Dzisiaj zacznę od zacytowania fragmentu Ustawy o lasach z 28 września 1991 r. (pełny tekst TU):
Art. 30. 1. W lasach zabrania się:
[...]
2) zaśmiecania;
[...]
11) wybierania jaj i piskląt, niszczenia lęgowisk i gniazd ptasich, a także niszczenia legowisk, nor i mrowisk;
12) płoszenia, ścigania, chwytania i zabijania dziko żyjących zwierząt;
13) puszczania psów luzem;
12) płoszenia, ścigania, chwytania i zabijania dziko żyjących zwierząt;
13) puszczania psów luzem;
14) hałasowania oraz używania sygnałów dźwiękowych, z wyjątkiem przypadków wymagających wszczęcia alarmu.
Dodam jeszcze fragment Ustawy o ochronie zwierząt z 21 sierpnia 1997 r. (pełny tekst TU):
Art. 33a. [...]
3. Zdziczałe psy i koty przebywające bez opieki i dozoru człowieka na terenie obwodów łowieckich w odległości większej niż 200 m od zabudowań mieszkalnych i stanowiące zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących, w tym zwierząt łownych, mogą być zwalczane przez dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich.
3. Zdziczałe psy i koty przebywające bez opieki i dozoru człowieka na terenie obwodów łowieckich w odległości większej niż 200 m od zabudowań mieszkalnych i stanowiące zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących, w tym zwierząt łownych, mogą być zwalczane przez dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich.
A teraz "pochwalę" się zdjęciem wykonanym dzisiaj w odległości nie większej, niż 500 metrów od granic dzielnicy Zabobrze, na obszarze moich - oraz licznych innych właścicieli czworonogów - codziennych spacerów z psem.
Sarnie truchło - 2 marca 2010 r. |
Las jest domem dla zwierząt. Pies (oraz jego właściciel) jest tu tylko gościem. Zwierzęta leśne odbierają go jako drapieżnika, wilka – już z daleka wyczuwają go i uciekają. W lesie, blisko miasta, zwierzęta nie mają spokoju – są ciągle płoszone przez spacerowiczów, a zwłaszcza przez biegające psy.
Właściciele psów najczęściej uważają swoich pupili za zupełnie niegroźnych lub świetnie wytresowanych. W każdym kanapowcu drzemie jednak drapieżnik, a najlepsza tresura może zawieść w konfrontacji z nagle ujawnionym instynktem łowieckim. Najgorzej jest zimą. Wystarczy cienka pokrywa lekko zmrożonego po wierzchu śniegu – sarna na swoich cienkich nóżkach zapada się, musi poruszać się powoli, każdy kanapowiec dogoni ją bez problemu. A wtedy wystarczy jedno dotknięcie zębami...
Właściciele psów najczęściej uważają swoich pupili za zupełnie niegroźnych lub świetnie wytresowanych. W każdym kanapowcu drzemie jednak drapieżnik, a najlepsza tresura może zawieść w konfrontacji z nagle ujawnionym instynktem łowieckim. Najgorzej jest zimą. Wystarczy cienka pokrywa lekko zmrożonego po wierzchu śniegu – sarna na swoich cienkich nóżkach zapada się, musi poruszać się powoli, każdy kanapowiec dogoni ją bez problemu. A wtedy wystarczy jedno dotknięcie zębami...
Właścicielom psów polecam także pilną lekturę prywatnego bloga pracowników nadleśnictwa Gdańsk (uwaga, drastyczne zdjęcia!).
Moja prawie półtoraroczna suka bardzo często biega sobie bez smyczy. Jest karna i posłuszna (no, w każdym razie: najczęściej...). Mimo to, gdy zapuszczam się z Frodą w las, nawet ten pod Górą Szybowcową - zapinam ją na długą smycz. Na łąkach, w pewnej odległości od lasu biega luzem, ale wówczas to ja bardzo pilnie wypatruję saren i innych zwierząt, żyjących w lesie, a gdy je zauważę, przywołuję Frodę, i każę jej iść koło siebie. Mimo jej posłuszeństwa wyznaję zasadę, że kontrola głosem i gestem sprawdza się na odległość nie większą, niż 20 - 30 metrów. Niemcy mawiają: "Zaufanie jest dobre, kontrola jest lepsza". Wiosną i latem ubiegłego roku, gdy Froda była jeszcze szczeniakiem, kilkakrotnie ruszyła w pogoń za dostrzeżonymi sarnami. Te na szczęście były bardzo daleko, a umiejętności sprinterskie Golden Retrievera w wieku poniżej jednego roku są raczej mierne. Taka jej "wolność" skończyła się tej zimy. Wprawdzie nawet widząc stadko saren Froda nie przejawia ochoty do polowania, ale kto tam wie, co jej do łba strzeli...
No właśnie, a propos słowa "strzeli": w prasie i w telewizji mówi się sporo o sprawie odstrzału psów biegających samopas w lasach. Zasadniczo nie sprzeciwiam się takiemu rozwiązaniu, pod pewnymi wszelako warunkami. Głównym narzędziem walki z kłusującymi psami winien być mandat, słony i dotkliwy. Kary nakładane na łamiących prawo leśne właścicieli psów wynoszą od 50 do 1000 zł (dolna granica dość łagodna), w razie odmowy przyjęcia mandatu - do 5000 zł w Sądach Grodzkich, o ile sąd uzna winę posiadacza psa. Odstrzał winien następować jedynie po upewnieniu się przez myśliwego/leśniczego o nieobecności właściciela czworonoga lub też w sytuacji, gdy pies ewidentnie zaatakował lub zagryzł zwierzynę leśną. Są to działania trudne, wymagające od strzelającego szybkiej oceny sytuacji, dobrej orientacji i dobrej woli. I tak, jak pośród właścicieli psów dość jest ludzi nieodpowiedzialnych, tak pośród osób uprawnionych do odstrzału psów dość jest narwańców i "pistoletów". Po celnym zaś strzale wszelkie wyjaśnienia są mocno spóźnione - szczególnie dla psa.
Dlatego w lesie lepiej trzymajmy nasze futrzaki na smyczy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz