Zbiór cały zdarzeń śmiesznych, mniej śmiesznych i zupełnie niespodziewanych, związanych z Biennale, tkwi w mojej łepetynie. Bohaterami niektórych z nich są nasi znajomi, a żeby wydobyć ze zdarzeń pełnię humoru, musiałbym ich wskazać z imienia i nazwiska. Stąd post niniejszy chwilowo zawieszam: przed publikacją muszę zapytać zainteresowane osoby o zgodę.
Zgoda?1. Cy tata cyta cytaty Tacyta?
Wykład dra Przemka Wiatera n/t starej (tzn. przedwojennej) kolonii artystycznej w Szklarskiej Porębie. Jeśli przedwojennej - to w Schreiberhau. Nieistotne: obmyśliliśmy sobie z Przemkiem, że on mówić będzie po niemiecku, jak zaś odczytywał będę (z kartki) odpowiednie cytaty literackie we wskazanych przez Przemka miejscach. W sumie konwencja niezła: w razie black-outu u Przemka, w chwili, gdy zabraknie mu słowa (ile razy ja miałem takie zaćmienia umysłu!) - będę w pobliżu i słówko podrzucę.
Ruszyliśmy do boju: ja z kartką w ręku, Przemek wali z dyni. Jakoś się zamyśliłem, odjechałem na chwilę, ale słyszę: "Herr Pryll, bitte Zitat!" No to zakładam okulary, kartkę otwieram (cytaty były w tekście zaznaczone na czerwono), znajduję co trzeba i z aktorskim niemal przejęciem czytam cytat z Hauptmanna, z Buch der Leidenschaft, o tym, jak bracia odkryli Dolinę Siedmiu Domów i postanowili tu wybudować dom. Później jeszcze jeden cytat i po ok. 15 minutach wykład Przemka dobiegł końca. Po chwili doktor podchodzi do mnie: "Fajnie wyszło z tymi cytatami, tylko za pierwszym razem, gdy ja mówiłem o Bölschem - ty przeczytałeś Hauptmanna...".
Przemku, ale z jakim zadęciem przeczytałem! Z tak wielkim, że wszyscy myśleli, że to Bölsche...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz