Koko przemieszkała u nas 8 dni. Ukradła nam po kawałku serca (Frodzie chyba również). Pozostawiła ślady trwałe i takie, które się zagoją: choćby zadrapania na rekach i nogach. Ożywiła nasz dom, wniosła doń kocia energię i sporą porcję kociego humoru. A w poniedziałek nadejdzie czas rozstania: Koko znad Strumienia Jelnia wyjeżdża do Wrocławia, do Pałacu Królewskiego. Tam będzie jej nowy dom, na stałe. Czyż nie jest to awans społeczny równy opisywanemu w bajce o Kopciuszku?!
Napisał ktoś na Fejsbuku, że nie jesteśmy w stanie uratować życia wszystkim bezdomnym (porzuconym) zwierzętom. To prawda. Ale prawdą jest, że dla każdego uratowanego, przygarniętego zwierzaka zaczyna się nowe życie. Taka... druga szansa. I mam wrażenie, że te zwierzaki to czują. I odwdzięczają się swoim ratownikom miłością, oddaniem, zabawą, radością... OK, być może opisuję coś, co chciałbym widzieć. A jednak...
|
Koko w pudełku sypialnianym |
|
Koko - nieustraszona prowokatorka, w misce Frody. |
|
Tu się śpi najlepiej |
|
Modelka... |
|
Przyjaciółki |
Koko na Picasa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz