Добро пожаловать, друзья, в горах Крконоше!
Od kilku lat Rosjanie i Ukraińcy (z tych średnio zamożnych sfer) przyjeżdżali w polskie góry, wybierając głównie Tatry i Zakopane. W tym roku "odkryli" Karkonosze. Na ulicach Karpacza i Szklarskiej Poręby częściej niż w poprzednich latach słychać śpiewny język rosyjski i ukraińskie "akanie". Turyści zza wschodniej (i północnej!) granicy wypełniają lukę po coraz rzadziej odwiedzających nasze okolice Niemcach i Holendrach. No i przyjeżdżają właśnie teraz, w okresie krótkiego wyciszenia sezonu zimowego w Polsce. Szczególnie w Rosji na początku 2010 roku wypada sporo wolnego: od 1 do 5 stycznia świętowano nadejście Nowego Roku, 7 stycznia przypadło prawosławne Boże Narodzenie, kolejne dni także były wolne. A wkrótce nadejdzie maslenica, czyli karnawału tydzień ostatni, szczególnie hucznie i bogato obchodzony okres zabaw i obżarstwa. Rosjanie i Ukraińcy to bardzo dobry goście - o niebo lepsi od Niemców i Holendrów. Są szczodrzy i rozrzutni po słowiańsku, nie żałują ani na jedzenie, ani na trunki, ani na atrakcje turystyczno-sportowe. Ręce powinni zacierać kelnerzy - dzięki przyjezdnym ze wschodu rosną napiwki.
Często korzystają z możliwości zorganizowanych wycieczek po bliższej i dalszej okolicy, uwielbiają jednodniowe wypady do Pragi i do Drezna.
Najbardziej narzekają na dojazd - często bowiem poruszają się pociągami, a w Karkonosze coraz trudniej dojechać żelaznymi drogami. Zauważają także, że języka rosyjskiego nie widać ani w restauracjach (menu obcojęzyczne to z reguły menu po niemiecku), ani w informacjach turystycznych i folderach reklamowych. Trudno też znaleźć jest rosyjskojęzycznych Przewodników Sudeckich w naszym regionie: nastawiliśmy się pod tym względem na Niemców (i oczywiście Polaków), w niemieckim z reguły (rzadziej w angielskim) prowadzone były wycieczki dla Holendrów. Pośród kolegów "starszej daty" znam tylko dwóch, którzy płynnie mówią po rosyjsku. Teraz mogą mieć prawdziwe turystyczne "żniwa".
Uważam, że należy uczynić wszystko, by utrzymać tych turystów w naszym regionie - czy jednak będziemy potrafili szybko się przestawić z zapatrzenia na (niedomagający) Zachód na otwarcie ku Wschodowi? Kilka hoteli i pensjonatów pokazało, że tak.
Ha spotkałem i ja rosyjskojęzyczną grupę turystów ostatniego lata na wyciągu na Kopę... Taka zakładowa wycieczka jak u nas za komuny... Czasem mam wrażenie, że niektórzy w góry wpuszczani być nie powinni. Hałaśliwa grupa ubrana w ortalionowe, błyszczące dresy i nie chodzi już o ich narodowość (to mnie najmniej obchodzi) tylko o mentalność. Panie w wieku średnim adorowane przez młodszych kolegów i rechoty na całą paszczę, bujanie krzesełek na wyciągu i ciągłe wrzaski... Przykro patrzeć.
OdpowiedzUsuńPowyższa egzemplifikacja mnie nie przekonuje (i nie chodzi mi o narodowość). W mojej "praktyce" prowadzałem w góry różne grupy (przyznaję - najczęściej niemieckich emerytów) i najgorzej wspominam... młodzież z Holandii oraz dzieciaki z zachodnich Niemiec. Gdyby nie opis ubioru - pomyślałbym, że masz właśnie ich na myśli, Stan. Na górskich szlakach zaś (także tatrzańskich) spotykałem tabuny szczebioczących po POLSKU panienek, pań i matron w szpilkach, sandałkach, czy japonkach i szpanujących facetów na podwójnym (potrójnym...) gazie.
OdpowiedzUsuńMimo to - nie zmieniam zdania: turystów zza wschodniej granicy należy dopieszczać. Dopóki oferta turystyczna w śląskich Karkonoszach nie poprawi się - nie możemy liczyć na alternatywę.