27.03.2009

Wielka powódź w Kowarach (czerwiec 1897 r.)

Deszcz lał strumieniami; była to nieprawdopodobnie parna noc. Musiało być koło północy, gdy rozległy się niezwykłe dźwięki. W domach w dolnej części miasta dawno już zgasły światła. Mieszkańcy spokojnie udali się na spoczynek. Usłyszałem wówczas coraz silniejszy szum przepływającej tuz obok budynku Jedlicy, przeplatany tępymi uderzeniami głazów, które porwała rzeka, miotając je o mury oporowe. Głębokie, niesamowite dźwięki brzmiały niczym wystrzały z armat! Mimo to nie czułem większego niepokoju, gdyż podobne sytuacje już się zdarzały i kończyły się przeważnie niewielkimi niedogodnościami, zalaniem piwnic i innymi drobnymi niewygodami. Koło godziny 1:00 (w nocy) rozległa się syrena alarmowa ochotniczej straży pożarnej, zagłuszana chwilami przez głośny szum Jedlicy. Jednak ulice i brzegi Jedlicy pozostały puste. Nawet w najbardziej zagrożonych domach ludzie spokojnie spali. Gdy poczęło świtać, ujrzano to, co do tej pory było jedynie słychać. Żółto-szare, spienione masy wody pędziły łożyskiem rzeki, niosąc belki, drzwi, deski, meble; miejscami wylewając z koryta, zalewając ulicę i chodnik – w tym momencie runął mały dom, znajdujący się po prawej stronie, i utonął w Jedlicy. Pozostała tylko niewielka reszta: jedna ściana szczytowa z powiewającymi na wietrze firankami i rozrzuconymi sprzętami gospodarstwa domowego. Ludzie uratowali się, skacząc przez okna. Kobieta starała się uratować pościele, lecz w tym momencie izba wraz z łóżkiem zsunęła się do wody, a ona sama ledwie się uratowała.
Szedłem dalej ulicą, brodząc w mule. Kamienny most, pierwszy w dolnej części miasta, pozostał nietknięty. Poza nim chyba tylko jeszcze dwa mosty – pozostałe, oraz kładki, czy to z kamienia, czy z drewna, czy z żelaza, po prostu zniknęły. W miejscu, gdzie odchodzi pierwsza ulica w kierunku dworca i Karpacza, woda rozmyła nawierzchnię i podmyła mur oporowy. Ścinano drzewa owocowe, by zatrzymać wodę, która swój najwyższy stan osiągnęła pomiędzy godziną czwartą a pół do piątej. Jakiż straszliwy obraz rozciągał się w tym właśnie miejscu! Wprawdzie Jedlica rwała i szalała jeszcze w swoim starym korycie, jednak wyżłobiła sobie drugą odnogę. Z wielką siłą woda uderzała w położony nad brzegiem domek drobnego handlarza, który w ostatniej chwili uszedł niebezpieczeństwu, porwała wreszcie dom, pozostawiając jedną niewielką izdebkę, wdarła się na Gartenstraße, uderzyła w szkołę dla Kowar Dolnych, porywając jeden z pokoi mieszkania nauczyciela, pochłonęła położony obok dom mistrza malarskiego oraz zniosła z powierzchni ziemi dom kupca Hentschela wraz z przydomowym ogródkiem, najładniejszym w mieście, całą dumą i radością 80-letniego właściciela. Od Rynku płynie szeroką strugą płytka woda, wypływająca ze ścieżki, prowadzącej do gospody „Pod Czarnym Koniem”, dokąd dostała się z położonych wyżej terenów. Jakiż straszliwy widok przedstawiają oficyny domów położonych tuż nad wodą! Zbudowano jest przeważnie tuż nad rzeką, niektóre sięgały ponad lustro wody. Zbliżając się ku nim, obok miejsc, gdzie wczoraj nieledwie stały małe, zadbane domki, spozieramy w otwarte resztki izb, warsztatów i magazynów. Tu wisi obraz, niewielki landszaft, na którym błękitne niebo kontrastuje z kolorytem mglistego dnia; tam wejrzeć można głęboko w najtajniejsze schowki w domu rzeźnika, widać też pozostałości po piekarni, po warsztacie blacharskim, którego cenne maszyny uniosła Jedlica. W oficynie pewnego destylatora znajdowała się stajnia dla koni i mieszkanie woźnicy. Stajnię, konie a także woźnicę porwała woda. Woźnica, August Trautmann spod Kostrzycy, wołał zapewne o pomoc, gdy szalejący nurt pociągnął go pod most Nepomucena; jednak czy ktoś byłby w stanie pomóc? Jego zwłoki znaleziono w Łomnicy. Zewsząd słychać było wołania o ratunek i wrzaski przerażenia, jednak nie było możliwości dotarcia do nieszczęśników, gdyż nikt nie był wstanie opuścić podmywanych przez wodę domów. Rozbijano drzwi i wybijano okna, by ratować ludzi i dobytek – jedno zniszczenie powodowało kolejne, aż wreszcie ujrzano bezmiar katastrofy, która w przeciągu niewielu godzin, często – w ciągu 10 minut, a czasami w mgnieniu oka nagle zniszczyła mienie i szczęście wielu rodzin. Obraz spustoszeń sięgał Podgórza. Tu i ówdzie porwane przez wodę domy, w górnej części miasta zerwane nawierzchnie ulic i wypłukane nowe koryto rzeki; jeszcze wyżej ku fabryce porcelany, której położona nad rzeką przybudówka została zniesiona, aż po kompletnie zdewastowaną leśniczówkę nad Podgórzem – wszędzie ten sam widok! Oberwanie chmury, które musiało przejść nad grzbietem, gdzieś powyżej Okraju, wraz z padającym od wielu dni deszczem spowodowały, że strumienie i rzeka wystąpiły z brzegów, tworząc sobie nowe koryta prowadzące wprost przez ludzkie domostwa i warsztaty. Według danych urzędowych magistratu zniszczonych zostało 14 budynków mieszkalnych i 15 innych budowli, 10 domów mieszkalnych i 5 innych budynków silnie uszkodzonych, 12 publicznych i 9 prywatnych mostów zerwanych, 3 kilometry dróg publicznych i ponad kilometr prywatnych rozmytych, 5 kilometrów publicznych i 10 kilometrów prywatnych ścieżek w znacznym stopniu uszkodzonych. Pół hektara pól, cztery hektary łąk i jeden hektar ziemi ogrodowej znalazły się pod warstwą piasku. Zerwanych zostało 800 do 900 metrów murów oporowych, na długości 2 km koryto Jedlicy wypełniał piasek i żwir. Całkowite szkody miasta wyniosły 497.536 marek. Sam właściciel fabryki porcelany ocenił swoje straty na ponad 105.000 marek. W kopalni „Bergfreiheit” poziom wody podniósł się o 66 metrów, co spowodowało zawalenie się licznych konstrukcji kopalnianych. Wydobycie wstrzymano na 3 miesiące.
Georg Friedlaender: "Aus den Tagen der Überschwemmung", Kowary, 1898 r.
zdjęcia ze strony Wratislaviae Amici

1 komentarz:

Flagi

free counters