Zmowa milczenia została przerwana! Wierzcholcy ujawnieni! Dowody są miażdżące! (Superekspres)
Oto na spotkaniu z cyklu „Obserwatorium Karkonoskie” w jeleniogórskim BWA padły pierwsze chyba w oficjalnym obiegu słowa na temat prasłowiańskiego plemienia Wierzchloców Karkonoskich. A nie były to puste słowa: Jan Stolarczyk, który rozpoczął spotkanie swoim kompetentnym wykładem, wspomniał swoją karkonoską wędrówkę z Tymoteuszem Karpowiczem sprzed 10 nieomal lat, podczas której poeta niejako mimochodem (panowie szli pieszo) zadał jakże brzemienne w skutki pytanie: „A o historii ludu Wierzcholców pan słyszał?”. Pan Jan – znawca i wielbiciel Karkonoszy i ich dziejów – zaskoczony i przyłapany na niewiedzy, jak na gorącym uczynku, obrócił rzecz całą w żart, odpowiadając pytaniem: „Mistrz ma z pewnością na myśli Wiersz-Kolców?”, zaś Karpowicz wątku nie kontynuował.
Niezwykłym zbiegiem okoliczności dziesięć lat wcześniej, około roku 1990, pan Andrzej Więckowski wszedł w czasowe posiadanie fragmentu pewnego rękopisu w języku niemieckim, datowanego najprawdopodobniej na połowę XIX wieku. Nudna zrazu transkrypcja, a następnie tłumaczenie nagle odkryło przed nim swą sensacyjna treść: oto w poetycki sposób, choć prozą, autor (kto wie, czy nie był nim sam Joseph Karl Benedikt Freiherr von Eichendorff) opisuje przygodę, jaka spotkała go podczas wędrówki w Karkonoszach ze współtowarzyszem (być może ze starszym o dwa lata bratem Wilhelmem). Pojawia się w niej motyw obrzędu, czy też uroczystości, jaka odbyła się gdzieś pośród karkonoskich skał i lasów, najpewniej w okolicach niegdysiejszej kolonii Forstbauden (Budniki). Autor stał się jej mimowolnym uczestnikiem, a główni jej aktorzy w wyraźny sposób swoją fizjonomią, ubiorem, językiem tajemnym i obyczajowością różnili się od zwykłych mieszkańców podkarkonoskich wsi i miasteczek, w tym także Kowar. Sam manuskrypt został zwrócony właścicielowi, natomiast Andrzej Więckowski zachował jego tłumaczenie, które – niczym ogonem diabelskim przykryte – przeleżało pośród innych dokumentów... 20 lat!
Iwo Łaborewicz, kierownik jeleniogórskiego oddziału Archiwum Państwowego, zadał sobie trud wyszukania jakże skąpych i nielicznych wzmianek o pradawnym słowiańskim plemieniu karkonoskim w dostępnych dokumentach w Polsce i Europie. Opierając się na analizie fragmentów Geografa Bawarskiego (nota Descriptio civitatum et regionum ad septentrionalem plagam Danubii, niecenione wczesne źródło informacji o plemionach Słowian Zachodnich), Rocznika Świętokrzyskiego, oraz regestu Dagome iudex – wykazał, że w dokumencie występuje często zniekształcana nazwa owego góralskiego plemienia, odczytywana jako „Vieziholci”, „Vierhe” czy „Wiezhyam”. O tym nielicznym ludzie czytamy także w bohemskiej kronice Dalimila (Kronika tak řečeného Dalimila).
Iwo Łaborewicz, kierownik jeleniogórskiego oddziału Archiwum Państwowego, zadał sobie trud wyszukania jakże skąpych i nielicznych wzmianek o pradawnym słowiańskim plemieniu karkonoskim w dostępnych dokumentach w Polsce i Europie. Opierając się na analizie fragmentów Geografa Bawarskiego (nota Descriptio civitatum et regionum ad septentrionalem plagam Danubii, niecenione wczesne źródło informacji o plemionach Słowian Zachodnich), Rocznika Świętokrzyskiego, oraz regestu Dagome iudex – wykazał, że w dokumencie występuje często zniekształcana nazwa owego góralskiego plemienia, odczytywana jako „Vieziholci”, „Vierhe” czy „Wiezhyam”. O tym nielicznym ludzie czytamy także w bohemskiej kronice Dalimila (Kronika tak řečeného Dalimila).
Stanisław Firszt – archeolog, historyk z zamiłowania i dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Cieplicach – przyznał, że ze względu na (jak się okazuje teraz – niesłuszne) założenia, iż w Karkonoszach ludy w zasadzie nie osiedlały się powyżej umownej granicy 500 m n.p.m., nie prowadzono istotniejszych prac wykopaliskowych w wyższych partiach gór, a pojedyncze, przypadkowe odkrycia (Tomasza Miszczyka Pański Dom w Karpaczu) tezy tej nie obalają. Jednocześnie jednak potwierdził, że w trakcie prac archeologicznych na terenie Kotliny Jeleniogórskiej niejednokrotnie znajdowane były wyroby ceramiczne, które w żaden rozsądny sposób nie dają się sklasyfikować, czy przypisać do znanych powszechnie kultur, a przecież noszące znamiona lokalne (materiał, z jakiego były wyrabiane; specyfika wytwarzania itp.).
Wspomniał też o fragmentach murów, które przebiegają przez niektóre wysokie rejony Gór Izerskich. – Widać je na zdjęciach lotniczych, ale trudności z dostępem i brak środków uniemożliwiły dokładne przebadanie tych ziem. Potrzeba by armii archeologów i potężnych pieniędzy, aby takie działania sfinansować – zaznaczył Stanisław Firszt.
Z kolei Romuald Witczak przedstawił notatki, na jakie natknął się podczas swoich – całkowicie niezależnych – badań nad tajemnym ludem karkonoskim między innymi w Internecie. Tu pojawia się wątek Laborantów Karkonoskich, a nawet Walonów: oto w języku niemieckim plemię to zwane było niekiedy „Würzholz” (od ‘Würze’ – przyprawa lub ‘Wurzel’ – korzeń i ‘Holz’ – drewno) i słynęło z wytwarzania podróbek znanych w całej Europie mikstur leczniczych prawdziwych Laborantów (co stało się jedną z przyczyn zakazu działalności Laborantów w Karkonoszach, gdyż owe podrabiane substancje trafiły również na dwór królewski, gdzie mistyfikację odkryto).
Z kolei Romuald Witczak przedstawił notatki, na jakie natknął się podczas swoich – całkowicie niezależnych – badań nad tajemnym ludem karkonoskim między innymi w Internecie. Tu pojawia się wątek Laborantów Karkonoskich, a nawet Walonów: oto w języku niemieckim plemię to zwane było niekiedy „Würzholz” (od ‘Würze’ – przyprawa lub ‘Wurzel’ – korzeń i ‘Holz’ – drewno) i słynęło z wytwarzania podróbek znanych w całej Europie mikstur leczniczych prawdziwych Laborantów (co stało się jedną z przyczyn zakazu działalności Laborantów w Karkonoszach, gdyż owe podrabiane substancje trafiły również na dwór królewski, gdzie mistyfikację odkryto).
Wobec tak przytłaczających dowodów na istnienie Wierzcholców dyskusja z udziałem słuchaczy została zdominowana kolejnymi świadectwami, potwierdzającymi pośrednio lub bezpośrednio istnienie owego ludu. Olga Danko – znawczyni piśmiennictwa Mistrza Stecia – przypomniała, że działalność publicystyczna Tadeusza Stecia zakończyła się nagle i niespodziewanie na początku lat 60-tych ubiegłego wieku, niewątpliwie na skutek dotarcia przez Autora do namacalnych przesłanek, potwierdzających obecność owego ludu. Pan Tadeusz nigdy nie chciał mówić o tej sprawie (zresztą jak o wielu innych frapujących historiach, które stały się Jego udziałem), a naciskany – w sposób szorstki przerywał dyskusje na temat Wierzcholców.
Jerzy Nalichowski przypomniał sobie, że we wczesnym dzieciństwie słyszał opowieści o nieznanych osobnikach, którzy zamieszkiwali ongiś opuszczoną po 1945 roku część Kowar - Budniki. Tomasz Pryll, tłumacz języka niemieckiego, znalazł w „Kronice Kowar” Eisenmängera wzmiankę, że niejaki Vierholz (być może „Würzholz”) był postacią, którą w okolicach Kowar straszono niegrzeczne dzieci, tak jak w innych częściach Karkonoszy czyniono to postacią Ducha Gór Rübezahla.
Jerzy Nalichowski przypomniał sobie, że we wczesnym dzieciństwie słyszał opowieści o nieznanych osobnikach, którzy zamieszkiwali ongiś opuszczoną po 1945 roku część Kowar - Budniki. Tomasz Pryll, tłumacz języka niemieckiego, znalazł w „Kronice Kowar” Eisenmängera wzmiankę, że niejaki Vierholz (być może „Würzholz”) był postacią, którą w okolicach Kowar straszono niegrzeczne dzieci, tak jak w innych częściach Karkonoszy czyniono to postacią Ducha Gór Rübezahla.
I jedynie Agata Rome-Dzida, pani na Pałacu Staniszowskim (to ten od Hrabiego Rolls-Reußa, przemysłowca, konstruktora słynnych automobili), stanowczo żądała bardziej naukowych, namacalnych dowodów na istnienie wspaniałego, choć przecież biednego i prostego ludu wierzcholczego. Andrzej Więckowski obiecał tedy (a być może zagroził?), że temat będzie kontynuowany, a uczestnicy panelu zapewnili, że w swoich dziedzinach nieustannie poszukiwać będą dalszych materiałów historycznych, które rzucą światło na kolejna tajemnicę Karkonoszy.
Ważne linki:
Zdjęcia zaczerpnąłem z artykułu Konrada Przeździęka (TEJO) z w/w źródła.
Stanisław Firszt nie jest historykiem.
OdpowiedzUsuńJest archeologiem i dyrektorem Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.
Co ty powiesz, Anonimowy? A może podważysz także kompetencje słynnej arystokratycznej rodziny Reußów z dolnośląsko-angielskiej gałęzi Rolls-Reuß? Tymi samochodami jeździ przecież sama Królowa United Kingdomu!
OdpowiedzUsuń