Dzisiaj przed południem ruszamy do Wrocławia. Koko spędziła swoją ostatnią noc w Jeleniej Górze, wprawdzie nie w swoim pudełku (śpi z nami w łóżku), ale już rankiem, gdy zasiadłem przy monitorze, wdrapała się po mojej nodze na krzesło, hycnęła na stół, zjadła pierwsze przedśniadanie i wlazła do pudełka. Po chwili spała snem sprawiedliwej...
Była z nami przez tydzień z okładem. Od początku wiedzieliśmy, że musimy ją oddać, koniecznie do Domu Dobrego (Dom zły w rachubę nie wchodził). I pomimo tej świadomości i takiej decyzji, rozstanie wcale nie przychodzi nam łatwo. Jednak rozum musi przeważyć nad uczuciem, a nowy adres zamieszkania pięknej Koko nie mógłby być lepszy...
To już najpewniej ostatni kokowy wpis na blogu (być może spłynie w przyszłości jeszcze jakieś zdjęcie z Nowego Domu panny Koko, to zamieszczę).
Niech Ci się, mała Koko, powodzi (to słowo ma we Wrocławiu dość złowieszcze drugie dno), niech Ci się muzealni, niech Ci ludzie będą przyjaciółmi. I nie daj się zrobić eksponatem - nawet za cenę Whiskasa...!
na powodzi wrocek chyba jeszcze źle nie wyszedł, więc "trzecie dno" dobrze Koko wróży ;-) [g]
OdpowiedzUsuńWrocek może i się wykaraskał, ale kilka nieszczęść (materialnych) ludzkich widziałem sam "własnoocznie". Nie, lepiej, żeby tym kosztem Wrockowi się nie "powodziło".
OdpowiedzUsuń