Na teksty dra Alfreda Koeppena powołuje się całe grono piszących o Szklarskiej Porębie przełomu wieków XIX i XX. Czyni to wielokrotnie także Przemek Wiater, choćby w tekstach na portalu Karkonosze i Sudety. Wszyscy ograniczają się do przydatnych wyimków, tymczasem tekst w całości (chyba) nie został przetłumaczony na polski. Przynajmniej ja się nie dogrzebałem. Czynię więc to poniżej, korzystając z oryginału z miesięcznikz "Schlesien" z roku 1909.
Szklarska Poręba i jej kolonia artystyczna
Wśród mieszkańców wielkich miast artysta zajmuje pozycję wyjątkową. Ma on tutaj wprawdzie wykazane w rejestrach meldunkowych stałe miejsce zamieszkania, w istocie wszakże jest w mieście i w swoim mieszkaniu wyłącznie azylantem. Jest mu ono niezbędne, by prowadzić własne studia, pielęgnować kontakty towarzyskie, zdobywać publiczność i rynek zbytu. Jednak większą część roku spędza on w plenerze, w podróżach studyjnych lub przenosi się do kolonii artystycznej. Dewiza Horacego „odi profanum [wulgus] et arceo” (nienawidzę ciemnego motłochu i unikam go) stała się dziś wezwaniem dla artystów; ich muzy unikają metropolii, uciekając w doliny i zacisza środgórskie.
Kolonia artystyczna! Dla amatora pobrzmiewa w tym pojęciu coś uroczystego. Jakieś oderwanie od świata, wywyższenie i wyciszenie. Kojarzy się z klasztornym odosobnieniem.
Z wielką czcią wymawia sie takie nazwy, jak Barbizon, Fontainbleau; z czułością – Dachau; z największą powagą – Worpswede. To były niegdyś lub są do dziś kolonie malarskie. I to właśnie głównie artystów malarzy kojarzono dotychczas z pojęciem kolonii artystycznej.
Oto rodzi się coś nowego! Kolonia, która jednoczy różnorodne osobowości artystyczne, bardziej zbiorowisko wysublimowanych estetów, którzy rozwijają swoje odmienne dziedziny sztuki, trwając wszak we wzajemnym szacunku i wymieniając się ideami, radując sie sztuką i dokonaniami innych, wzbogacając się wzajemnie. Jeden tworzy kolorem, inny słowem i dźwiękiem, kolejny odbudowuje świat z ruin przeszłości i rozpatruje zagadkę wiecznego żywota, jeszcze inny wyśpiewuje swojemu „Carpe diem” pieśń wielobarwną, kolejny zaś niczym usłużny brat spotyka się ze wszystkimi. Zewsząd przybywają i wędrują tu artyści i miłośnicy sztuki, by wśród tej zbiorowości i w tym właśnie miejscu doznać odnowy. Szczęśliwe to miejsce na Ziemi, które z radością nazywać mogę swoim własnym – szczęśliwa Szklarska Poręba!
Nie w tym rzecz, jak wspomniane miejsca odkryto. Piękno krajobrazów karkonoskich opisywane było od zarania ludzkości. Jednak ośrodkiem kultury stało sie ono ledwie przed dekadą.
Leży Szklarska Poręba w dolinie Kamiennej, która swe źródła bierze nieopodal Schroniska Na Hali Szrenickiej (Neue Schlesische Baude), na karkonoskim grzbiecie. Żwawo spływa ów wodopełny strumień, pieniąc się na tarasowo poukładanych głazach, szemrząc wśród potężnych granitowych skał, tworząc kaskady i wodospady, a w czas powodzi pędząc z ogłuszającym hukiem. Na obu jego brzegach wznoszą się zbocza pełne świerków, jodeł i sosen, wypiętrzają się zwietrzałe skały, przyjmujące kształty kamiennych fortec lub zwieńczone ostrymi stożkami. Niżej rozciągają się wielobarwne, kwieciste łąki z wyciągającymi się ku błękitnemu niebu jasnymi brzozami o lśniąco białych pniach i drżących koronach listowia. Pomiędzy skalnymi ścianami malowniczo wije się wzdłuż zakoli Kamiennej wiejska droga. Po obu jej stronach, na długości 20 kilometrów, rozciąga się wieś Szklarska Poręba, największa wieś pruska, podzielona na część Górną, Średnią i Dolną.
Podczas gdy Szklarska Poręba Górna stanowi bramę prowadzącą na grzbiet Karkonoszy, miejsce spotkań przyjezdnych z eleganckiego świata tak latem, jak i zimą, to środkowa część wsi trwa w spokojnym odosobnieniu.
U jej wezgłowia wypiętrza się górotwór, niczym podługowaty potwór, u stóp gór i w dolinie leżą zaś zdobne siedliska i gospodarstwa, niezmienne od wieków. Można tu mówić o kulturze mocno osadzonej na ziemi – jak w częściach Fryzji Wschodniej, czy na Hallige – wyspach u zachodnich wybrzeży Szlezwiku-Holsztynu. Chłopskie domy są proste i skromne. Kamień granitowy, znaleziony podczas budowy, jest łupany – powstaje z niego cokół, na którym wspiera się zbudowany z granitu i cegły dom, czasami z elementami konstrukcji ryglowej. Niezbyt stromy dach wyraźnie wystaje poza obrys dłuższych ścian. Rozmieszczenie pomieszczeń we wnętrzu jest proste. Najczęściej przez środek domu prowadzi wykładany cegłą korytarz, po jego jednej stronie izba kamienna, używana latem, po drugiej – izba drewniana: ciepłe mieszkanie zimowe. Za nimi kuchnia i spiżarnie. Do izb mieszkalnych przylega stajnia, nad którą znajduje się strych na siano, ze szczytem przykrytym dwuspadowym dachem. To połączenie białych i szarych kamieni, lekko zmurszałego drewna, szarego dachu z łupka, niewielkich okienek ze skrzynkami kwiatów nadaje wsi sielski charakter. Gdaczące kury i kiwające się na boki kaczki dopełniają tego obrazu. Niekiedy domy w swej tylnej części wspierają się o wznoszące się zbocze, umieszczona tam rampa pozwala wygodnie dostać się na strych. Wokół domu zwykle rozpościera się zadbany ogródek, a stuletnie lipy ocieniają dach. Próżno szukać architektonicznych ozdobników. Z rzadka natkniemy się na zdobne rzeźbienie, ornamentalny motyw, czy drewnianą figurkę. Niczym maciupka kopia górskiego grzbietu trwa taka budowla, szukając ochrony u swojego pierwowzoru, przytulona do zbocza lub skały. Wszystko zdaje się być odwieczne: skały, drzewa, domy – zrośnięte ze sobą, zjednoczone zmiennymi losami, nierozerwalnie złączone.
Niektórym z domów grozi zagłada. Burze i niepogody pomierzwiły ich dachy, mrozy i deszcze poszarpały ich granitowe podmurówki, pioruny rozłupały przyległe drzewa.
Ten krajobraz to klejnot ogniskujący wszelkie piękno: wypłaszczenia, szerokie ukwiecone łąki, bagna, wzgórza, ciemne lasy i sceneria górska pełna zmieniających się obrazów, które ożyły w postaci Rübezahla i w kręgu legend stworzonych wokół starego Dominus Johannes.
Pochodzący ze Śląska bracia Carl i Gerhart Hauptmann byli pierwszymi, którzy się tu osiedlili, by z dala od gwaru wielkiego świata realizować swoje marzenia. Za nimi przybyli inni. Hermann Hendrich stworzył tu Sagenhalle, ożywiając ducha i sens kosmologicznych legend w bajecznie kolorowych obrazach. Stała się ona ośrodkiem kolonii.
To wokół niej osiedlać poczęli się artyści. Jedni remontowali stare chłopskie domostwa, inni wznosili wiejskie rezydencje.
Te dawne chałupy należą teraz do najpiękniejszych. Dom Carla Hauptmanna, w którym pierwotnie mieszkał razem z bratem Gerhartem, leży tuż przy wiejskiej drodze, u stóp stromego zbocza, które dzięki zadbanym ścieżkom, ukwieconym upłazom i zasadzonym grupom drzew przemieniło się w spory park. Stara chałupa została przebudowana na wygodny dom mieszkalny. Pod cieniodajnymi lipami, rosnącymi po stronie obu szczytów, dom pobłyskuje w słońcu i sprawia wrażenie, że wraz ze swoim właścicielem śni o dawnych czasach, o ludzkim szczęściu i bólu.
Równie pięknie położony, pełen uroku, może odrobinę bardziej „pański” dzięki wysuniętym tarasom i podmurówkom, jest Dom Fechnera, znanego portrecisty i malarza. Jego oddana sztuce małżonka, pisarka Cilla Overbeck-Fechner, wyposażyła dom w piękne, stare śląskie meble. Nie utracił on nic ze swojego dawnego uroku. Ze zgrzytem otwierają się stare, drewniane drzwi z wyrytym na futrynie rokiem 1713, wchodzimy do środka. W miejscu, gdzie jeszcze przed kilku laty chłopska rodzina popijała w drewnianej izbie przy zniszczonym stole kawę, dzisiaj zgromadziła się rodzina artysty. Miejsce brzuchatego, wielobarwnie malowanego dzbanka na kawę zajął samowar – poza tym izba zachowała swój charakter. Pośrodku izby stoi stary piec z kominem, na ścianie zegar z wznoszącymi się i opadającymi obciążnikami jak dawniej miarowo odmierza czas. Rzecz jasna, nastąpić musiały niewielkie zmiany: dawny strych na siano zmienił się w jasną pracownię malarską.
Izba kuchenna w domu Fechnera |
W niewielkim, odpornym na niepogody domku mieszka również Wilhelm Bölsche. Nieco zbyt modernistyczna przeszklona weranda mocno zaszkodziła zabytkowemu charakterowi chałupy, jednak we wnętrzu, szczególnie w izbie mieszczącej pracownię poety, odczuwa się ów dawny czar chłopskiej izby z zachowanymi starymi, zdobionymi naiwnymi malunkami szafami, stojącymi przy niskich ścianach.
W innym wiejskim domu, noszącym dziś dumną nazwę „Dom Wolności” (Haus der Freiheit) i zaprawdę będącym kwintesencją tego stylu, mieszka John Henry Mackay, delikatny liryk.
Artyści ci uratowali te przepiękne domy przed zagładą i zachowali charakter tego krajobrazu, co niewątpliwie jest ich zasługą wielką.
Nie każdy jest stworzony do tego, by ratować wrak i przywracać ruinę do życia, nie zawsze jest to także możliwe. Tak więc powstały tu nowe posiadłości wiejskie. Ich budowniczy starają się jednak zachować charakter tego krajobrazu i sprostać wymogom panującego tu stylu budowlanego. Odrobinę Norwegii wprowadziła w dolinę Kamiennej malarka Sabine Reicke, małżonka burmistrza Berlina i poety Georga Reicke, dopasowując architekturę z okolic Lillehammer tutejszej. Powstał więc drewniany dom zrębowy, posadowiony na niskim, granitowym cokole. Pod jednym dachem scaliły się tu różne konstrukcje, doskonale wyróżnić można część mieszkalną i część sypialnianą: ta druga stanowi pierwsze piętro, nadstawione poprzecznie nad tylna część parteru. Zwykle zewnętrzne schody, stanowiące komunikację pomiędzy poziomami, tu ukryte zostały we wnętrzu domu. Całość sprawia wrażenie skromności i prostoty i świetnie wpasowuje się w istniejące tu typy domów, bowiem również w starych chałupach wiejskich nie brakuje występów i skrzyżowań poszczególnych elementów budowli.
Dom G. Reicke |
Prawdziwym domem twórczym jest Dom Hendricha: architekt Paul Engler, wzorując się na stylu miejscowym i uwzględniając otoczenie, stworzył coś bajecznie czarownego. Szachulcowa konstrukcja obita drewnem, lśni ciepłymi, żółtymi kolorami, wznosząc się wysoko nad drogę i wyglądając zza murku ze zwietrzałych kamieni. Słupki pomalowane w kolorach czerwono-brunatnych, wyraźnie wystający wykusz, nordyckie paszcze smoków i ornamenty oraz świetlista gra czerwieni i błękitu ożywiają budowlę, podobnie zresztą, jak i w przypadku Sagenhalle. Sporo zdobień znajduje się od strony podwórka. To reprezentacyjna fasada domu wyjątkowej oryginalności. Futrynę drzwi prowadzących do dolnych pomieszczeń zdobi wymodelowana majolika; nad porożem jelenia obraz ze św. Hubertem. Dwa niedźwiedzie strzegą wejścia na schody, zaś ścianę przy schodach zdobią głowa Wotana i dwa kruki. Na piętrze wchodzi się przez sień, w której stoją wazy, świeczniki i wiszą szkice, do pracowni artysty. Cenne dywany wyściełają podłogi, przy ścianach stoją fryzyjskie szafy z końca XVII w. Przed sztalugami ustawiono norweski tron królewski. Pomieszczenie nastraja do zadumy i marzeń pośród wywieszonych na ścianach starszych i nowych dzieł artysty. Pełne artyzmu są również pozostałe pomieszczenia. Wielbiąca życie małżonka artysty ze smakiem dobrała ich wyposażenie. Sentyment do holenderskich wnętrz, wśród których wzrastała, wziął górę. I tak jest kuchnia prawdziwą holenderską perełką. Domostwo, dzięki swojej kolorystyce i dekoracyjności, oddaje w pełni to wyczucie piękna, jakim charakteryzują się również dzieła Hendricha.
Dom Hendricha - od podwórka |
Ostatni dom (autora niniejszego tekstu - przyp. mój) to niewielka chatynka z wysokim dachem, powstała w oparciu o projekt architekta Bruno Möhringa. Została bardzo zgrabnie wkomponowana we wznoszący się na zboczu las. Panuje tu bajkowa atmosfera, od tyłu dom wygląda jak chatka z piernika z baśni o Jasiu i Małgosi. Z elementów miejscowej architektury pojawia się tu połączenie granitu i drewna oraz wystający nad obrys ścian, stromy dach. Jednak układ pomieszczeń jest nowatorski, dopasowany do życzeń inwestora. Jednak i tu dawny duch tutejszych budowniczych widoczny jest w nowej, bardziej kolorowej szacie.
Przyszłość ma wnieść do kolonii nowe elementy. Chce ona przywrócić do życia śląskie tradycje rzemiosła artystycznego. Pierwszym darem, jaki podczas wycieczki Zrzeszenia na rzecz zachowania niemiecki zamków i pałaców prof. Hanns Fechner wręczył hrabiemu Schaffgotschowi i pozostałym uczestnikom ekskursji, był Medal Rübezahla. W charakterze broszki może on być w przyszłości noszony przez zapalone wędrowczynie górskie. [...]
Cicha dolina Szklarskiej Poręby Średniej stała się dla tej garstki twórców krynicą młodości, źródłem sił twórczych; tutaj podczas wędrówek w dolinie, w lasach i na grzbiecie górskim znaleźli swoje inspiracje, tutaj – w ciszy i odosobnieniu pośród lasów – mogą oddać się spokojnej pracy, przygotowywać swoje dzieła, by zimą wyruszyć z nimi w szeroki świat.
więcej o kolonii artsytów w Szklarskiej http://www.szklarskaporeba.pl/files/ciekawostki%20historyczne/Zarys%20dziejow%20dawnej%20kolonii%20artystow%20i%20uczonych%20i%20ich%20siedziby%20w%20Dolinie%20Siedmiu%20Domow.pdf
OdpowiedzUsuńtak, to historia...jednak w Dachau zamęczono mojego Dziadka Bolesława Kotera z Warszawy ,zginął tam w 1945r, tak więc ta kolonia nie kojarzy mi się z sielanką . Co pamiętać a czego nie ?
OdpowiedzUsuńZbyszku, tekst powstał w 1906, a dotyczy lat wcześniejszych. W tamtych czasach ani Dachau, ani nawet Oświęcim nie kojarzyły się z niczym tak przerażającym, jak KL.
OdpowiedzUsuńZresztą Tannenberg (Grunwald) też różnie w różnych czasach różnym narodowościom się kojarzy...