Wczoraj nieco miodu, dzisiaj - sporo dziegciu... "Gazeta Wrocławska" ma uzasadnione wątpliwości:
Pytanie o celowość wydania ponad 15 mln złotych unijnych dotacji na modernizację linii kolejowej Szklarska Poręba - granica państwa - czeski Kořenov padło dopiero teraz, gdy inwestycję niemal ukończono. Po policzeniu kosztów utrzymania odnowionej trasy okazało się, że trzeba będzie dopłacić do niej około miliona złotych każdego roku.
Przychody z ruchu kolejowego są szacowane zaledwie na ok. 100 tys. zł. Ponieważ połączenie zmodernizowano za unijne dotacje, musi być utrzymane przez co najmniej pięć lat, bez względu na to, czy przynosi straty czy nie. Czy warto było sięgać po unijne pieniądze?
Jerzy Łużniak, wicemarszałek województwa, nie odpowiada wprost: - Do każdego połączenia kolejowego się dopłaca - tłumaczy. Przyznaje, że kwota obciążająca trasę Szklarska Poręba - granica państwa będzie wyjątkowo duża. - Może to stanie się nauczką, by w przyszłości nie sięgać beztrosko po unijne dotacje? - mówi z nadzieją. [...]
Teoretycznie pomysł był świetny. Ponowne uruchomienie bardzo malowniczej trasy miało przyciągnąć turystów. Przed II wojną światową przez Jakuszyce do Harrachova i dalej jeździło mnóstwo osób. Kursowały także składy towarowe. Ruch międzynarodowy zamarł w latach 50. I choć Polacy i Czesi wspominali o reaktywacji połączenia, to udało się to zrealizować dopiero teraz, dzięki sięgnięciu po dotacje z UE. Marszałek województwa dolnośląskiego Marek Łapiński uważa, że to celna i potrzeba inwestycja: - Technicznie trasa jest już gotowa - zapewnia Agnieszka Zakęś, dyrektorka departamentu infrastruktury w urzędzie marszałkowskim we Wrocławiu. Trwają uzgodnienia z PLK, dotyczące zarządzania połączeniem. Ma być tak zorganizowane, by w Czechach turysta mógł przesiąść się do innego pociągu i pojechać dalej, choćby do Pragi. - Być może pierwsze pociągi pojadą już w lipcu - mówi Agnieszka Zakęś.
Wszystko zależy od kolei, która musi w szybkim tempie wyremontować kilometrowy odcinek, którego marszałek nie przejął. Dał za to pieniądze na remont - 901 tys. zł. Drugie tyle dokłada spółka PLK. Przewozy mają prowadzić czeski przewoźnik i polskie Przewozy Regionalne. Zdaniem Agnieszki Zakęś, dopłatę do przewozów pokryje Ministerstwo Infrastruktury, gdyż jest to połączenie międzynarodowe. Trwają rozmowy, by w kolejnych latach było podobnie.
Duża dopłata do ruchu pociągów na trasie Szklarska Poręba - Harrachov to nie jedyny problem. O wiele bardziej może zniechęcić turystów tempo dojazdu z Jeleniej Góry do kurortu. Tory są w tak fatalnym stanie, że pociąg może jechać jedynie z prędkością 30 km/godz. Naprawa ma kosztować 35 mln zł. (podkreślenie moje)
- Rozmawiamy z PLK o szybkim remoncie tej trasy - zapewnia Agnieszka Zakęś. Aby zdopingować kolejarzy, zarząd województwa dolnośląskiego przekazał na remont 21 mln zł z Regionalnego Programu Operacyjnego. PLK zarezerwowała od siebie 14 mln zł. To daje szansę, że połączenie z Jeleniej Góry do granicy uda się przejechać jak przed wojną - szybko, wygodnie i podziwiając widoki.
Mniej optymistycznie wygląda sprawa dworców na tej trasie: - Są w kiepskim stanie - mówi oględnie Arkadiusz Wichniak, burmistrz Szklarskiej Poręby. Szkoda, bo to piękne, drewniane budowle - dodaje. Gmina usiłowała dogadać się z zarządcą kolejowych nieruchomości i przejąć dworce, ale na razie nic z tego nie wyszło. - Turysta przyjeżdżający z Pragi jako wizytówkę Polski zobaczy odrażające budowle - martwi się Wichniak.
O Kolei Kamieńczyka wspominałem na tym (i na starym) blogu wielokrotnie, bo okropny ze mnie miłośnik kolei w ogóle (normalnej kolei, nie PKP i ich mutacji krajowych), a wszelkich tras górskich w szczególności. Zadawałem też pytanie, jaki jest sens inwestowania w ten kilkunastokilometrowy odcinek, jeżeli nie będzie możliwości normalnego skomunikowania szlaku z Jelenią Górą (vide: PKP - komuszy pomiot). Nasze władze regionalne problem ten dostrzegły po wydaniu ciężkiej kasy - i ze strachem w oczach. To, że eksploatacja szlaku 311 w wymiarze Szklarska Poręba Górna - Granica Państwa będzie kosztować, było chyba jasne od samego początku. Strach zajrzał w oczy, gdy okazało się, jak wielkie to są pieniądze. Łużniak "z ulgą przyznaje, że nie było go we władzach województwa, gdy pojawił się projekt rewitalizacji tej trasy. Wniosek złożył poprzedni zarząd". Jakież to charakterystyczne dla tej nieudolnej władzy regionalnej: "to nie ja, to oni!". Czy jednak to nie obecna ekipa winna była, na długo przed zbliżającym się oddaniem do eksploatacji szlaku 311, pomyśleć o sposobach podniesienia rentowności połączeń? Zapewnianie środków na remont torowiska na odcinku Szklarska Górna - Jelenia Góra (dodajmy: środków dużych, ale niewystarczających) w obecnej chwili to musztarda po obiedzie: ewentualne prace w tej integralnej części Kolei Kamieńczyka potrwają przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście lat...
Mimo wszystko cieszę się bardzo, że przynajmniej przez 5 lat będzie funkcjonować połączenie kolejowe z Czechami. No, chyba, że po wyborach samorządowych przyjdzie nowy urzędas marszałkowski, zamknie wszystko na cztery spusty i powie: "To nie ja, to Łużniak".
Na blogu o Kolei Kamieńczyka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz