Polazłem byłem na jarmarczną (ale nie: karczemną!) imprezę pod nazwą Wyprodukowano pod Śnieżką. Jahrmarkt odbywa się (jak nazwa niemiecka wskazuje) raz do roku i na jeleniogórskim Rynku (zwanym Placem Ratuszowym).
Bardzo to smakowita impreza, dla ciała i dla ducha; dla ócz komputerem umęczonych. I raduję się, że jest taka impreza, że są i Czesi, i nasi rodzimi wytwórcy; że jest zainteresowanie wcale niemałe (choć nobla za wymyślenie piątku na dzień odbywania się imprezy; piątku już powakacyjnego; pomysłodawcy bym nie dał). Oto nasi rodzimi (regionalni) producenci dóbr wszelakich oraz wystawcy i sprzedawcy z Czech podśnieżkowych zjawili się wcale licznie, z różnorodnością wytworów rąk własnych (niektóre istotnie wytwarzane były ad hoc, jak choćby szkła ozdobne wielce, ceramika fajansowa, bombki choinkowe przy straganie zdobione, naczynka kryształowe na oczach i na zamówienie kupujących szlifowane i rytowane). Na scenie zespoły polskie i czeskie naprzemiennie, z muzyką tematycznie z regionem związaną. Dodam, że gdy pod napisem "Wyprodukowano pod Śnieżką" występuje w roli wokalistki dziewczę o tak znamienitej urodzie to... mogę być wyłącznie dumny z owych podśnieżkowych producentów. Przy okazji pozdrawiam całą załogę stacji paliw Z Muszelką ;-)
Do rzeczy jednak: jak to w naszym wielkim Małym Miasteczku bywa, spotkałem znajomych, lub też znajomych odwiedziłem: z Jackiem Jakubem miło o pewnym bardzo niemiłym temacie pogawędziliśmy, choć pewnie w omawianej materii głębokiego dyskursu prawniczo-urzędowego by trzeba; z Gregorem w Antykwariacie zjedliśmy po ciachu, zapiliśmy herbatą; z innym Jackiem o materiałach turystyczno-promocyjnych miejskich podyskutowaliśmy. Z bartnikami ze Związku Pszczelarzy o pszczołach i miodach, z Tomkiem Łuszpińskim o braku chemii w Likierze Karkonoskim organoleptycznie się nawzajem przekonywaliśmy. Z Reginą Chrześcijańską o... książce kucharskiej (regionalnej, a jakże!) słów kilka. Z Braćmi Czechami z mini-browaru szklaneczkę piwa wysączyliśmy; z Agatą z Kowalowych Skał nie pogadałem, bo zbyt blisko sceny jej stoisko... Z Marcinem Zielińskim tym razem tylko skinięcie głową: zbyt dużo widzów i (miejmy nadzieję) nabywców się zeszło.Z rozmów wielu (nie wszystkich wszakże!) z ludźmi na własnych barkach doświadczających teraz właśnie ciężaru swojego małego biznesu, prowadzonego pod rządami nominalnie liberalnej Partii, wyłania się obraz smutny. Gdy dodam, że nieobojętne mi są perypetie Jacka Jakubca w zamieszaniu wokół Dworu Czarne, a nad moim ulubionym magicznym miejscem na Rynku jeleniogórskim zawisła groźba likwidacji (bo Mag główny tego miejsca z wolna zatraca ekonomiczny sęs kontynuowania swojej działalności), to w drogę na Zabobrze ruszałem mimo wszystko w nienajlepszym nastroju.
Pierogi ruskie spod Śnieżki. Niedawno jeszcze znane jako... legnickie? |
A jednak to właśnie na tej drodze ukazał mi się obraz inspirujący: że można, że się da, że wbrew wszystkiemu... Oto w ciągu pawiloników tuż za pieszym mostkiem nad Bobrem, pośród istniejących od dawna, dość przaśnych siedzibek czy to firmy komputerowej, czy cukierni, czy też biura turystycznego (a i banku jakiegoś filię dojrzałem) wyrosła nadbudowa ("na bazie..." to chyba z nauk ekonomii marksistowskiej mi pozostało) firmy, której prosperity wydaje się niepohamowane. Nie wiem, czy to zasługa wspomnianej wyżej Partii i jej rządów (by choć taką zasługę jej przypisać - zakładam, że tak), ale ZAKŁAD POGRZEBOWY zdaje się przeżywać... ekhm... drugą młodość ekonomiczną. Chałupa strzelista, szyld złotem lśniący, samochód "dostawczy" konkretny. I zawołałbym - gdyby to nie psuło im interesu: żyć, nie umierać!
Halma to wprawdzie nie szachy, ale też niezły gambit biznesowy mi wyszedł... |
Więc jednak można w tym państwie wściekle zwalczającym wszelką (i znów posłużę się pojęciem ze słusznie minionej epoki) prywatną inicjatywę drobną (szanse mają tylko więksi, choćby ambergoldyści, póki nie skrzywdzą syna premiera). I tu tak mię naszło: w Dworze Czarne urządzić ekologiczny zakład utylizacji Tych Co Odeszli (skrót może zostać; FKE: Fundacja Kremacji Ekologicznej); natomiast w Antykwariacie otworzyć sprzedaż tablic nagrobnych na zabytkowe robionych! Rynek jest! I się poszerzy znacznie od roku 2013, gdy to nie emeryci będą umierać, lecz ludzie w wieku produkcyjnym (bo przez przesunięcie wieku emerytalnego emerytury im uciekły). Tacy mają nierzadko zakładowe ubezpieczenie na wypadek śmierci, więc będzie z czego czerpać.
I już, już miałem dzwonić i planem moim zarażać zainteresowanych, a celu poszukujących, gdym przypomniał sobie, że na Rynku widziałem radnego Mroza.
I zmroziło mnie, i uświadomiło: jeśli to jego partyjni pobratymcy dojdą do władzy, to patent mój będzie jedynym logicznym wyjściem z sytuacji dla mnie! Bo wówczas narodu część spora dobrowolnie ustawi się w kolejce do Zakładów Pogrzebowych. I wtedy to ja będę kręcił zmrzlinę... lody... (ech, jakoś znowu trupi chłód się wkradł w tekst)...
A zresztą: sprzedam im ten pomysł, bo wówczas na trupach wyżywi się i Dwór (nomen omen) Czarny, i Antykwariat pod Aniołami... Co mi tam, będę raz nieasertywnym społecznikiem! Z Biurem Usług Pogrzebanych...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz