Przy bezpośredniej organizacji takiego przedsięwzięcia pracuje (z obu stron) wielce pokaźna liczba ludzi. Jeszcze większą rzeszę tworzą Ci Bez Których Siły Oddziaływania Nic By Z Tego Nie Wyszło.
Ze strony niemieckiej niewątpliwie należy tu wymienić pana profesora Jürgena Haase i jego Wilhelm-Fraenger-Institut w Berlinie. To on był pomysłodawcą przedsięwzięcia, wprawdzie pierwotnie w odmiennym kształcie, niż końcowy uzyskany efekt, ale bez niego i bez podziwu godnej aktywności jego małżonki, pani Angeli Henkel urzeczywistnić by się Biennale nie dało.
Prof. Jürgen Haase |
Angela Henkel |
Ogromną pracę wykonał kierownik projektu Tom Aures, zajmujący się w zasadzie całością "czarnej roboty" w tle i trzymający krótko młodszych i równie sprawnych pomocników: studentów, wolontariuszy, pomocników.
Tom Aures |
Biennale nie odbyłoby się bez wsparcia burmistrza Worpswede, Stefana Schwenke, który przekonać musiał licznych przeciwników w Radzie Gminy tego w takiej formie skonstruowanego przedsięwzięcia, w tym swojego zastępcę Jochena Semkena. Zresztą tego ostatniego nie przekonał: Jochen bardzo krytycznie wypowiadał się o niemieckiej części Biennale do końca jego trwania. Nie tylko on. Ale o tym napiszę w Podsumowaniu.
Burmistrz gminy Worpswede Stefan Schwenke |
Ogromną pracę wykonała pani Klaudia Krohn, pełnomocniczka ds. kultury. Nie sposób nie wspomnieć o Sonii Toeppe, konserwatorce dzieł sztuki, która przez bite 2 dni pisała protokoły odbioru naszych obrazów i innych wytworów artystycznych.
Z pewnością pominąłem tu wiele osób (Martin Ulrich, Du verzeihst doch!), ale nie jest moim zadaniem tworzenie książki telefonicznej ze zdjęciami. Bowiem jest jeszcze jedna grupa, o której zapomnieć nie wolno: Właściciele lub Administratorzy muzeów i galerii sztuki w Worpswede. To oni udostępnili pomieszczenia, spełnili ostre (czasami absurdalne) warunki ekspozycyjne naszych muzeów, przyjęli nasze eksponaty z troską, a nas samych z niezwykłą serdecznością.
Szacunek i chapeau bas!
A przecież to dopiero niemiecka część wyliczanki. Po stronie polskiej zacząłbym od pana doktora Marka Prawdy, jeszcze w ubiegłym roku Ambasadora RP w Berlinie (obecnie Stałego Przedstawiciela RP w Brukseli), bez którego wydatnej pomocy, zagrzewania nas do "walki", starań zakulisowych – najpewniej w ogóle nie podjęlibyśmy się tego zadania, a z pewnością nie w tak rozległym zakresie.
Ambasada RP w Berlinie: tu spotkaliśmy się na śniadaniu z panem drem Markiem Prawdą |
O ekipie Domu Carla i Gerharta Hauptmannów (i o moim udziale w projekcie) wspominałem w poprzednim wpisie. A przecież pomagała nam bardzo wydatnie także Teresa Kępowicz, autorka projektu wystawy o starych koloniach artystycznych, projektantka graficzna plansz, katalogów i ulotek.
Nie sposób zapomnieć o ludziach z kolonii artystycznych w Zakopanem i Kazimierzu. Wspomagali nas w przygotowaniach, brali udział w samym Biennale: pani Julita Dembowska (Z), państwo Odorowscy (K).
Pominąłem najpewniej wiele nazwisk, nie wymieniłem Grześka Sokolińskiego i Grześka Duni, burmistrzów Szklarskiej Poręby i Kazimierza Dolnego; radnych obu miast: nie wszystkich poznałem, nie ze wszystkimi byłem w kontakcie. Ale wszystkim serdecznie dziękuję!
Zastanawiałem się, czy wymieniać z imienia i nazwiska ewidentnych przeszkadzaczy. Znalazły się bowiem i takie osoby: bezinteresownie, w myśl zasady: "Po co robić coś, gdy można nic nie robić?", torpedujące nasze działania. I postanowiłem je pominąć, zachowując jednak ich nazwiska w zakamarkach mojej pamiętliwej mózgownicy. Co się odwlecze, to nie uciecze...
Zapraszam Bożkę Danielską i Przemka Wiatera do wpisywania w komentarzach nazwisk tych pomagających nam przy projekcie osób, które w głównej części się nie pojawiły. Bo moja pamięć do nazwisk jest mi piętą achillesową.
Pomagaczy merytorycznych zbyt wielu nie było biorąc namiar na rozmiar przedsięwzięcia. Niemniej istotne było wsparcie duchowe kibiców -kolegów z Muzeum Karkonoskiego a także perfekcja mojej(!) załogi czyli załogi Domu Hauptmannów: Ani, Izy, Teresy, Joanny, Ryśka,Piotra i Pawła (skoczek), którzy błyskawicznie usuwali nam spod nóg wszelkie przeszkody, więc choć duchem bywaliśmy wyłączeni, muzeum funkcjonowało codziennie i sprawnie. Nie wspomnę o ich fizycznym udziale w wielokrotnym pakowaniu, rozpakowywaniu, noszeniu ciężarów i ciągłym sprzątaniu, przy zwykłym ruchu zwiedzających. Wspomnę też siłę oddziaływania naszego póetatowego Stefana, który w trakcie jazdy ze mną do i z Szklarkiejpodtrzymywał mnie na duchu i motywował do działania. M.
OdpowiedzUsuńczemu właczyłeś sobie jakieś blokady i zatwierdzenia ?
OdpowiedzUsuńBo spamu od cholery. Codziennie 8 - 9 bootów mi komentarze wciska. Stąd zabezpieczenia.
OdpowiedzUsuń