II miejsce w województwie. [źródło: Rzeczpospolita]



Fakt, że wielki szpenio Obrębajka też dał ciała kilkakrotnie (a pewnie za niżej opisaną indolencję awans otrzymał pan Łuzniak):
Jelenia Góra nie może się również pochwalić sukcesami w zdobywaniu środków z Regionalnego Programu Operacyjnego. Miasto straciło 8,8 mln zł unijnej dotacji na budowę drogi, łączącej ul. Spółdzielczą z Lubańską w Cieplicach.
Wiceprezydent Jeleniej Góry Jerzy Łużniak tłumaczy, że w urzędzie nie wiedzieli o nowych wytycznych, dotyczących dokumentacji środowiskowej. - Wszystkiemu winien bałagan legislacyjny. Odwołamy się od decyzji urzędu marszałkowskiego - zapewnia Łużniak.
Jednak gdy w urzędzie marszałkowskim zapytaliśmy o losy odwołania Jeleniej Góry, wyszło na jaw, że i w tej sprawie władze gminy okazały się ignorantami. Odwołanie złożono dwa dni po terminie. Nie będzie ono rozpatrywane. Władze Jeleniej Góry zapowiadają, że to nic straconego, bo złożą ponownie wniosek jesienią, do drugiego naboru. Na razie jednak w urzędzie marszałkowskim nic nie wiedzą o jesiennym naborze, bo nie ma na niego pieniędzy. (źródło)
Punkt 1.3 programu jest mi bliski i – nie ukrywam – dla mnie jeden z najważniejszych. Tyle, że inwestycje choćby na kanale Młynówka rozpoczął Obrębalski, idą pełną parą (a dokąd zajdą – to zupełnie inne pytanie). Natomiast walka ze śmieciarzami, wysypiskami i ogólna czystość miasta to sine qua non dla Jeleniej Góry, jeżeli ciągle jeszcze chce mieć (moralne) prawo używania przydomka „Stolica Karkonoszy”: jest u nas odstraszająco brudno. Mam jednak wrażenie, że jedno- lub kilkurazowe akcyjne sprzątanie miasta niewiele da, jeżeli w pierwszym rzędzie nie wyeliminuje się chamstwa ‘śmiecących gdzie popadnie’, a ponadto nie rozwiąże kompleksowo kwestii wywozu śmieci od „dawców” indywidualnych – i to tak, by nie opłacało im się wysypywać odpadów do rowów i do lasów. Wątpię, czy jakikolwiek prezydent Jeleniej Góry jest w stanie w okresie jednej, czy dwóch nawet kadencji wyedukować społeczeństwo jeleniogórskie, które w bardzo znacznej części jest pod tym względem niereformowalne. Zaś „segregacją odpadów” zajmuje się juz – dość skutecznie – ZGK (w Ściegnach), u nas należy przemyśleć kontrakty miasta z SIMEKO oraz ustalić bardzo dotkliwe kary dla podmiotów (prawnych i fizycznych) za BRAK umowy o wywóz odpadów.
W punkcie 1.4 PO i Zawiła będą więc robić to, o co już stara się (z lepszym lub gorszym skutkiem) obecna ekipa ratuszowa. Efekty jej działań widoczne będą najwcześniej za rok, a więc za następnej kadencji. Czy Zawiła przypisze sobie zasługi Obrębalskiego? 
Punkt 1.5 i „Błonia pod Grzybkiem” to pomysł świetny, ale też nie całkiem autorski. Jednak którykolwiek prezydent miasta dokona realizacji – zapisze się dobrze w pamięci mieszkańców, szczególnie tych zmęczonych głośnymi koncertami na Rynku (zwanym Placem Ratuszowym).
Punkty 2.1 i 2.2 streścił Zawiła podczas debaty, o której w poprzednim wpisie, słowami: „przedsiębiorcom przede wszystkim nie przeszkadzać!”. Jeśli zaś chodzi o upraszczanie pewnych rzeczy dla inwestorów i przedsiębiorców, to zacząć należy od kwestii podstawowej: ukrócenia decydentnych urzędników w ich apetycie na – nazwijmy to – apanaże nieformalne. Pewnych patologii w kraju takim jak Polska nie da się wyplenić, ale bezczelność i pazerność niektórych urzędów, a właściwie pracujących tam funkcjonariuszy samorządowych i państwowo-administracyjnych w naszych okolicach jest zastraszająca (autopsja).  Jak również ich tępota i nieuctwo w zakresie funkcji sprawowanych. Punkt 2.4 jest – jak mawia pewien obłąkany polityk szczebla centralnego – „oczywistą oczywistością”. I – jak widać po działaniach ekip dotychczasowych różnej partyjnej maści – mrzonką. 
Punkt 3.0 w całości jak najbardziej słuszny – i pewnie ze sztambucha każdego poważnego kandydata (ja wyłączam z tego grona panią Matiasz i pana Prystroma). Sprawa Zameczku, w pobliżu którego mieszkam, jest bulwersująca i chora. Naprawdę najlepszym rozwiązaniem byłoby nabycie go i zagospodarowanie przez miasto, mimo kosztów z tym związanych. Powtarza tu Zawiła & consortes z PO kwestię chodników, remontów jezdni i ich oświetlenia (było już w punkcie 2.0). Tyle, że na te obietnice trzeba sporych pieniędzy, a budżet jeleniogórski będzie raczej notował postępujący deficyt, niż zyski. Trudno tu mówić o WINIE ekipy Obrębamy: pan Marek postawił na inwestycje, a te kosztować muszą. Skąd jednak u liberalnego (?) PO-wca taka troska o „słabych”? Szef partii i jednocześnie szef rządu wprawdzie z liberałami ma obecnie tyle wspólnego, co ja z Aborygenami dajmy na to, ale o ubogich się nie troszczy za bardzo: podatki podnosi równo (baaaardzo liberalna metoda zarządzania kryzysem budżetowym państwa, którego w Polsce głównym autorem jest niejaki Jan Vincent, ojciec Mai), a wraz z tymi podwyżkami podnosi dotacje dla partii politycznych, bo - znamy? – „rząd i politycy się wyżywią”. Furda ze słabymi jednostkami, liczy się moc!

A sobotnie spotkania z prezydentem proponuję przekształcić w fajne imprezki, co tydzień w innej dzielnicy, niekoniecznie mocno alkoholowe – i to byłoby dopiero novum na skalę krajową!


P.S.: Ten "wredny odszczepieniec" (partyjny) Obrębalski zabrał Zawiłowemu kandydatowi kolejny pomysł: "Kto wybuduje centrum rekreacji na Zabobrzu"

8.11.2010

Wybory samorządowe - debata prezydencka

Jak wybory - to musowo debata z udziałem szóstki (tak, tak!) kandydatów. No, a jacy kandydaci - taka debata. 

Zapis długiej debaty (w dwóch częściach) znaleźć można na stronie "Telewizji KarkonoszePlay" (część 1, część 2) - ostrzegam jednak, że całość trwa około 120 minut! Treści zaś, takiej merytorycznej, jest może na 20 minut.

Mamy oto więc 3 kandydatów partyjnych (z PiS, z SLD i z PO), obecnego Prezydenta (niedawnego PO-wca) oraz dwoje kandydatów "nie z tej ziemi": Elżbietę Matiasz i Roberta Prystroma. Ta pierwsza z wielkimi problemami formułuje poprawne zdania, ba..., nie bardzo potrafi dokończyć myśl; ten drugi - nic się nie zmienił od lat, ciągle niezaspokojona pazerność na władzę i prymitywna polszczyzna (nie tylko polszczyzna zresztą u niego prymitywna...) są dla mnie dyskwalifikujące. 

Wstyd przyznać, ale najlepsze wrażenie zrobiła na mnie pani Marzena Machałek z PiS-u, aktualnie posłanka na Sejm i mieszkanka Kamiennej Góry, której najwyraźniej pomyliły się miasta. Ale mówiła spokojnie, rzeczowo, bez zbędnych ozdobników (jak Zawiła) i bez cholerycznego zacietrzewienia (jak Obrębalski). 
Podobały mi się również wystąpienia Urbańskiego (SLD), gdyby nie maniera mówienia o sobie w trzeciej osobie, a głównym jego argumentem było: "bo się urodziłem w Jeleniej Górze". Jak dla mnie - maławo...

Dwaj główni pretendenci niczym nie zaskoczyli: Obrębalski chwalił swoją kadencję (zrozumiałe), ale też deprecjonował w sposób chamski swoich poprzedników. Zapomniał widać Obrębajka o tym, ze nie jest Jezusem i czas w Jeleniej Górze nie będzie liczony "przed prezydenturą Obrębalskiego" (p.p.O.) i "po prezydenturze Obrębalskiego" (też p.p.O., bo aż tak wielkich zmian sam nie dokonał).

Zawiła - jak zwykle w sposób gawędziarski i powieściowy - ale bez większych konkretów. Zresztą brak konkretów to cecha wszelkich spotkań tego typu, nie tylko na szczeblu samorządów lokalnych. 

Przemęczyłem się, obejrzałem i wysłuchałem i... poczekam. Do dnia krzyżykowego jeszcze trochę czasu. Można się głęboko zastanowić. Czego i Państwu życzę...

Flagi

free counters