2.03.2011

Bestialstwo bezgraniczne

W Nowinach Jeleniogórskich ten tekst ukazał się w wersji okrojonej, przyciętej do potrzeb gazety. Poprosiłem Rafała, by udostępnił mi pełną wersję i zamieszczam ją tutaj bez żadnych skrótów i ingerencji. I bez własnego komentarza, bo zbyt dużo byłoby w nim wulgaryzmów.

Drapieżnik w Górach Kaczawskich

26 lutego, sobota,  piękna słoneczna pogoda można powiedzieć - prawdziwa zapowiedź wiosny. Czuć  ją w powietrzu przy każdym oddechu . Aż się jej chce, choć osobiście należę do tych nielicznych co „kłaniają” się bardziej zimie niż letnim temperaturą. Widząc takie warunki, codzienny trening, biegania, postanawiam przekształcić w sympatyczną wycieczkę z psiakiem. Dzień jest już dłuższy, a grunt zmarznięty powinno się świetnie biegać. Taką mam myśl w to sobotnie popołudnie i postanawiam ją natychmiast zrealizować. Codzienne bieganie po przy-zabobrzańskich,  leśnych ścieżkach mimo dużej ich kombinacji z czasem się nudzi. Zbieram się, psiaka i koło godziny trzynastej starujemy; cel: tereny podgórza kaczawskiego. Chciałoby się rzec kilka kroków i jestem. Jedna, druga ścieżka znana na pamięć, „przeskakuję” Dziwiszów i jestem - na pięknym niejednokrotnie, dziewiczym dzikim terenie. Jak dzikim wkrótce się przekonałem.  Nie szukam zbytnio żadnych utartych dróg, wskakuję na zmarznięte pole i biegnę na przełaj, delektując się pogodą, plus minus wyznaczając sobie co raz nowy azymut gdzieś przed sobą w dali na skraju lasu. Psiak swobodnie swoim tempem biegnie tuż koło mnie wyrywając co chwila do przodu, to zostając w tyle. Tak truchtając zbliżyliśmy się do lasu. Zatrzymałem się na chwile obróciłem spojrzałem na panoramę – widać Dziwiszów stary i ten nowy, tak szybko postępujący. W tle ledwo widoczne za mgłą Karkonosze. Pomyślałem to duże szczęście mieszkać tak blisko dzikiej natury, góry, lasy, przestrzeń, powietrze, taka wszechstronność - a Kaczawy w całym paśmie sudeckim wciąż nie podbite.  Cóż, obracam się na pięcie i ruszam w las przed siebie. Chwilę idę spokojnie, obserwując  otaczający mnie krajobraz. Krok za krokiem podbijam kolejne metry.  Wszystko jeszcze zmarznięte, ale słońce widać, że już ożywia subtelnie ten zmarznięty pomnik przyrody. 

Natura biegacza bierze górę i zaczynam truchtać, po chwili na trafiam na dróżkę, pnącą  się stromo w górę. Ruszam nią bez namysłu, jest delikatnie przysypana śniegiem, a ja zostawiam na nim jedyne prawie dziewicze ślady, zaraz za  odciskami łap swojego psiaka. Po prawej wąwóz w dole płynie niewielki strumień obrośnięty gdzieniegdzie, przy małych kaskadach,  lodowym szkliwem tworzącym przepiękne formy, lśniące w przebijających się przez konary drzew, promieniach słońca. Trasa się wyrównuje i schodzi do  owego strumienia przecinając go. Na chwile się zatrzymuj,  przykucam przy nim wpatrując w zmarzliny. Tworzą dziwne formy, ułamuje kawałek patrzę pod słońce, wydaje się być taka czysta jak cały tu klimat. Przezroczysty kawałek lodu, rzucam go do wody i znika odpływając w dal… A w raz z nim cały krajobraz który mnie tu przeniknął. 
Pies zaczyna szczekać i wyć, jak nigdy wcześniej. Pierwszy raz słyszę u niego takie wycie. Obracam się, patrzę ponad siebie wciąż kucam i jak w horrorze… spoglądają na mnie martwe ciemne ślepia, wybałuszone z łba  wciśniętego pomiędzy dwa pnie drzew, jednego złamanego. Podchodzę bliżej, pod zbocze,  wyłania się reszta zwłok psa. Całe zmasakrowane. Od gardła po genitalia, które zostały odcięte, proste równoległe cięcie, wnętrzności wyciągnięte całe ciało zesztywniałe z łapami w górze, z pod śniegu przebija zeschnięta krew, od drzewa idzie zielona, napięta linka, ale to nie pies jest do niej przywiązany. Kabel zaciśnięty jest na racicy jakiegoś kopytnego zwierzaka, nie jestem w stanie po jego równie koszmarnie zmasakrowanych szczątkach stwierdzić czy to jeleń czy  jakiś inny, większy  z pewnością niż sarna zwierzak. Może kucyk. Trzy metry od nich pod drzewem  z rozłożonymi łapami kolejny rozbebeszony trup, to na pewno duży owczarek niemiecki… mój pies dalej szczeka… to miejsce to jakaś rzeź nie wiem kto mógł dopuścić się takiego okrucieństwa  z pewnością był to człowiek, choć nie wiem czy o kimś, czymś takim można tak powiedzieć… zrobiłem kilka zdjęć telefonem, schwytałem psiaka i biegiem ruszyłem w dół, do cywilizacji… która najwyraźniej dotarła i tu.  
O zdarzeniu poinformowana została komenda policji w Jeleniej Górze, która mimo moich pewnych obaw bardzo poważnie podeszła do zaistniałego przestępstwa.  Zaangażowane zostały służby leśne i weterynaryjne. Teren został zabezpieczony i wszczęto działania mające wyjaśnić, a może i schwytać sprawce tego bestialskie czynu.  
Psychopata tak go nazwę i nie inaczej, nikt inny nie mógł dopuścić się „tego czegoś”. Bo jak „to” nazwać nie wiem - morderstwo, odstrzał. Ktoś powie to tylko zwierzęta, dzikie psy potencjalne zagrożenie dla ludzi i zwierzyny. Tylko co, w takim razie odróżnia tego  kogoś od tych zwierząt, które zabił? Kim jest ten człowiek i co tkwi w jego głowie? Skąd możemy wiedzieć, że nie poniesie go kiedyś dalej, przecież prawdopodobnie mieszka w okolicznych domach i prowadzi normalne życie… 
Chciałbym wierzyć, że to odosobniony przypadek, ale wiem, że nie. Psy przywiązywane w lesie, maltretowane, głodzone, spędzające życie na łańcuchu, to codzienność. Codzienność,  na którą my jesteśmy obojętni i o której nie chcemy wiedzieć, na którą przymykamy oczy bo tak łatwiej… i w końcu to tylko zwierze… 
…nasz stosunek do zwierząt jest świadectwem nas samych, naszego człowieczeństwa pozbywając się wrażliwości na ich los stajemy się niczym więcej jak zwierzętami…
Są też zdjęcia (także w Nowinach). Okrutne. Postawiłem zamieścić te, które przysłał mi Rafał. Może to coś poruszy, może ustrzeże inne zwierzaki przed ludzkimi bestiami. Rozmawialiśmy dzisiaj o tym podczas porannego spaceru z psami. Rafał powiedział: "jeśli dzięki temu uda się mi uratować choćby jedną sarnę, jednego psa...". Słusznie. 




1 komentarz:

Flagi

free counters