Nie śmiałbym robić konkurencji dostojnemu Walończykowi Współczesnemu w stopniu doktora, Przemkowi Wiaterowi (znanego również pod pseudonimem "Schneller als Wiater"), nie ważyłbym polemizować z jego pracą o Walonach w królestwie Ducha Gór. Niniejsze tłumaczenie potraktować chciałbym jako uzupełnienie właśnie powstającej literatury o sławnych italskich poszukiwaczach skarbów, których ślady po dziś dzień znajdujemy w naszych wspaniałych górach. A tekst, na który się poważyłem (dodam od razu: tekst dość długi) pochodzi - a jakżeby inaczej! - z "Wanderera im Riesengebirge", rocznik 1929, zeszyt 8. Jego autorem jest doktor Herbert Gruhn, redaktor naczelny "Wanderera" od 1923 r., a stanowi on niejako wstępniak do zeszytu, poświęconego Walonom.
Artykuł nosi tytuł "Die Walen im Riesen- und Isergebirge".
W Alpach i na terenie Średniogórza Niemieckiego (středohoří, Mittelgebirge) wysłuchać można niezwykłych legend, wedle których tajemniczy przybysze z Italii w sposób fachowy i ze znawstwem wydzierają górom skarby i potajemnie, używając czarodziejskich zaklęć wysyłają je do swej ojczyzny na południu. Ci italscy poszukiwacze złota i kamieni szlachetnych zwani są przez lud powszechnie Wenecjanami, natomiast w Smreczanach (Fichtelgebirge), Rudawach (Erzgebirge) oraz w Karkonoszach i Górach Izerskich nazywani są Walonami (lub Walijczykami, Celtami - Welsche). Zbieraniem opowieści o Walonach z Gór Olbrzymich i Izerskich zajmowali się Robert Cogho [vide R. Cogho: 'Die Walen oder Venediger im Riesengebirge', 1898 r.], prof. dr Richard Kühnau ['Schlesische Sagen, Elben-, Dämonen- und Teufelsagen'] i Will-Erich Peuckert [Robert Cogho i Will-Erich Peuckert 'Volkssagen aus dem Riesen- und Iser-Gebirge' Verlag Otto Schwartz & Co Göttingen, 1967].
W tych legendach tkwi jednak prawda historyczna, do której dotrzeć starają się naukowcy. Jako wprowadzenie w tematykę, także ze względu na obfitość materiału, wymienić należy trzy prace, pomimo że tylko sporadycznie odnoszą się do naszych gór: Christiana Gottlieba Lehmanna "Wiedza o Walonach... ze starych pism i dokumentów powzięta", Frankfurt i Lipsk 1764 r.; Heinricha Schurtza "Górnictwo płuczkowe w Rudawach a kwestia Walonów", Stuttgart 1890 r.; Emmy Locher "Pytania o Wenecjan" - dysertacja filologiczna we Freiburgu w Szwajcarii, 1922 r.
Tematykę walońską w Górach Olbrzymich i Izerskich jako pierwszy podjął w "Wandererze" W. Klose w roku 1888 [Gold im Riesengebirge, "WiR"nr 7/1888]. W rocznikach 1891-1895 i 1905 temat podejmowali Cogho, Regell i Zacher. Najpełniej pisał Cogho, zainspirowany pismami Schurtza. Spełniamy więc nasz obowiązek wobec tych, którzy przyczynili się do naukowej funkcji Riesengebirgsverein (Towarzystwa Karkonoskiego) i w bieżącym wydaniu postaramy się kontynuować ich dzieło, rozpoczęte w "Wandererze" i upowszechnić je zarazem.
Najstarszy piśmienny ślad działalności Walonów w Górach Olbrzymich znajdujemy w spisanym na pergaminie manuskrypcie, znajdującym się w Miejskiej Bibliotece we Wrocławiu (sygnatura: Hs. R. 454), pochodzącym z pierwszej połowy XV w. Za jego autora uważano wymienianego w Księgach Miejskich Wrocławia z lat 1410-1433 niejakiego Antoniusa z Florencji, zwanego Antoniuszem Walończykiem; jednak w 1922 r. Karl Schneider wykazał w swojej pracy "Die Walen im Riesengebirge" ("Walonowie w Górach Olbrzymich") z 1922 r., przy zastosowaniu kryteriów lingwistycznych i merytorycznych, iż autorem tego tekstu jest niemieckojęzyczny mieszkaniec Śląska. Jego treść stanowi zredagowany w języku niemieckim opis ścieżek, prowadzących do miejsc płukania złota i występowania ametystów. Opisana jest droga z podaniem punktów orientacyjnych, wiodąca z Jeleniej Góry przez Piechowice do wymienionej w dokumencie z 1366 r. huty szkła w Szklarskiej Porębie, i dalej w górny odcinek doliny rzeki Kamiennej. Dzięki wymienionym punktom orientacyjnym: Czarna Góra, Biała Dolina, Widły [zwane też Walońskim Kamieniem; południowe zbocze Zwaliska na zachód od ujścia Czerwonego Potoku do Kamiennej - przyp. tłum.] i Wieczorny Zamek, odtworzyć można okolice nawiedzane przez poszukiwaczy złota i kamieni szlachetnych. Treść tego manuskryptu włączona została do licznych, znanych w literaturze pod nazwą "Księgi Walońskie", spisanych w języku niemieckim itinerariów, powstałych w wiekach od XVI do XVIII. Wspomina o nich Caspar Schwenckfeld (1553-1509). Johannes Praetorius w wydanym w 1667 r. "Gazophylazi Gaudium" przedrukował kilka z nich z poświadczonego przez de Wyla, uszkodzonego manuskryptu, który otrzymał od jeleniogórskiego aptekarza Sartoriusa. Bohuslaus Balbinus [czeski jezuita - przyp. tłum.] był w posiadaniu - o czym wspomina w swoich "Miscellanea regni Bohemiae" (1679 r., księga I, 17) - starej, trudnej do odczytania książeczki, zawierającej osiem fragmentów, dotyczących Karkonoszy. Legnicki lekarz i mineralog Georg Anton Volkmann, który często gościł w Karkonoszach, widział Księgi Walońskie na własne oczy "bardzo stare, papier na poły zmurszały, z czego wnioskuję, że były to oryginały" (Silesia subterranea, 1720 r, str. 117). I choć okres Oświecenia nie traktował Ksiąg Walońskich poważnie, nazywając je "zbiorem baśni", wymagającym "wielu cetnarów niewzruszonej wiary", to w Górach Olbrzymich i Izerskich przetrwały w formie odpisów w licznych egzemplarzach po nasze czasy. Cogho usiłował tego rodzaju odpisy, streszczenia licznych Ksiąg Walońskich, wypożyczyć dla Muzeum Karkonoskiego. Nie zawsze starania te uwieńczone były sukcesem, bowiem wielu właścicieli nie chciało pozwolić nawet na obejrzenie swoich domniemanych skarbów, nie wspominając o ich wypożyczeniu. Jeszcze niedawno J. Meißner znalazł "Księgę Walońską" z połowy XVIII w. w Wiesemühle w Morchenstern (Smržovka). Ponadto fragmenty tych ksiąg znajdują się - poza jeleniogórskim Muzeum Karkonoskim - w muzeum w Hohenelbe (Vrchlabí) oraz w bibliotece miejskiej i archiwum miejskim we Wrocławiu. Jednak ich wartość w kontekście znalezienia odpowiedzi na kwestię Walońską jest wątpliwa, gdyż podczas ich przepisywania spory wpływ na zmiany treści miał charakter osoby, która je kopiowała. Z badań Karla Schneidera wynika, że wszelkie starsze Księgi Walońskie, dotyczące Karkonoszy i Gór Izerskich, których autorzy podają się za Włochów, Niemców Południowych czy Średnich, powstały na Śląsku. W jaki sposób upowszechniły się wśród mieszkańców - dotychczas nie wyjaśniono. Być może sięgają swoimi korzeniami do starych ksiąg gwareckich, zezwoleń na drążenie sztolni, czy ksiąg rejestrowych.
W Księgach Walońskich istotną role odgrywają znaki na drzewach i skałach, którymi oznaczane były ścieżki prowadzące do znalezisk. Georg Anton Volkmann [w: „Silesia subterranea", 1720 r. - przyp. tłum.] stwierdza, że w Karkonoszach „od czasu do czasu znajduje się przeróżne oznaczenia i rysunki ludzkich twarzy, rąk, tarcz, noży, kilofów i krzyży”. O „nieznanych znakach i figurach”, na które natykali się dawni robotnicy leśni koło Rothfloßfelsen [Czerwone Skałki na szczycie Czarnej Góry - przyp. tłum.]. czy Mitternachts-Feueresse [Krzywe Baszty (?) - przyp. tłum.] pisze Mosch w publikacji z 1855 r. „Die alten heidnischen Opferstätten und Steinalterthümer des Riesengebirges“ ['Stare pogańskie miejsca ofiarne i zabytki skalne Karkonoszy']: „Obecnie pod grubą warstwą mchu niewiele można rozpoznać. Również w niedalekich Widłach, jak zapewniają leśnicy i robotnicy leśni, znaleźć można niemożliwe do rozszyfrowania znaki wykute w skałach, pośród których znalazły się ryciny noża i widelca”. Rozmówcy Molscha nie kłamali. Znak na wymienionych już w rękopisie wrocławskim Widłach (Walońskim Kamieniu) zachował się do dziś. Ów blok skalny z wykutą rozczapierzoną dłonią znajduje się obecnie w jeleniogórskim muzeum, dokąd trafił za sprawą tajnego radcy, doktora Seydela, gdy w 1901 r. Widły zostały częściowo wysadzone w powietrze na potrzeby budowy linii kolejowej. Znaki walońskie znajdowali także Cogho, Regell, Loewig, a ostatnio także Peuckert.
Już Simon Hüttel, kronikarz miasta Trautenau (Trutnov), widział znaki walońskie w Górach Olbrzymich, gdy w 1558 r. wraz z trzema towarzyszami poszukiwał kopalni złota w Pfaffenwald: „Znaleźliśmy liczne sztolnie, krzyże i znaki, a także datę (rok) MD2 wyrytą na korze buka, a obok wielką dłoń wyrytą na świerku, wskazującą ku wschodowi, jest tam też wyryty znak przedstawiający młot i kilof”. Dość prawdopodobny wydaje się związek tych znaków z miśnieńskimi górnikami, którzy w 1511 r. koło Trutnowa „poczęli drążyć skały na Hoppenberg (Šibeniční vrch), a sztolnia ta nazwana została kopalnią złota”. I tak oto Walonowie wynurzają się z głębokiego cienia baśni i podań i poczynają funkcjonować jako postaci historyczne. W 1563 r. w górach wędruje pewien Włoch. To lekarz, Petrus Andreas Matthiolus z Sienny (1507 - 1577), który poszukuje leczniczych roślin. W jego przypadku określenie Walończyk (Wale), używane wobec wszelkich obcych, nabiera pierwotnego znaczenia, a przekazy o Italczykach okazują się zawierać ziarno prawdy. W ramy owych podań o Walończykach wpisuje się również włoski lekarz i alchemik, znawca tych gór, Leonhard Thurneysser zum Thurn. Przebywał on w Górach Olbrzymich i Izerskich przed 1570 r. i poszukiwał tu złota i kamieni szlachetnych, jak pisze dr Boehlich. Jego ustalenia brzmią niczym streszczenie wymienionych w Księgach Walońskich znalezisk. A że nie są mu obce owe tajemne księgi, poznać można po stwierdzeniu: „a miejsca te w Bohemii znają lepiej przybyli tu z daleka Walijczycy i Holendrzy, niźli sami Czesi”.
Informacje zawarte w Księgach Walońskich o poszukiwaniach oraz - w czasach, gdy królowała alchemia niejednokrotnie wyolbrzymionych - znaleziskach żył złota i skupisk kamieni szlachetnych w naszych górach, nie wydają się być wyłącznie fantasmagoriami. Caspar Schwenckfeld opowiada, że za jego czasów w Aupengrund [inaczej: Riesengrund - Obří důl; przyp. tłum.], w pobliżu Weißes Wasser [Bílé Labe], nad Wielkim Stawem, w Mummelgrund [Mumlavský důl], nad Izerą i w niewielkich strumieniach w okolicach Jeleniej Góry płukano złoto. W Izerze obok złota występują wszelkiego rodzaju kamienie szlachetne. W Kamiennej koło huty szkła zbierano około 1601 r. czerwonawe krupy żelaza, bo miały zawierać złoto, co okazało się jednak nieprawdą.
4 października 1534 r. grupa 17 przedsiębiorców wyprosiła u króla Czech, Ferdynanda przywilej wydobycia i przerobu przez lat 20 „pięknych kopalin wielkości orzecha z połyskiem” w Obřím dole. Przedsięwzięcie jednak nie powiodło się. Według Schwenkfelda chodziło tu o potężną żyłę rudy srebra „na którą poświęcono wiele starań i sporą sumę pieniędzy wytwornych panów, co dóbr żadnych nie przyniosło, albowiem podczas wytapiania kobalt wszystko pożerał i niszczył”. Poszukiwacze skarbów, działający w okolicach Abendburg (Wieczornego Zamku) sięgali po czarną magię i egzorcyzmy, spotykając się z „kpiną i szyderstwem”; wkrótce więc odeszli „szkodząc wielu ludziom”. Podobny los spotkał oszusta Waldnera von Greuffelstein z Panonii. Twierdził buńczucznie, że za pomocą różdżki odnalazł skarb pod Wieczornym Zamkiem, o którym przeczytał najpewniej w Księdze Walońskiej. Od licznych mieszczan wyłudził pieniądze, za pomocą których wydobyć miał ów skarb, co jednak - mimo wszelakich tajemnych zaklęć - nigdy nie nastąpiło. Około roku 1693 „kilku oszustów porozumiało się” w celu wytwarzania złota z żółtej, występującej pospolicie w górach skały, „wielu poczciwych ludzi bałamucąc”. Inni wytwarzali z niebieskiego hornfelsu turkusy i sprzedawali swoje wyroby prostym ludziom. Dzicy kopacze tak rozplenili się w górach, że na skutek skargi hrabiego Schof Gotscha śląska Izba Przemysłowa nakazała górmistrzowi Pardtowi położenie kresu temu procederowi.
Schwenckfeld wspomina, że znajdowane w Izerze i na izerskich łąkach czarne, błyszczące kamienie, zwane Schierle (izeryt), uchodzące za złotodajne, „przez obcych Walonów powszechnie były kupowane”. Jednym z nich był Anselmus Boetius de Boot z Brugii, gemmariusz [jubiler - przyp. tłum.] cesarza Rudolfa II. Cesarz wysłał go w te okolice, a swoje znaleziska i odkrycia opisał częściowo w „Historia gemmarum et lapidum” z 1609 r. Rudolf II, żywotnie zainteresowany szlachetnymi kamieniami, występującymi w górach, nakazał ich poszukiwanie także Hansowi Heinrichowi Kobrscheitowi na Iserwiese [Jizerska Louka, Hala Izerska]. 8 lipca 1595 r. cesarz nadał Johannowi Ecksteinowi i Leonhardowi Stadlerowi prawo poszukiwania kamieni szlachetnych w Górach Olbrzymich, pod warunkiem wszakże, że będzie miał prawo pierwokupu znalezionych skarbów. 19 listopada 1601 r. przywilej powyższy został odnowiony. W tym samym roku proboszcz Simon Thaddeus Budessius z Teyn [Týn] (powyżej Rovensko pod Troskami, okręg Turnov) otrzymał pozwolenie, by w oparciu o notatki pozostawione przez swoich przodków i ojca (najpewniej Księgi Walońskie), rozpocząć poszukiwania metali i kamieni szlachetnych w Karkonoszach. Ponadto otrzymał prawo, by w porozumieniu z urzędami i mieszkańcami aresztować wszystkich przyjezdnych z obcych krajów, którzy bez pozwolenia króla Czech zbierali kamienie szlachetne i inne drogocenności. W 1607 r. Rudolf II udzielił takiego samego przywileju, jak Budecciusowi, pewnemu jubilerowi o nazwisku Willibald Heffler. Miał on odkryć w Karkonoszach kamieniołom jaspisu, który przerabiał na biżuterię. Tę zaś podarował cesarzowi do jego kolekcji. Mieszczanin z Lipska, „sławny chemik i medyk” Johannes Zimmermann otrzymał w 1623 r. prawo poszukiwania w Górach Olbrzymich i Izerskich kamieni szlachetnych i pereł na koszt własny „z łaskawym życzeniem, by przy realizacji tego przedsięwzięcia miał ochronę nie tylko przed złymi ludźmi, lecz także - jeżeli ktoś podniósłby rękę na niego lub jego bliskich, ów złoczyńca został, po rozpatrzeniu jego czynu, poważnie ukarany cieleśnie; a pan na tych ziemiach otrzyma dziesiątą część wszelkiego zysku” (Zeller „Ciekawostki Jeleniogórskie”, II, 1726 r., str. 22).
Jeszcze w XVIII w. pojawiają się poszukiwacze skarbów i złota. G. A. Volkmann usłyszał podczas wizyty w Hampelbaude (Strzecha Akademicka), że w Teufelsgrund (Čertův Důl) osiedlił się jakiś przybysz, który prowadził wykopaliska, rozbijał skały i palił ogniska. Gdy na polecenie administracji Schaffgotschów postanowiono ująć owego poszukiwacza, ten zniknął bez śladu (Silesia subterranea, str. 198). Słynny w swoich czasach saksoński montanista [znawca górnictwa - przyp. tłum.]. metalurg i alchemik Johann Gottfried Jugel podczas wizytacji komisyjnej w Giehren (Gierczyn) w latach 1746-1756 odwiedził rzekomo złotodajne miejsce w Seifershau (Kopaniec), gdzie nakazał kopać gwarkom, jednak bezskutecznie.
Udowodnić można tedy, że do XVI w. nasze góry przeczesywane były przez różnych lekarzy, alchemików, wolnych gwarków i wagabundów, różdżkarzy, szamanów, złotników, prawowitych i nielegalnych poszukiwaczy kamieni i rud szlachetnych. Tajemnicze i potajemne działania obcych przeniknęło do baśni i legend. Niczym w zwierciadle rzeczywistości niosły one obraz realnych postaci, przybrany w otoczkę czaru i mistyki. Ludzie, których wygląd był niespotykany, których język trudno było zrozumieć, albo z którymi w ogóle nie można było się dogadać; w wierzeniach ludu na temat nieopisanego bogactwa mieszkańców miasta położonego nad laguną, siedziby złotników i szlifierzy kamieni szlachetnych stali się Walonami z Wenecji...
kawał roboty translatorskiej:)! a tekst super!
OdpowiedzUsuńTomek, jesteś WIELKI !!! :-) Pozdrawiam, Jaro.
OdpowiedzUsuńJak zawsze istotną rolę pełnią SPOTKANIA! I za takie dziś dzięki Ci!
OdpowiedzUsuń