Ani dawny Schmiedeberg, ani powojenne Kowary nie miały łatwo: położone pomiędzy istotnymi niegdyś ośrodkami miejskimi (Kamienną Górą i Jelenią Górą), które niechętnym okiem patrzyły na konkurencję miejską, choć łakomym wzrokiem łypały w kiesy mieszkańców; wtulone w zbocza zachodnich Karkonoszy z kolonią Budniki, gdzie słońca nie widywano przez 6 miesięcy w roku... Po wojnie zamknięte przez Ruskich i nasze dupowłaźne władze realkomunistyczne z powodu rzekomego bogactwa rud uranu, ciągle niedoinwestowane, borykające się z problemami etnicznymi, które powstały przez przymusowe osiedlenie w mieście Cyganów... W latach realkomunistycznej prosperity słynące wprawdzie z najwspanialszych dywanów (tradycja Smyrnej), ale niedoinwestowane i szybko popadające w ruinę, także po przemianach 1989 r.
Walczą Kowary o zmianę swojego (przepraszam za słowo) image, zarówno w warstwie społecznej, jak i ekonomicznej - i widać tego efekty, chociaż straszliwie trudno jest walczyć z silnie zakorzenionymi stereotypami, które trwają w świadomości niekowarzan. Mam wrażenie, że pod rządami wybranego w 2006 r. na burmistrza miasta Mirosława Góreckiego wydarzyło się w Kowarach szczególnie wiele dobrego, chociaż bywały i wpadki, i porażki.
Kto więc ciekaw zmieniającego się oblicza Kowar, winien koniecznie przybyć na Zlot Duchów Podziemi (11 - 12 września 2010). To kolejna z bardzo wielu imprez kowarskich, które świadczą o aktywności władz, ale także społeczności miejskiej - w moim odczuciu coraz lepiej się integrującej.
Na plakacie i afiszu wykorzystano rysunki kowarzanina Igora Durlaka (6 lat) z Przedszkola Publicznego nr 1 w Kowarach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz