Dzisiaj, gdy już odeszliśmy od dosyć pretensjonalnego uzasadniania naszej polskiej obecności na Dolnym Śląsku po 1945 r. Piastami i pra-polskością tych ziem, poczęto interesować się tradycjami tego regionu - tradycjami ludowymi, ze wszech miar niemiecko-dolnośląskimi. Czynione są próby "wprowadzania" na tych terenach "naszych" tradycji (dr. Wiater), co dla mnie jest dość karkołomne - tradycji nie da się zadekretować, ona musi powstawać na przestrzeni pokoleń. W naszych okolicach owa tradycja - ze zrozumiałych względów - nie mogła się zakorzenić (jeszcze?). Ale nie o tym tutaj...
Jednym z nośników lokalnych tradycji jest język, a w przypadku języka niemieckiego - lokalna gwara. Jak wynika z licznych przekazów (ustnych i pisemnych), gwara podsudecka (Gebirgsschlesisch) była niezwykle zróżnicowana. Oto mieszkańcy wsi podjeleniogórskich niejednokrotnie z trudem porozumiewali się z mieszkańcami wsi podwałbrzyskich, kłodzkich (dialekt Glätzisch) czy nawet podlubańskich - różnice w wymowie i różnice znaczeń tych samych wyrażeń były spore. Dialektami Gebirgsschlesisch mówiono w całych Sudetach, z wyjątkiem Gór Łużyckich i Kotliny Kłodzkiej, również po czeskiej stronie gór w okolicach Trutnova (Riesengebirgisch), a także na północnych Morawach i Morawach śląskich.
Gebirgsschlesisch posiada liczne wspólne cechy leksykalne z niemieckimi dialektami środkowo- i południowo-zachodnimi (Ostmitteldeutsch), zawiera ponadto zapożyczenia z języków zachodniosłowiańskich (głównie ze polskiego i czeskiego).
Poniżej próbka "bywszego" dialektu z okolic Jeleniej Góry - i jego tłumaczenie na niemiecki język literacki. Różnice są widoczne doskonale. Melodia tego dialektu była również niepowtarzalna... Była... Ludzie posługujący się tą odmianą języka właściwie już nie żyją...
A Freitich vir der Huchzet, doo hulla se's Brautfuder bei der Braut an foorn's zum Breitch'n; dos häßa se's Fuderfihrn. De Braut ies nee derbeine, die bleibt derhäme. An doo wird a grußer Tollmolt gemacht. Doo waarn de ganza Schränke an olls, wos de Braut asuu brengt, off an grußa Letterwoorm uhfgelodt. Doo hoot's drei, vier Monnsvelker derbeine an a poor Bettfraun an au an Huchzetbieter. Doo wird a gruus Assa gemacht an techtich getronka Bier an Branntwein. An doo komma jonge Maadel an soorn Getechte, der Braut äs an äs 'n Breitch'n. An doo hoan se aalt Toopzeig zum Polterobende ei an Saak gesackt an schmeißa's a poormol uhf, doo wird a recht Gekrache an a Gelache. Do giht's laabhoftichzu, an do wird gesonga an getanzt off daan Urte bis zum friha Murja. Am Freitag vor der Hochzeit, da holen sie das Brautfuder* bei der Braut und fahren es zum Bräutigam; das heißt Fuder führen. Die Braut ist nicht dabei, die bleibt daheim. Und da wird ein großer Tumult gemacht. Da werden die ganzen Schränke und alles, was die Braut auch so bringt, auf ein großen Leiterwagen aufgeladen. Da hat es drei, vier Männer dabei und ein paar Bettfrauen und auch ein Hochzeitbieter. Da wird ein großes Essen gemacht und tüchtig getrunken Bier und Branntwein. Und da kommen junge Mädel und sagen Gedichte, der Braut eins und ein dem Bräutigam. Und da haben sie altes Topfzeug zum Polterabend in einen Sack gesackt und schmeißen es ein paar mal auf, da wird ein recht Gekrache und ein Gelache. Da geht es leibhaftig zu, und da wird gesungen und getanzt auf dem Orte bis zum frühen Morgen. *) Brautfuder - wiano
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz