Spędziłem wczorajsze popołudnie w miejscu cudownym: we Wleniu i jego najbliższych okolicach. Naszło mnie więc na napisanie czegoś o tym miasteczku, który na myśl przywodzi mi lekko zurbanizowaną baśń o śpiącej, przepięknej urody królewnie. I jestem całkowicie przekonany, że niebawem już zjawi się ów niezłomny (a przy tym bardzo bogaty) książę, by Wleń pokochać i wyrwać z niezbyt przyjemnego, a przede wszystkim o wiele już za długiego snu... Zbrodnią jest bowiem na ludzkości, by tak przewspaniałe miejsca w letargu pogrążone umykały postrzeganiu turystów, inwestorów i animatorów kultury. Jest pomysł: jest CZAS NA WLEŃ. Tym bardziej, ze już za 2 lata miasto z dumą obchodzić będzie 800-lecie nadania mu praw miejskich przez Henryka Brodatego. Zaglądajcie do Wlenia, sławcie jego urodę – i wszystko się ułoży jak pasjans stawiany ręką mistrza!
Dzisiaj napiszę o kościele parafialnym słów kilka, obiecuję, że o Wleniu będę pisał tutaj w najbliższym czasie wielokrotnie. Kilka zdjęć z "późnomajowego dnia wleńskiego" znajduje się tutaj. Przy okazji pozdrawiam serdecznie burmistrza, pana Bogdana Mościckiego: to on w dużym stopniu spowodował, że moje datujące się od lat zainteresowanie Wleniem i jego historią ostatnimi czasy niepomiernie wzrosło.
.„…mieszkańcy młodego miasta z trudem wspinali się po stromych zboczach, by dotrzeć do kaplicy zamkowej, która w dodatku była już zbyt mała, by pomieścić tłum wiernych, więc w rok po lokacji miasta wyprosili sobie pozwolenie na wzniesienie kościoła, którego budowę rozpoczęli w roku 1215. W swoim dziele i w obliczu swojej niezamożności wspomagani byli przez Henryka (Brodatego) i Jadwigę. Wiarygodne przekazy mówią, że para książęca wzniosła na własny koszt proboszczówkę, do budowy której użyto ogromnych bloków skalnych zwożonych z okolicznych gór – a to przez wzgląd na występujące już wówczas podtopienia miasta przez Bóbr. Zaledwie po dwóch latach kościół został poświęcony świętemu Mikołajowi ratującemu ludzi w potrzebie przez biskupa Wawrzyńca, a było to w trzecią niedzielę po Zielonych Świątkach roku 1217 […]” (z: Chronik von Lähn und Burg Lähnhaus am Bober; Breslau 1863).
Tak wyglądać miał kościół wleński w pierwotnej swojej formie |
W 1292 r. książę Bolko I nakazał rozbudowę kościoła
parafialnego pw. św. Mikołaja we Wleniu, jak i samego miasta.
Kościół spłonął po raz pierwszy ok. roku 1440, w 1702 r.
potężna powódź poważnie uszkodziła świątynię. Kolejny wielki pożar kościoła i
plebanii miał miejsce w 1731 r.
Tablica nagrobna człowieka, który "stworzył" dzisiejszy kościół - szkoda, że odrobinę zapomniana |
Obecny swój kształt wleński kościół parafialny zawdzięcza
niezmordowanym staraniom pastora Josepha Tilgnera (30.X.1775 – 23.XI.1870),
który 17 grudnia 1841 r. otrzymał tytuł dziekana. Znalazł on kościół św.
Mikołaja w stanie opłakanym: rozpadające się mury, powybijane witraże, wyłamane
drzwi. Dach nad prezbiterium groził w każdej chwili zawaleniem. Tilgner uratowanie
i odbudowę wleńskiego kościoła uczynił swoim życiowym zadaniem. Wysiłek ten był
jednak ponad możliwości finansowe ubogiej parafii i parafian, szczególnie, gdy
po likwidacji (sekularyzacji) klasztoru w Lubomierzu, prawo patronackie do
wleńskiego kościoła przejął rząd królewski, który postawił warunek, by wierni
ponieśli trzecią część kosztów odbudowy świątyni. Tilgner w imieniu gminy podał
rząd królewski do sądu i po trwającym siedem lat procesie uzyskał niezwykle
satysfakcjonującą decyzję, zmuszającą rząd do poniesienia całkowitych kosztów
prac budowlanych, pod warunkiem udziału w nich wiernych. Rząd przekazał
niezwłocznie (w 1853 r.) 8.000 talarów na remont plebanii i budynków
gospodarczych, a kolejne 17.000 talarów na remont i rozbudowę samej świątyni,
która to kwota obejmowała wyłącznie prace budowlane i wykończeniowe, nie
uwzględniając wyposażenia kościoła. Głównym architektem odbudowanej w stylu
neogotyckim świątyni był mistrz Pawelt. Zachowana została stara wieża z bloków
kamiennych, wzniesiona w 1241 r. i pamiętająca najstarsze powodzie i największe
pożogi we Wleniu, otrzymując teraz zwieńczenie w postaci wspaniałego hełmu.
Najstarsza "oryginalna" część kościoła: wieża, pamiętająca czasy fundacji świątyni |
Dawny kościół miał 61 ½ łokcia długości, 19 łokci szerokości
i 18 ¼ łokcia wysokości w nawie (1 łokieć pruski = 0,6668 m lub 25½ cala). Obecny kościół jest nieporównywalnie potężniejszy.
Kościół św. Mikołaja dzisiaj (maj 2012) |
1863 r., rok rozpoczęcia odbudowy i rozbudowy kościoła wleńskiego |
Rzut oka do wnętrza (przez zamknięte drzwi) |
...i jeszcze taka ciekawostka nietoperzowa |
Dobre fotki ty robisz.
OdpowiedzUsuńKiedyś dawno, dawno temu, robiłam karty zabytków ruchomych na terenie hospicjum w Łupkach koło Wlenia. Mam nadzieję, że nie strzelam gafy i dobrze myślę, gdy myślę, że pałac w Łupkach jest tożsamy z pałacem Lenno (?). poprowadź mnie... Nie byłam tam od..1984 roku - dasz wiarę ????
Była tam barokowa kaplica, a w niej XVIII-wieczne, przepięknie zdobione sarkofagi z ciałami zmarłych w środku.- to wiem, bom łapę niepotrzebnie wsadziła w pęknięcie pokrywy i lekko ją przesunęłam (przy pomocy jeszcze nie męża, starającego się), nie sądząc,że tam nieboszczyka w czarnej sukience znajdę, a na wysokości piersi - jeża.. kolczastego.
Piszę o tym, bo proboszcz z kościoła we Wleniu, któremu kaplica podlegała przyjemny dla nas nie był.
W kościele we Wleniu, wśród ruchomych (zabytków) znajdowała się wówczas przepiękna, późnorenesansowa chrzcielnica z cynową misą na wodę w środku.
To tak... gwoli wspomnień mnie naszło
M.
Of course: Pałac Lenno jest we wsi Łupki, dzisiaj wraz z licznymi setkami ha własnych i dzierżawionych łąk i lasów stanowi własność przemiłego Belga, Luka van Hauwaerta. Kaplica stoi nadal, pewnie w dalszym ciągu zarządzana przez proboszcza wleńskiego. We wnętrzach nie byłem, nic więc nie wiem. U Luka zaś zjadłem pyszne ciasto, wypiłem napój jakiś - i uciąłem sobie z nim pogawędkę.
OdpowiedzUsuńNigdy również nie byłem we wnętrzu kościoła św. Mikołaja we Wleniu - nie udało mi się "trafić" na otwarte drzwi. Natomiast trwa remont plebanii: wymieniane jest pokrycie dachu o ile dobrze dostrzegłem, z łupka na łupek.
Nie wiem, czy trafię z datą, ale w końcu lat 70-tych/na początki 80-tych dawno minionego, XX wieku, w owym hospicjum w Pałacu Lenno (czy to na pewno było hospicjum? Chyba raczej sanatorium kolejowe...) pracowała moja teściowa odsabinowa, jako pielęgniarka.
Biorąc namiar na to co tam widziałam - wyglądało jak hospicjum. Onego Belga widziałam w Staniszowie na artystycznej wigilii, zaproszona przez uroczą panią domu. Była z nim moja znajoma - Benia, której nie widziałam od czasu jak się tam przeniosła.
OdpowiedzUsuńJestem z Wlenia.Mieszkam tu od urodzenia.Świetny artykuł i faktycznie "Dobre fotki ty robisz.":).Wleń jest śliczn....jest ślicznie położoną mieściną.Szkoda tylko,że nie można powiedzieć na dzień dzisiejszy że jest śliczny.Jest zaniedbany tak bardzo,jak tylko jest to możliwe.Brak tu gospodarza co widać gołym okiem.Jednak to jest moje miejsce na Ziemi i wierzę,że z czasem ktoś myślący wydobędzie piekno,które jest "zaklęte" w naszym śpiącym miasteczku.Dziękuję za tą publikację,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitam :) Dziękuję za cenne informacje. Przydały się przy tworzeniu wpisu o Wleniu u mnie: http://wnetrzazewnetrza.blogspot.com/2012/10/wlen.html :) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń