"Bardzo często rwa kulszowa jest objawem, który mija samoistnie, nawet jeśli jest to bardzo dotkliwy ból pleców. Jednakże w niektórych przypadkach wymaga zastosowania odpowiedniej terapii. Spektrum metod jakie oferują specjaliści, dobra klinika kręgosłupa jest szerokie, od farmakologii, przez fizjoterapię po medycynę alternatywną. Najczęściej pierwsze kroki jeśli chodzi o leczenie kręgosłupa dotkniętego rwą kulszową, to zaradzenie przykrym i bardzo dotkliwym objawom, jakim są bóle kręgosłupa leczenie polega wówczas na podaniu odpowiednich leków przeciwbólowych oraz przeciwzapalnych, głównie z grupy opioidalnych". (Vertebralia)
No, to padłem. A w zasadzie: "siadłem", bowiem leżeć za bardzo nie mogę. Zresztą stać też nie, a chodzić mogę tylko "stopkami" (przynajmniej będę miał najdokładniejsze obmiary mieszkania, wyrażane w jednostce długości o nazwie stopa karkonoska). O zejściu ze schodów nie marzę (próbowałem, daremne żale, za to głośne jęki...). Ba: ekwilibrystyką niemal cyrkową jest próba przycupnięcia na kibelku!
Jednym słowem: chujnia z masłem. Z margaryną. Obojętnie z czym, ważne, żeby zawierało witaminę "B". Bo rzekomo Be czyni cuda.
Fakt, to nie pierwszy raz: ostatnio "złapało" mnie we wrześniu 2007 r. To niemal 5 lat temu, więc w zasadzie nie powinienem narzekać. A jednak: ta nieporadność, to całkowite "ubezwłasnowolnienie" i ten pojawiający się bez ostrzeżenia, przeszywający ból (nawet wówczas, gdy przyjmę pozycję "bezbolesną", wygodną); wszystko to doprowadza mnie do białej gorączki. Poza wszystkim zaczynam rozumieć (i głęboko współczuję) chorym na zespół Tourette'a; niekontrolowane jęki, stęki, okrzyki rozbrzmiewają z moich ust nader często, a - jako rzekł poeta - "kurwy latają jak motyle".
Złapało mnie wczoraj: rankiem sięgnąłem do klamki okiennej, by wpuścić końcowo-majowe lato do mieszkania i... niczym radziecki pomnik z tą wyciągniętą ręką zastygłem. I już wiedziałem, co się święci... I - kurtka na wacie, skumbrie w tomacie - nie pomyliłem się (chociaż tyle mojej satysfakcji!): od tamtej chwili nie udało mi się złapać pionu (poziomu to ja nigdy najwyższego nie miałem), a pozycja (ta wygodna, bezbolesna), którą przyjmuję siedząc na krześle, musi przywodzić na myśl krzywą wieżę w pięknej pi... Pizie.
Jeszcze dzisiaj pocierpię sobie bezdoktorowo: nawcinam się witaminy B, starał się będę nie nadwyrężać "lędźwiowego odcinka kręgosłupa", łyknę kilka przeciwbólowców (ale nie opioidalnych!). Na szczęście najmniej "drażliwą" pozycją trwania jest pozycja siedząca - umożliwia mi to pracę nad wspaniałym tłumaczeniem, które wczoraj właśnie rozpocząć miałem. I rozpocząłem!
.
.
No to się Państwu wypłakałem. A co tam, mój-ci ten blog...