26.10.2009

Pan Henryk Waniek o Śląsku: mądrze, rozważnie i z sercem...


Pozwolę sobie wkleić rozmowę, jaką pani Henryka Wach-Malicka (Dziennik Zachodni) przeprowadziła z panem Henrykiem - bo tekst działa na wyobraźnię, uspokaja (tych nerwowych) i po prostu płynie...


Dążenie do separacji Śląska to swoisty odwet za lekceważenie, z jakim o tym regionie mówią ludzie, znający go powierzchownie, albo zgoła wcale
Na Śląsku od wieków krzyżowały się drogi przybyszów z różnych stron Europy. Ci, którzy zostawali na dłużej, przynosili ze sobą tradycje, doświadczenia, choć czasem także uprzedzenia. W swoich książkach często zajmuje się pan tym tematem, więc pewnie pomoże pan rozwikłać ten problem: czym jest tak różnorodne dziedzictwo dla współczesnych Ślązaków? Bogactwem? Przekleństwem? A może nie ma znaczenia?
Najprościej byłoby powiedzieć: ani bogactwem, ani przekleństwem. Śląsk po prostu jest wielokulturowy i niech każdy czerpie z tego bogactwa tyle, ile chce i potrzebuje. Problem z historią Śląska jednak istnieje, bo ciągle nie ma zbyt wielu opracowań, które pokazywałyby dzieje regionu w sposób kompletny, prawdziwy, bogato udokumentowany i ujęty z różnych perspektyw. Mało jest też literatury pięknej, której treścią byłby ten śląski tygiel. A byłoby co opisywać, bo to barwna, a momentami fascynująca przeszłość. Zmiany państwowości, życie codzienne, azyl dla uciekinierów, choćby chłopów pańszczyźnianych z Rzeczypospolitej Polskiej. Ale Śląsk jako tło powieści jakoś nie może się przebić. Jakby nie miał swoich dziejów. Większość niepokojów w umysłach Ślązaków wywołują politycy

Może z tych braków bierze się spontaniczna aktywność wielu Ślązaków, chcących odzyskać miejsce we współczesności?
Zastanawia mnie jednak fakt, że raz skomplikowaną historię Śląska uważa się za wartość pozytywną, wzbogacającą kulturę, sztukę i obyczajowość, a kiedy indziej słyszymy wprost: "przez tę ziemię tyle armii przemaszerowało, że w końcu jej mieszkańcy stali się nieufni, ksenofobiczni i z trudem akceptują jakąkolwiek państwowość".To argument złej woli, propagandowy, bałamutny i stanowczo za często wykorzystywany. Jeśli spojrzeć na historię Śląska z punktu widzenia wojen i konfliktów to przez długie stulecia nie był on obszarem większych działań militarnych; może poza drobnymi konfliktami lokalnymi. Był raczej, co najmniej do XVIII wieku, czyli tak zwanych wojen śląskich, regionem w miarę harmonijnego rozwoju, stabilizacji i pokojowego współistnienia różnych narodowości. Przynajmniej na poziomie codziennego życia mieszkańców. Bogobojny i pracowity.

Śląsk obszarem idyllicznym? Jakoś mnie to nie przekonuje...
Ja mówię o przeszłości, pani o współczesności. I oboje mamy rację. Jeśli Śląsk stał się w pewnym momencie przestrzenią konfrontacji i dramatu historycznego, to pomijając okoliczności polityczne, które taki stan rzeczy spowodowały, to jednak ta konfrontacja przebiega głównie na płaszczyźnie abstrakcji. Precyzyjniej mówiąc: na płaszczyźnie narzucanych z góry nacjonalizmów, a nie życia wspólnotowego, lokalnych tradycji, kontaktów sąsiedzkich itd. I moim zdaniem "centrale", tworzące te ideologię konfrontacji były poza Śląskiem. W Warszawie, w Moskwie, w Berlinie.

To brzmi jak spiskowa teoria dziejów!
Mówię o faktach politycznych, w których Śląsk, z bardzo różnych względów, był i jest kartą przetargową, atutem, polem manewrów, czy jakkolwiek to nazwiemy. Chodzi o to, że tak naprawdę, większość niepokojów w umysłach Ślązaków wywołują przede wszystkim politycy. Ich zbyt gwałtowna i egoistyczna robota wpływa na społeczeństwo, na jego poglądy, a nawet życie prywatne. I to właśnie obserwujemy od dłuższego czasu; prywata interesów partyjnych, brak troski o dobro powszechne, podżeganie do kłótni. Ślązacy odczuwają to jako osaczenie, więc reagują obronnie - między innymi zamykając się w sobie i szukając własnej "osobnej" tożsamości. Z zewnątrz może to wyglądać na oblężoną twierdzę. Ale nią nie jest; tak sądzę.

Dlaczego politycy traktują Śląsk jak odbezpieczony granat i tylko walczą o to, kto wyciągnie zawleczkę?
Prawdę mówiąc, wolę sobie tego pytania nie zadawać. Z prostej przyczyny, dzisiejszą politykę postrzegam jako teatr obłudy i kłamstwa. Powiem więcej: politykierstwo mnie brzydzi. Ale nie mam wątpliwości, że gdyby politycy, na różnych szczeblach i w różnych gremiach, nie podkręcali atmosfery i wczuli się w interes lokalny, niektóre konflikty łatwiej byłoby rozwiązać, a innych nie byłoby wcale. Na Śląsku mieszka wielu ludzi, którzy myślą o jego rozwoju pozytywnie, optymistycznie i dynamicznie. Społeczności lokalne już dawno wypracowały własne metody na osiągnięcie mądrze pojmowanego kompromisu. Przez wieki wszyscy przychodzili tu skądś i potrafili się asymilować, tworząc często solidarne i zwarte społeczności. A teraz, to się najwyraźniej psuje.

Pan wie, skąd przybyli na Śląsk przodkowie pana rodziny?
Bardzo mnie to interesowało. Tak bardzo, że mogę odtworzyć dzieje Wańków od XVI wieku. Czasem żartuję nawet, że to rodzina przybłędów, tak się moi przodkowie nawędrowali. Wywodzimy się z czeskiej Opawy, skąd przez Racibórz, Sośnicowice, Gliwice i Zabrze dotarliśmy wreszcie do Katowic, gdzie mój dziadek osiadł po I wojnie światowej. Jedno tylko pozostaje dla mnie tajemnicą, ale już jej chyba nie rozwiążę, bo nie zachowały się żadne dokumenty. Chciałbym wiedzieć, czy Wańkowie przybyli z Czech do Polski wraz z husytami, czy też przed husytami uciekając.

Którą wersję by pan wolał?
Żeby przybyli jako husyci, ale to już inna sprawa...
Zachowały się jakieś pamiątki po burzliwej historii rodzinnych wędrówek?
Tak. Najcenniejszą jest dyplom mistrza szewskiego mojego prapradziadka Teofila Wańka, wystawiony w 1848 roku, w dzisiejszych Sośnicowicach, czyli wtedy na terenach pruskich. Dyplom podpisało zaś trzech mistrzów, których nazwiska brzmiały: Czech, Dworski i Boguth. Takich rodzin jak moja jest na Śląsku wiele. Wpływy czeskie były zresztą kiedyś bardzo silne; dość powiedzieć, że w wieku XVI język czeski był językiem urzędowym na całym Śląsku.

Chciałabym zadać panu pytanie osobiste, ale proszę, niech pan na nie odpowie. Dlaczego pan ze Śląska wyjechał?
Tak się ułożyły okoliczności życiowe, nic poza tym. Natomiast po wyjeździe stało się coś, co mnie samego zaskoczyło. Otóż, mieszkając na Śląsku niespecjalnie go lubiłem. Tak, dobrze pani słyszy. Miało to wprawdzie związek z faktem, że moja młodość przypadła na czas szczególnie trudny, czas rabunkowej gospodarki Śląska, lekceważenia ludzi i tak zwanego komunizmu, ale obiektywnie rzecz biorąc chyba jednak potrzebowałem dystansu. Dopiero wtedy dostrzegłem całe bogactwo spraw, historii, kultury i naturalnego piękna Śląska. To, co nazwała pani wielokulturowością. Podejrzewam, że tak to po prostu jest - gdy człowiek ma wszystko w zasięgu ręki, nie zastanawia się nawet nad tym, co go ukształtowało, co było przed nim, co zostawia. Ale potem docenia miejsce rodzinne i wraca.

Pan wyjechał, inni przyjechali. I wielu z nich ma wrażenie, że nie zostali zaakceptowani przez Ślązaków.
Ta powojenna migracja odbyła się trochę pod dyktando władzy, której zależało na pogłębianiu różnic między przybyszami a Ślązakami. Ale to minie, to się unormuje, bo nieufność wobec obcych jest naturalnym procesem. Myślę, że Wańkowie, przybywając tu z Opawy też nie od razu się odnaleźli. A przecież w końcu wtopili się w śląską społeczność. Bo Śląsk był i jest terenem otwartym. Zawsze ktoś tu przyjeżdżał, a wielu zostawało, wnosząc nowe wartości do tej wielonarodowościowej i wielokulturowej społeczności. Niemcy, Czesi, Słowacy, ale także na przykład Walonowie z Flandrii czy nawet Wołosi.

A nie niepokoi pana dążenie do separacji Śląska?
Ja tę postawę rozumiem. To swoisty odwet na lekceważenie, z jakim o Śląsku mówią ludzie, znający go powierzchownie, albo zgoła wcale. To odreagowanie na zaczepki i bezmyślne obwinianie za winy niepopełnione. To wreszcie niechlubny spadek po PRL-u, w których to czasach Śląsk był traktowany haniebnie; jako poligon wielkiego politycznego łgarstwa i zachłannej eksploatacji zasobów ludzkich i naturalnych. Tego nie da się ukryć ani szybko zapomnieć. Ale nie sądzę, że dziś chodzi komuś o separację Śląska. Chodzi raczej o samorządność, która jest piętą achillesową w polskiej tradycji. Raczej o zachowanie równowagi ekonomicznej, sprawiedliwy podział budżetu, a przede wszystkim o uszanowanie godności osobistej Ślązaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Flagi

free counters